[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wilks przygl¹da³ siê, jak Ripley bierze zapasowe magazynki i dwie rêcznelatarki i poczu³ wzbieraj¹cy w nim gniew.W koñcu mo¿e na to nie pozwoliæ.- Postrada³yœcie swoje pieprzone zmys³y! - Szuka³ w³aœciwych s³Ã³w, ¿eby wyraziæswoje niezadowolenie.- Pomyœlcie o tym!Ripley odezwa³a siê przez ramiê takim g³osem, jakby nie s³ysza³a, co do niejpowiedzia³:- Zostañcie tutaj tak d³ugo, jak tylko siê da, a potem przenieœcie siê gdzieœ wbezpieczne miejsce w pobli¿u.Wrócimy.Gdybyœmy w ci¹gu godziny nie pojawi³ysiê w odczytach czujników, znowu obejmujesz dowództwo.Odwróci³a siê od niego i powiedzia³a jeszcze z naciskiem:- Nie spieprz tego.Chcia³o mu siê krzyczeæ.Kiedy McQuade dostrzeg³ latacza Billie, coœ w nim siêprze³ama³o.Poczu³ ulgê.Tak, to by³o w³aœciwe s³owo - "ulga".A teraz Billie iRipley s¹ bliskie zabicia siebie samych.Nie.Przestañ.- Pójdê z wami - powiedzia³.- Przynajmniej na to siê zgódŸcie.- Nie - odpowiedzia³a spokojnie Ripley i za³o¿y³a karabin na ramiê.- Ktoœ musisprawdziæ, ¿e wszystko skoñczy³o siê pomyœlnie.- Mo¿esz uruchomiæ odliczanie ju¿ teraz - powiedzia³.- Za szeœæ miesiêcynast¹pi wybuch, nie musimy czekaæ.- Wilks.- zaczê³a Ripley.- Ona nie jest waszym dzieckiem! - Spróbowa³ z innej strony.Billie i Ripley wymieni³y spojrzenia, potem razem popatrzy³y na Wilksa.- W³aœnie jest - odezwa³a siê Billie.- Naszym.- Poza tym, nie mamy miejsca - doda³a Ripley.- Gówniane pieprzenie! To jest.- Skoñcz, Wilks.My lecimy, ty nie.Odprowadzi³ je po schodach a¿ do doku l¹downika i stara³ siê wymyœleæ, co mo¿ejeszcze powiedzieæ.Starzec ju¿ na nich czeka³.Moto sta³a obok z karabinem wd³oni.- Gotowy? - spyta³a Billie.Mê¿czyzna dotkn¹³ jej ramienia.- Chcia³bym byæ bardziej pomocny - powiedzia³.Chcia³ coœ jeszcze dodaæ, alezrezygnowa³.Billie kiwnê³a g³ow¹.Ripley da³a jej latarkê, a Moto wcisnê³a przycisk.Wilks spojrza³ na Billie.Nie by³ pewny tego, co czuje, nie wiedzia³, cowydarzy³oby siê pomiêdzy nimi w innych warunkach, ale.Ona równie¿ popatrzy³a na niego, przygotowana na jego kolejne b³agania.Nieustêpliwa, silna.- Proszê, wróæ - powiedzia³ cicho.- Musisz wróciæ, dzieciaku, bo.bo.Po³o¿y³a palec na jego wargach.- Wiem, Dawidzie.Chryste, czu³ siê tak, jakby za chwilê mia³ siê rozp³akaæ.Odwróci³ siê doRipley.- B¹dŸ ostro¿na - powiedzia³.Kiwnê³a mu g³ow¹.W³az siê otworzy³ i obie zniknê³y w mroku.Lecia³y na wschód, nie rozmawiaj¹c w ogóle ze sob¹.Billie by³a przera¿ona, alezdecydowana na wszystko.Zauwa¿y³a, ¿e Ripley zachowuje siê mniej wiêcej taksamo.Nie by³o o czym rozmawiaæ.Œwiat³a latacza s³abo oœwietla³y przestrzeñ przed nimi, ledwo mo¿na by³odostrzec sylwetki drzew i majestatyczne górskie szczyty.Gdy zbli¿yli siê do gór królowej, wzmog³y siê ha³asy dochodz¹ce z do³u.Towyjaœni³o sytuacjê.Mieszanina syków i wycia potworów niemal zag³usza³a ryksilników statku.Billie zaczê³a ciê¿ko dyszeæ, kiedy œwiat³a latacza oœwietli³y ziemiê.Œwietliste ko³o wype³ni³o siê szybko poruszaj¹cymi siê, czarnymi kszta³tami.- Statek jest trochê bardziej na wschód - odezwa³a siê Ripley.- Mo¿e niebêdzie tak Ÿle.- Mo¿e - mruknê³a Billie.Nigdy za bardzo nie wierzy³a w bogów, ale teraz modli³a siê do wszystkich,jakich zna³a, ¿eby Amy jeszcze ¿y³a.Ripley mgliœcie pamiêta³a wspó³rzêdne, kiedy manewrowa³a statkiem w kierunkuniewielkiego szczytu na wprost statku.Jak to sz³o? Do doliny wymar³ych drzew,szeœæset.?Poni¿ej ze sto tysiêcy dzieci królowej skrzecza³o i wy³o.Widaæ by³o dos³owniefaluj¹ce morze œmiercionoœnych, bezrozumnych potworów.Ripley ciekawa by³a, czyzdaj¹ sobie sprawê, co tutaj robi¹, albo co ma siê tutaj wydarzyæ.Interesowa³oj¹ te¿, jak wiele ich tu jeszcze przyjdzie.Zbli¿yli siê do szczytu i Ripley zwolni³a lot statku.Przynajmniej tego niemusieli szukaæ.Teren by³ tutaj p³aski i stanowi³ coœ w rodzaju rekreacyjnegokompleksu.Obcy statek widaæ by³o wyraŸnie na tle gwiazd.Dziesi¹tki potworów przemyka³o na zachód przez kr¹g œwiate³ l¹duj¹cego pojazdu.Ripley doprowadzi³a latacz tak blisko wiêkszego statku, jak tylko by³o mo¿na, iwyl¹dowa³a.Prawie natychmiast rozleg³y siê uderzenia w pow³okê.Przez os³onê widaæ by³o,jak ciemne sylwetki przebiegaj¹ w pêdzie obok i s³uchaæ by³o przeci¹g³ekrzyki.Wsta³y obie jednoczeœnie i podesz³y do w³azu.- Trzymamy siê razem - powiedzia³a Ripley.- Wyskakujemy, znajdujemy j¹ iwracamy.Billie kiwnê³a g³ow¹.Poczu³a, jak pal¹ j¹ policzki."Dziewczynka prawdopodobnie ju¿ nie ¿yje" - pomyœla³a Ripley, ale nie odezwa³asiê ani s³owem.W koñcu s¹ tu po to, ¿eby sprawdziæ.W³az odsun¹³ siê z cichym zgrzytem.Wejœcia obu statków by³y otwarte i znajdowa³y siê naprzeciw siebie.Billie wyskoczy³a i odwróci³a siê ku wschodowi.Nacisnê³a spust bez celowania.Nie by³o ono potrzebne.Œciana potworów wbiega³a w kule i pada³a, a kwas ichkrwi pryska³ na wszystkie strony.Kawa³ki zewnêtrznego szkieletu fruwa³y wpowietrzu.Ripley stanê³a obok niej i równie¿ otworzy³a ogieñ do nadbiegaj¹cych obcych.Jedna z bestii wskoczy³a na wierzcho³ek latacza i wyraŸnie gotowa³a siê doataku.Billie trafi³a j¹ krótk¹ seri¹ w piersi.Ruszy³y w stronê du¿ego statku, strzelaj¹c ci¹g³ym, automatycznym ogniem.Pad³oju¿ wystarczaj¹co du¿o obcych, ¿eby ich cia³a utworzy³y prawdziw¹ barykadê.Inne wspina³y siê na ni¹ i natychmiast ginê³y.Billie wyjê³a pusty magazynek i wcisnê³a nastêpny.Zrobi³a to akurat w sam¹porê, ¿eby str¹ciæ kolejnego potwora z pow³oki statku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]