[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec, nieogolony i brudny na twarzy, powiedzia³:- Zostanie wiêcej miejsca dla nas, kiedy ona siê st¹dwyprowadzi Tildo! Ale, czy ty dziewczyno naprawdê niedostaniesz ¿adnej zap³aty?- Nie rozmawialiœmy o tym.Nie myœla³am o pieni¹-dzach.- Masz zamiar pracowaæ za darmo? I, rzecz jasnawcale nie pomyœla³aœ o nas, ¿ebyœ tylko ty mog³a wspania-le mieszkaæ we dworze - burcza³.- Czy nigdy nieotrzymamy ¿adnej zap³aty za to, ¿e sprowadziliœmy was naœwiat? Tylko popatrz! ¯eniê jedno moje dziecko podrugim, a one co? Po prostu wracaj¹ do mnie ze swoimi¿onami, mê¿ami i dzieæmi.¯adne z was, diab³y rogate, nieumie sobie radziæ na w³asn¹ rêkê.No to idŸ, jak chcesz!Bêdzie przynajmniej jedna gêba mniej do karmienia!Matka mówi³a g³oœno, by przekrzyczeæ panuj¹cy w iz-bie szum:- Masz ¿¹daæ zap³aty, ja ci to mówiê! I wszystko, codostaniesz, bêdziesz przynosi³a do domu! Ka¿dego jed-nego szylinga! Coœ nam siê chyba nale¿y za tê ca³¹ udrêkêz tob¹.Irja wiedzia³a dobrze, ¿e jest najpos³uszniejsza zewszystkich dzieci i zawsze taka by³a, choæ pocz¹tkowo niemia³a si³y, by pracowaæ, a potem nie pozwalano jej napracê w domu, ¿eby mog³a zarabiaæ pieni¹dze pozadomem.Wiedzia³a te¿, ¿e nie nale¿a³o do zwyczaju, bym³odzi ludzie, którzy opuszczali dom, dostawali nas³u¿bie zap³atê w gotówce.Marne jedzenie i nêdznepos³anie, które nierzadko musieli dzieliæ z innymi s³u¿¹cy-mi, to by³o wszystko, na co mogli liczyæ.W ka¿dym razieutrzymywali siê w ten sposób przy ¿yciu, powinni wiêc i takbyæ wdziêczni.Dlatego te¿ Irja mia³a dla rodziców wartoœæz³ota.Nawet jeœli nie dawali tego po sobie poznaæ.Zreszt¹ rozumia³a matkê.By³a to kobieta ciê¿ko do-œwiadczona przez ¿ycie.Nikt by nie powiedzia³, ¿e jesttylko o kilka lat starsza od œlicznej, wiotkiej baronowejLiv Meiden.Matka by³a wychudzona, bezzêbna, w³osymia³a przerzedzone, rêce powykrzywiane i ¿ylaste i pa-trzy³a na œwiat matowym, pozbawionym jakichkolwiekz³udzeñ wzrokiem.I znowu w ci¹¿y, chocia¿ to musi byæchyba jej ostatnie dziecko, myœla³a Irja.W ka¿dym razietak¹ mia³a nadziejê, ze wzglêdu na matkê.Irja tak bardzo nie chcia³a prosiæ baronowej o pieni¹-dze.Pragnê³a im pomóc, a nie wykorzystywaæ ich trudn¹sytuacjê.Matka zni¿y³a g³os i szepta³a, zas³aniaj¹c usta d³oni¹:- Czy to prawda, co ludzie gadaj¹, ¿e dziecko jestnienormalne? ¯e to podmieniec?- Podmieniec? - prychnê³a Irja oburzona.Nie, mogêwam przysi¹c, ¿e nie.¯adne trolle nie mog³y siê dostaæ dopokoju, ¿eby podrzuciæ w³asnego bêkarta.- No pewnie, ¿e nie - odpar³a matka, rozczarowana.- Ale o pieni¹dze powinnaœ siê upomnieæ!Irja westchnê³a.Naprawdê nie wiedzia³a jak przez toprzebrnie.Min¹³ ca³y pierwszy tydzieñ, a ona o niczymnawet nie wspomnia³a.Uratowa³ j¹ baron Meiden, Dag.- Irjo.Wiem, ¿e mama Silje niezwykle ciê ceni³a.Myœlê, ¿e wsuwa³a ci do kieszeni jak¹œ monetê od czasu doczasu, prawda?- Tak, panie baronie.W ka¿d¹ sobotê.Ale ja bym niechcia³a.- Dobrze, dobrze, drogie dziecko! Wiesz przecie¿, jacyjesteœmy ci wdziêczni za twoj¹ ze szczerego serea p³yn¹c¹¿yczliwoœæ i pomoc przy dziecku.Tak naprawdê, jesteœmyod twojej pomocy ca³kowicie zale¿ni.Wiemy, ¿e ty samanigdy byœ nie za¿¹da³a niczego w zamian.Ale zgódŸ siê, ¿ebêdziemy ci wyp³acaæ parê monet na znak naszej wdziêcz-noœci, dobrze?Irja przêknê³a œlinê i skinê³a g³ow¹ potakuj¹co.Dag, który w miarê up³ywu czasu traci³ coraz wiêcejw³osów, ale za to stawa³ siê coraz okr¹glejszy, pewniez powodu tych wszystkich obiadów, które musia³ zjadaæz wysoko postawionymi panami - popatrzy³ na ni¹z uœmiechem.- Mama Silje powiedzia³a mi tak¿e, ¿e tê swoj¹ zap³atêoddajesz do domu, a sobie nic nie zostawiasz.To bardzo³adnie z twojej strony, lecz teraz nie mieszkasz ju¿w domu.Wobec tego zrobimy tak: bêdê ci p³aci³ jedn¹wiêksz¹ monetê, któr¹ oddasz rodzicom.Ale dostanieszte¿ jedn¹ mniejsz¹, któr¹ zatrzymasz dla siebie i o którejnikt nie bêdzie wiedzia³.W³aœciwie powinno byæ odwrot-nie, ale nie przypuszczam, ¿e na to przystaniesz.- Nie, panie.Moja matka ma a¿ nadto g¹b do wykar-mienia.Dziêkujê bardzo - powiedzia³a na koniec i dygnê³a.Baron wygl¹da³ tak sympatycznie, ¿e Irja siê wzruszy³a.Zapuœci³ brodê, pewnie ¿eby sobie powetowaæ utratêw³osów nad czo³em.I ubiera³ siê wedle najnowszej mody,w kamizelkê ze skóry ³osia, a najchêtniej w luŸny surdut,który zakrywa³ coraz wydatniejszy brzuch.Nosi³ koszulêo szerokich rêkawach i szerokie spodnie, wpuszczonew wysokie buty.Na zakoñczenie rozmowy po³o¿y³ jejrêkê na g³owie i uœmiechn¹³ siê ciep³o.Irja rozb³ys³az radoœci jak s³oñce.Liv i Dag ju¿ dawno przestali zauwa¿aæ jak niezgrabnai ma³o urodziwa jest ta dziewczyna.Widzieli w niej osobêo gor¹cym sercu, zas³uguj¹c¹ na mi³oœæ.Irja czêsto chodzi³a na cmentarz z bukietem polnychkwiatów.Lubi³a posiedzieæ obok miejsca wiecznegospoczynku pani Silje, jedynej osoby, która zna³a bolesn¹tajemnicê jej serca.Dziœ by³ tu tak¿e Tarald, rozmawia³ przy grobieSunnivy z pastorem, panem Martiniusem.Irja zwolni³a kroku, wahaj¹c siê co robiæ, lecz oniprzywolali j¹ do siebie.Podesz³a z nadziej¹, ¿e policzki niep³on¹ jej zbyt mocno.- ChodŸ do nas, droga Irjo - zawo³a³ pastor przyjaŸnie.- Rozmawiamy w³aœnie o zarazie, któr¹ tak dzielniepomaga³aœ nam powstrzymaæ.- Ach, o tym - powiedzia³a skrêpowana.- O tak, toby³ okropny czas! Pamiêta pan, panie Martiniusie, jakoboje zachorowaliœmy i le¿eliœmy sami w tym pustymdomku, ka¿de w swoim k¹cie? I musieliœmy ustalaæ, ktokiedy biegnie do wiadra w sieni, ¿eby siê tam ze sob¹ niezderzyæ? Och, pewnie o takich sprawach siê nie mówi- urwa³a sp³oszona.Pastor œmia³ siê.- W takich sytuacjach cz³owiek nie przejmuje siêczymœ takim jak obyczaje lub maniery.I zdaje siê, panieTaraldzie, ¿e kiedyœ siê jednak w tej sieni zderzyliœmy.Toby³a nagl¹ca potrzeba, ale mimo wszystko cofn¹lem siê.- ¯eby poczekaæ?- Poczekaæ? Panie Taraldzie, cz³owiek z krwaw¹ bie-gunk¹ nie mo¿e czekaæ.Ale mia³em bieliznê na zmianê.Irja st³umi³a œmiech.- Po wszystkim mo¿na siê œmiaæ, ale kiedy totrwa.mój Bo¿e, jak ja siê wtedy ba³am!- Ja tak¿e.To pan Tengel i m³ody Tarjei nas uratowali,wiesz o tym na pewno.- Tak.Ale udrêka by³a okropna.Najgorsze te ostatniedni, kiedy ju¿ nie mieliœmy si³ wstaæ i pan Tengel musia³nam zmieniæ bieliznê.Myœla³am wtedy, ¿e umrê zewstydu.- Spodziewa³bym siê, panie Martiniusie, us³yszeæ odpastora, ¿e to Pan Bóg was uratowa³ - burkn¹³ Taraldzaczepnie.- Dlaczego Bóg mia³by uratowaæ akurat mnie i Irjê,a pozbawiæ ¿ycia tak wielu ludzi w okolicy? Czy jesteœmylepsi od innych?- Zdrowy pogl¹d - oœwiadczy³ Tarald.- I doœæniezwyk³y jak na kap³ana.- Muszê siê jednak przyznaæ, ¿e prosi³em Boga o za-chowanie mnie przy ¿yciu.Tak samo jak modli³em siê za¿ycie i dusze innych.- To naturalne - skin¹³ g³ow¹ Tarald.- S³ysza³em, ¿epastor siê o¿eni³.Pan Maninius odwróci³ siê.- Tak - wymamrota³.- Jak to dobrze - uœmiechnê³a siê Irja.- M¹drapastorowa jest wsparciem i dla parafii, i dla samegopastora.- Tak - westchn¹³ pan Martinius, lecz z tak¹ jak¹œgorycz¹, ¿e spojrzeli na niego zdumieni.Pastor sprawia³ jednak wra¿enie, jakby nie zauwa¿y³, ¿ew ogóle cokolwiek odpowiedzia³.Sta³ pogr¹¿ony wew³asnych myœlach, a jego jasne oblicze przybra³o wyrazzgnêbienia i beznadziejnoœci.Niczego nie pojmowali.Paznali ju¿ jego m³od¹, bardzo³adn¹ ¿onê.Mówiono, ¿e wspaniale wype³nia swojeobowi¹zki pastorowej, odwiedza chorych, energicznieorganizuje pomoc dla tych, którzy jej potrzebuj¹, a w tru-dnych sytuacjach ma zawsze s³owo wspó³czucia i pocie-chy.Nie, pastorowa siê nie oszczêdza³a, a jej œlicznyuœmiech znany by³ szeroko.Pastor jakby siê ockn¹³.- Proszê mi wybaczyæ, myœla³em o czymœ innym.Comówi³aœ, Irjo?- Nic, powiedzia³am tylko, ¿e m¹dra pastorowa jest.- A tak, rzeczywiœcie! I nie mo¿e byæ lepszej ¿ony dlapastora ni¿ Julia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]