[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale staral sie zachowac spokoj i pilnowal, by usta nie rozchylaly mu sie coraz szerzej i szerzej ze zdziwienia.Choc to nawet juz nie bylo zdziwienie, a paraliz umyslowy.–Bruno, daj spokoj.Nie zanudzaj naszego goscia tymi teoriami – niespodziewanie wtracil sie Schafer, przerywajac na chwile czyszczenie sztucera mysliwskiego.–To nie sa tylko teorie – z drugiej strony, od namiotu, rozlegl sie glos mlodego Ernsta Krauzego, botanika.– To naukowe fakty.Nie widziales filmu naszych wspanialych niemieckich odkrywcow? Zostalo w nim udowodnione, ze kilkanascie tysiecy lat temu piramidy egipskie wzniesli Ariowie z Atlantydy!–Widzialem, widzialem.– Schafer pokiwal glowa.– Jednak to, co nas zajmuje, nie musi interesowac Peachy'ego.–Coz, nie znam sie na tych rzeczach – Pawel sklamal gladko – ale z checia wyslucham Herr Begera.Wychwycil uwazne, a jednoczesnie lekko rozbawione spojrzenie Schafera.–Slady Ariow widoczne sa wszedzie tam, gdzie przed tysiacleciami zasiali ziarna swej wielkiej cywilizacji.Potem przyszla katastrofa.Zreszta jedna z wielu, jakim ulegla Ziemia na przestrzeni swych dziejow – ciagnal Bruno Beger.– Moze zna pan teorie znakomitego niemieckiego astronoma Hansa Herbugera?–Austriackiego – przerwal mu Schafer.–Czyli naszego, niemieckiego – twardo sprostowal Beger.– Udowodnil, ze Ziemia co jakis czas ulega niszczycielskim wplywom obcych cial niebieskich, ktore zwabia swym przyciaganiem.Jeden z owych kosmicznych pociskow uderzyl w Ziemie, przynoszac zaglade Atlantydzie…Beger mowil i mowil, Schafer z uporem maniaka czyscil sztucer, Ernst Krauze co chwila z wypiekami na twarzy wtracal jakies uzupelnienia, Tybetanczycy z obslugi ekspedycji krzatali sie przy namiotach i jucznych zwierzetach, wiatr wial, gory trwaly, spiac na swych odwiecznych miejscach, a Pawel sluchal.I nie mogl sie nadziwic temu stekowi bzdur.–Brzmi to interesujaco – rzekl w koncu, starajac sie, aby jego ton zabrzmial wiarygodnie.Beger skwitowal to szerokim usmiechem uznania, a Schafer poslal Pawlowi jeszcze jedno zastanawiajace spojrzenie.I wtedy Pawel uswiadomil sobie, ze o ile Beger to – przynajmniej na razie – zwykly wariat, ktory zaprzysiagl dusze szalonej wizji swiata, o tyle Schafer jest stokroc niebezpieczniejszy.Nie wierzyl w to, co ustami wielu Begerow glosila jego partia, a jednak jej sluzyl.Zatem musial miec jakis powod, zapewne wiadomy tylko sobie.Byl jak wilk posrod wyglodzonych psow.One jeszcze tylko szczekaly, on na pewno potrafil kasac.Tybet, 16 wrzesnia 1939 rokuErnst pospiesznie wspinal sie po piargu.Mial malo czasu.Nie mogl sobie pozwolic na opuszczanie obozu na wiecej niz pare godzin, bo Beger albo ktorys z jego partyjnych towarzyszy nabralby podejrzen.Ale kilka godzin dziennie wystarczalo.Pierwsze trzy rekonesanse nie przyniosly powodzenia, jednak kolejne powinny doprowadzic go we wlasciwe miejsce.Posrod tych poszarpanych skal nie bylo wiecej niz piec, szesc dostepnych dla czlowieka szlakow.A przeciez Peachy Carnahan – Schafer usmiechnal sie na mysl o tym jakze prostym do rozszyfrowania pseudonimie z opowiadania Kiplinga – musial przyjsc jednym z nich.W tym stanie nie zdolalby pokonac dlugiej drogi, zatem cel Schafera, a jednoczesnie poczatek drogi Carnahana, wydawal sie niezbyt odlegly.Cel: Shamballach.Marzenie, legenda czy prawdziwe miejsce odrodzenia nadziei na powrot do przeszlosci? Wedlug mitu istnialo wiele kolejnych Ukrytych Dolin, co jakis czas przenoszonych, by nie zawladnela nimi chciwosc wladcow starozytnych imperiow.Ostatnia miala znajdowac sie gdzies tu…"Tu" oznaczalo olbrzymi obszar gorski od chinskich rownin na wschodzie po bucharskie piaski na zachodzie.Ernst od lat przemierzal "tu", wciaz kierujac sie miejscowymi podaniami i legendami.W koncu zdecydowal oddac swe uslugi groznym szalencom w czarnych mundurach, byle tylko moc wrocic do Tybetu.Realizowal cel konsekwentnie i cierpliwie, a teraz zdarzylo sie cos nieoczekiwanego… Przypadek postawil na jego drodze tego falszywego Irlandczyka ze znakiem Shamballach na szyi.Przypadek? A moze nie bylo nawet cienia przypadku? Moze jakas sila wyzsza postanowila polaczyc ich losy? W tej chwili to bylo bez znaczenia.Liczylo sie tylko, ze Ernst znajdowal sie o krok od Ukrytej Doliny – swiecie w to wierzyl.Daleko, niemal u szczytu stoku, ujrzal poruszajace sie punkciki.Ktos posuwal sie rownolegle do niego, ale przybywal z innej strony.Ze wschodu.Ernst uzyl lornetki.Trzy postaci.Szly gesiego, rownym krokiem.Wojskowi? Podazali w tym samym kierunku co on.Zrazu to go ucieszylo, bo zdawalo sie potwierdzac przypuszczenia co do polozenia Shamballach, zaraz potem nadeszla refleksja – nie sam szedl do celu, a to oznaczalo klopoty.Po chwili usmiechnal sie do siebie.Przeciez ci ludzie moga isc zupelnie gdzie indziej, a znalezli sie przed nim przypadkowo.Co nie zmienialo faktu, ze jak na ostatnie dni spotykal zbyt wielu wedrowcow w tych wymarlych rejonach.Poprawil pas z kabura na lugera, sztucer przewiesil przez ramie i ruszyl dalej.Sladem trzech nieznajomych.Postanowil, ze tym razem przedluzy swoja wycieczke o kilka godzin.A niech Beger nabierze podejrzen – w obliczu Shamballach to przestawalo miec znaczenie.Czul, ze jest na wlasciwym tropie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •