[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby tylko mogła cofnąć czas i od nowa przygotować się do tej wizyty! Ubrałaby się w swój czarny kostium i wtedy nikt by jej nie pomylił zjedna z głupiutkich byłych Panienek Nicka.A on sam nie uznałby jej kierowniczego stanowiska za żart.– Więc była pani wtedy dwudziestotrzyletnią osóbką zatrudnioną na stanowisku prezesa zarządu, a teraz, w wieku dwudziestu ośmiu lat, nadal Piastuje pani tę funkcję? – upewniał się Nick; najwyraźniej uznał to za dobry dowcip.Sierra pomyślała, że tak samo pewnie śmieje się z komiksów lub z zabawnych kreskówek.Widać było, że pomysł kierowania wytwórnią przez Sierrę uznał za śmieszny i kompletnie nierealny.– Nie jest to takie dziwne, jak pan uważa.Mam dyplom college’u z zakresu marketingu i zarządzania, w dodatku dorastałam w środowisku producentów wina.Od dziecka pracowałam w winnicach, w rozlewni i w biurze.Nie jestem naiwnym dziewczątkiem, które przed objęciem tego stanowiska, nigdy nie widziało winnego grona.– Co u licha skłoniło pani ojca do.– Odkąd przejęłam odpowiedzialność za wytwórnię, zakład bardzo dobrze prosperuje – przerwała mu ostro Sierra.– To chyba bardziej się liczy, niż powód, dla którego prowadzę firmę.– Z moich informacji wynika, że spółka Everlych z trudem osiąga bilans zerowy.W moim odczuciu nie oznacza to wielkiego sukcesu.Firma dobrze prosperuje wtedy, gdy przynosi zyski, a najlepiej duże zyski.Nie uczyli pani tego na zajęciach z marketingu i zarządzania?– Nie wiem, czy pan zauważył, panie Nicholai, że prowadzenie wytwórni win troszeczkę się różni od.od instalowania zamków w drzwiach – wybuchła.– Nie jest pan upoważniony do udzielania mi lekcji tylko dlatego, że odniósł pan sukces w swojej dziedzinie.– Cóż, muszę się czuć do tego upoważniony, skoro jestem w połowie właścicielem firmy, panno Everly.Proszę pamiętać, że ma pani sześć i dwadzieścia pięć setnych procenta akcji, a ja jestem właścicielem większości.– Myli się pan.Wcale pan nim nie jest, panie Nicholai.Proszę się tak nie afiszować z tymi swoimi pięćdziesięcioma procentami.Jako rodzina Everlych wspólnie mamy również pięćdziesiąt procent.Moja babcia, siostra i ja tworzymy zwarty blok.Nie pozwolimy panu przejąć kontroli nad spółką.– Zwarty blok – powtórzył łagodnie Nick.– Oznacza to pięćdziesięcioprocentowy udział, a nie większość.– Teraz rozumiem, dlaczego tak dobrze pan sobie radzi z komputerami.Po prostu jest pan geniuszem matematycznym.Przez długi moment wpatrywali się w siebie.Każde chciało przetrzymać spojrzenie przeciwnika.Gdyby nie dzwonek u drzwi, ta próba sił mogłaby trwać w nieskończoność.– Nick, jest tu twój obiad – meldowała Eunice z drugiej strony drzwi.– Mam ci go przynieść?– Tak, Eunice.Weszła Eunice z torbą pełną swojsko wyglądających białych pudełek.Gdyby nie to, że Sierra była tak bardzo głodna, nie zniżyłaby się do przyjęcia propozycji wspólnego posiłku i natychmiast wyszłaby z biura.Obiad z wrogiem nie był planowym punktem programu dnia.Zapach jedzenia był zbyt kuszący, by mogła mu się oprzeć.Trudno racjonalnie myśleć, gdy głód zagląda człowiekowi w oczy, a przecież musiała mieć się na baczności przed podstępnym panem Nicholai.Nie chciała zostać z nim sam na sam.– Proszę, przyłącz się do nas, Eunice – zaproponowała, kiedy drobniutka blondynka wypakowała pudełka z torby na biurko.– Wystarczy tego dla trzech osób.Kątem oka zobaczyła, że Nick nieznacznie kręci głową.– Dlaczego pan nie chce, by Eunice została? – spytała.– Bo jest uczulona na drób, ale nigdy nie może odmówić, gdy ktoś ją częstuje kurczakami od Generał Tso – gładko odrzekł Nick.– Muszę dbać o jej zdrowie.– Zresztą i tak już jestem po obiedzie – dodała Eunice.Położyła plastykowe łyżeczki i widelce przy pojemnikach z żywnością.– Nick, czy mam zrobić kawę?– Potem – uśmiechnął się do niej.– Ale możesz nam przynieść butelkę everly chelois.Jedna chłodzi się w lodówce.Eunice skinęła głową i wymknęła się z pokoju.– Dziękuję, nie chcę wina – oznajmiła Sierra.Wino działało na nią dziwnie szybko, co – zważywszy na fakt, że była producentką tego trunku – wydawało się dość zabawną cechą.Biuro Nicka nie było odpowiednim miejscem, by ulec miłemu zawrotowi głowy, który towarzyszył jej po wypiciu jednego lub dwóch kieliszków.– Nie masz zaufania do swojego produktu, Sierro? – skarcił ją Nick.– A może wolisz inne wino do chińszczyzny? Na przykład everly riesling albo chardonnay?Sierra wytrzeszczyła ze zdziwienia oczy.– Coś takiego nie istnieje.Nie uprawiamy odpowiednich odmian winogron do produkcji akurat tych gatunków.Jak pan może o tym nie wiedzieć, będąc od roku właścicielem połowy wytwórni?– Na razie nie istnieje – poprawił ją Nick.– Jako właściciel połowy wytwórni zamierzam skorygować to niedopatrzenie.Na wiosnę przyszłego roku zamierzamy zasadzić pierwsze uprawy winogron na riesling i chardonnay.To pierwszy krok w kierunku poprawy zyskowności.– Nigdy! – krzyknęła Sierra.Przeniknął ją chłód.Prawie usłyszała głosy swoich dumnych przodków – pradziadka, założyciela winiarni, i dziadka, który lojalnie kultywował tradycję rodzinną – potępiających to przedsięwzięcie i barbarzyńskie plany nowego wspólnika.Teraz ona była za to odpowiedzialna i do niej należało ocalenie wartości, którymi w przypadku rodu Everlych były rdzennie amerykańskie wina i ich mieszanki.– Wytwórnia Win Everlych jest wierna nowojorskim tradycjom winiarskim.Nie chcemy ślepo naśladować Konstantina Franka i przestawiać się na Produkcję europejskich gatunków.Jest wiele zakładów wytwarzających te wina, a my pozostaniemy wierni naszej tradycji.– Sierro, powtarzasz jak papuga to, co wciąż słyszałem jako dziecko – przerwał jej Nick [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •