[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zobacz, jak on siêdo mnie przywi¹za³.- O Bo¿e! - Rozszerzy³a oczy, a krew odp³ynê³a jej z twarzy.- To.tostraszne.Z ¿a³osn¹ dum¹ obejrza³em ramiê i stwierdzi³em, ¿e nic a nic nie przesadzi³a.Rêkê od barku a¿ po ³okieæ mia³em sino-fioletowo-czarn¹, a do tego spuchniêt¹ iposzarpan¹ w czterech czy piêciu miejscach.Z niektórych g³êbokich, trójk¹tnychran s¹czy³a siê jeszcze krew.Siniaków nie by³o widaæ tylko tam, gdziezakrywa³a je gruba skorupa zaschniêtej krwi.Ogl¹da³em ju¿ przyjemniejszewidoki.- I co siê sta³o z tym psem? - spyta³a szeptem Marie.- Zabi³em go.- Siêgn¹³em pod poduszkê i wyci¹gn¹³em zakrwawiony nó¿.- Tym.- Sk¹d go masz? Sk¹d.opowiedz mi lepiej wszystko od pocz¹tku.Cicho i szybko streœci³em jej przebieg wypadków, podczas gdy ona obmy³a miramiê i zmieni³a opatrunek.Zrobi³a to znakomicie, choæ wyraŸnie bezentuzjazmu.- I co tam jest, po drugiej stronie wyspy? - spyta³a, kiedy skoñczy³em.- Nie wiem - odpar³em zgodnie z prawd¹.- Mam wprawdzie pewne podejrzenia, tyle¿e jedno gorsze od drugiego.Powstrzyma³a siê od komentarza.Zabanda¿owa³a mi tylko ramiê i pomog³a w³o¿yækoszulê z d³ugimi rêkawami.Nastêpnie z powrotem unieruchomi³a mi nogê w kostce³ubkami i za³o¿y³a gips.W koñcu podesz³a do szafy i wróci³a z torebk¹.Chcesz sobie przypudrowaæ nosek na u¿ytek amanta?- spyta³em zgryŸliwie.- Nie sobie, a tobie - odciê³a siê i zanim siê obejrza³em, nat³uœci³a mi twarzjakimœ kremem i przypudrowa³a.Potem odsunê³a siê, podziwiaj¹c swe dzie³o.-Wygl¹dasz po prostu bosko - orzek³a podaj¹c mi lusterko.Wygl¹da³em okropnie.Jeden rzut oka na moj¹ twarz odstraszy³by ka¿dego agentaubezpieczeniowego, który chcia³by mi sprzedaæ polisê na ¿ycie.Œci¹gniête rysy,przekrwione i podkr¹¿one oczy - to by³a moja zas³uga, ale upiorn¹ bladoœæzawdziêcza³em wy³¹cznie Marie.- Cudownie - zgodzi³em siê.- A jeœli profesor poczuje zapach pudru?Wyjê³a z torebki flakonik perfum w aerozolu.- „Tajemnicza noc".Kilka uncji wystarczy, ¿eby nie poczu³ niczego innego wpromieniu dwudziestu jardów.Zmarszczy³em nos.- Rozumiem - mrukn¹³em.Faktycznie by³y to mocne perfumy, przynajmniej wiloœciach, w jakich Marie ich u¿ywa³a.- A jeœli zacznê siê pociæ? Czy ca³y tenkrem i puder siê nie rozp³ynie?- Producent gwarantuje, ¿e nie - odpar³a z uœmiechem.- W razie czego podamy godo s¹du.- Jasne - burkn¹³em.- Zapowiada siê to ciekawie.Duchy œwiêtej pamiêci J.Bentalla i M.Hopeman niniejszym wnosz¹ pozew przeciwko.- Przestañ! - rzuci³a ostro.- Proszê ciê, przestañ!Przesta³em.Szkoda gadaæ, dra¿liwa z niej dziewczyna.A mo¿e to ja niepopisa³em siê taktem i wyczuciem sytuacji?- Pó³ godziny ju¿ chyba minê³o, jak s¹dzisz? - rzek³em.Skinê³a g³ow¹.- Zbierajmy siê.Dopiero gdy zszed³em po schodkach i zrobi³em kilka kroków w pe³nym s³oñcu,zrozumia³em, ¿e Marie niepotrzebnie fatygowa³a siê z kremem i pudrem.S¹dz¹c potym, jak siê czu³em, i tak nie móg³bym wygl¹daæ gorzej.Korzystaj¹c tylko zjednej nogi, musia³em siê wspieraæ na kulach, a za ka¿dym uderzeniem lewej kulio tward¹, spalon¹ ziemiê k³uj¹ca szpila bólu przeszywa³a mi lew¹ rêkê, odkoniuszków palców a¿ po kark, sk¹d wêdrowa³a dalej, na sam czubek g³owy.Nierozumiem wprawdzie, dlaczego uraz rêki mia³by przyprawiaæ cz³owieka o bólg³owy, lecz jak widaæ istnieje jakiœ zwi¹zek.To jeszcze jedna rzecz douzgodnienia z lekarzami.Albo stary Witherspoon wygl¹da³ przez okno, albo nas³uchiwa³, czy nienadchodzimy, bo nagle otworzy³ drzwi i dziarsko wybieg³ nam na spotkanie.Namój widok szeroki uœmiech na jego twarzy ust¹pi³ miejsca zatroskaniu.- Chryste Panie! O Chryste Panie! - Podskoczy³ do mnie z niepokojem i chwyci³mnie za ramiê.– Wygl¹da pan.znaczy siê, co to ja chcia³em powiedzieæ,musia³o to byæ dla pana straszliwe prze¿ycie.Jest pan dos³ownie zlany potem.Nie przesadza³, rzeczywiœcie by³em zlany potem.Spoci³em siê w tej samejchwili, gdy z³apa³ mnie za ramiê, lewe ramiê, tu¿ powy¿ej ³okcia.Œciska³ je iwykrêca³, jak gdyby chcia³ mi je wyrwaæ ze stawu.Pewnie uwa¿a³, ¿e mi w tensposób pomaga.- Nic mi nie jest - zapewni³em go z bladym uœmiechem.- Schodz¹c po schodkachurazi³em sobie tylko stopê, ale poza tym nic mi nie dolega.- Nie powinien pan wychodziæ z domu - zbeszta³ mnie.- To bardzo nierozs¹dnie.Dosta³by pan obiad do ³Ã³¿ka.No, ale skoro ju¿ pan tu jest.mój Bo¿e, tak miprzykro, ¿e to wszystko przeze mnie.- To nie jest pañska wina - zapewni³em go.Chwyci³ mnie nieco wy¿ej pod rêkê,by pomóc mi wejœæ po schodach, a ja z lekkim zdziwieniem stwierdzi³em, ¿e domko³ysze siê z boku na bok.- Sk¹d pan móg³ wiedzieæ, ¿e pod³oga jest nierówna?- Ale¿ ja o tym wiedzia³em.W³aœnie dlatego tak siê martwiê.To niewybaczalne,niewybaczalne.– Usadzi³ mnie na krzeœle w salonie i podskakiwa³ doko³a niczymstara kwoka.- Do kroæset, rzeczywiœcie kiepsko pan wygl¹da.Mo¿e kropelkêbrandy?- O niczym tak nie marzê - przyzna³em szczerze.Przywo³a³ s³u¿¹cego, znowu sprawdzaj¹c wytrzyma³oœæ dzwonka, i wkrótce dziêkibrandy postawiono pacjenta na nogi.Stary odczeka³, a¿ wychylê po³owêzawartoœci kieliszka, po czym zapyta³:- Chyba ju¿ czas, ¿ebym rzuci³ okiem na pañsk¹ kostkê?- Dziêkujê, na szczêœcie nie trzeba - odpar³em swobodnie.- Marie ju¿ tozrobi³a.Uda³o mi siê o¿eniæ z wykwalifikowan¹ pielêgniark¹.S³ysza³emnatomiast, ¿e pan ma k³opoty.Czy pañski pies ju¿ siê znalaz³?- Niestety, przepad³ bez œladu.Bardzo mnie to martwi, bardzo.Wie pan,doberman.ogromnie siê do niego przywi¹za³em.Ogromnie.Nie mam pojêcia, comu siê mog³o przydarzyæ.- Ze zmartwieniem potrz¹sn¹³ g³ow¹, nala³ sobie iMarie trochê sherry i usiad³ obok niej na trzcinowej kanapie.- Bojê siê, ¿eprzytrafi³o mu siê coœ z³ego.- Na tej spokojnej wyspie? - Marie spojrza³a na niego ze zdziwieniem.- A có¿tu mo¿e groziæ?- Wê¿e - wyjaœni³.- Wyj¹tkowo jadowite ¿mije.Pe³no ich tu na po³udniu,gnie¿d¿¹ siê w ska³ach u podnó¿a góry.Któraœ z nich mog³a uk¹siæ Carla.mojego psa.Przy okazji ostrzegam: pod ¿adnym pozorem nie chodŸcie napo³udniow¹ czêœæ wyspy.To naprawdê niebezpieczne.- ¯mije! - Marie wzdrygnê³a siê.- Czy.czy one zbli¿aj¹ siê do domów?- Ale¿ nie, sk¹d¿e.- Profesor z roztargnieniem poklepa³ j¹ po d³oni.- Mo¿esiê pani nie obawiaæ, moja droga.One nie cierpi¹ tego py³u fosforanowego.Pamiêtajcie tylko, ¿eby ograniczaæ spacery do tej czêœci wyspy.- Nie zapomnê - obieca³a Marie.- Ale proszê mi powiedzieæ, profesorze,przecie¿ gdyby go uk¹si³a ¿mija, to chyba znalaz³by pan jego zw³oki?- Nie, je¿eli zawêdrowa³ na ska³y u podnó¿a góry.To jedno wielkie rumowisko.Oczywiœcie, niewykluczone, ¿e jeszcze wróci.- A mo¿e poszed³ pop³ywaæ? - wtr¹ci³em.- Pop³ywaæ? - Profesor zmarszczy³ brwi.– Niezupe³nie rozumiem, mój ch³opcze.- Lubi³ wodê?- Tak, w rzeczy samej.Na Boga, chyba trafi³ pan w sedno.W lagunie pe³no jestrekinów tygrysich.Niektóre to istne olbrzymy, dochodz¹ do osiemnastu stóp.a w nocy podp³ywaj¹ blisko brzegu.Biedny Carl! Có¿ to za straszliwy koniec! -Ponuro potrz¹sn¹³ g³ow¹ i odchrz¹kn¹³.– Bêdzie mi go brakowaæ.By³ wiêcej ni¿tylko psem, to by³ prawdziwy przyjaciel.Wierny, oddany przyjaciel.Minut¹ ciszy czciliœmy pamiêæ chodz¹cej dobroci w psiej skórze, po czymzasiedliœmy do obiadu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]