[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieli cztery kartony Schenleya.Dwight mia³.45 z wentylowan¹ luf¹.Wayne.38 z krótk¹ luf¹.Otash - coltapythona.Mesplede d³ugolufow¹.32.Furgonetka by³a skradziona.Mesplede j¹ zwin¹³.Przez ca³¹ drogê mielirêkawiczki.Dwight by³ spokojny.Otash i Mesplede wygl¹dali na spokojnych.Wayne wygl¹da³ na zbyt spokojnego - Dwight domyœli³ siê, ¿e coœ bra³.W œrodku muzyka - jakieœ gówno rycz¹co-skoczne.Countrowe skrzypce rycza³y ipiszcza³y.Dwight postuka³ w zegarek.Wysiedli z furgonetki.Mesplede pochyli³ siê doœrodka i rozda³ kartony.Otash podszed³, otworzy³ zamek w drzwiach od zapleczai zostawi³ je otwarte na oœcie¿.Œwiat³o w magazynie by³o w³¹czone.Dwightzobaczy³ na pó³kach towary w puszkach.Wysokie struny skrzypek drapa³y.Dwight postuka³ w zegarek - teraz.Wyci¹gnêli broñ i trzymali j¹ pod kartonami.St¹pali ciê¿ko, postêkiwali jaksi³acze i weszli nonszalancko.Z magazynu wchodzi³o siê do w³aœciwej tawerny.Zapowiada³y ich st¹pniêcia ichciê¿kich butów i samcze stêkniêcia.Szeœciu zjebów siedzia³o na dwóch debilnychskórzanych sofach.Twarzami do siebie.Miêdzy nimi klapn¹³ stolik z desek.Zastawiony butelkami, szklankami i resztkami œmieciowego ¿arcia.- No czeœæ, Tommy - wrzasn¹³ Dwight.G³owy odwróci³y siê w ich stronê.Dwightje policzy³ i wysz³o mu siedem, nie szeœæ.Dodatkowy cz³owiek.Czterdziestolatek, krêcone w³osy.Intruz/przykro mi,koleœ/no za póŸno po prostu.Spojrzenia przemieszcza³y siê szybko.Tommy Pierce da³ kolesiom sygna³ - jestok.Dwight sapa³ ciê¿ko.Otash, Mesplede i Wayne t³oczyli siê za nim.Mielipodejœcie od lewej, od przodu, z niewielkiej odleg³oœci.Siedmiu zjebówsiedzia³o tam sobie.Dwight rzuci³ tekst has³owy:- Tak, wiem, ¿e jest póŸno.Na ostatni¹ sylabê.Rzucili kartony.Wycelowali i wystrzelili.Wystrzelili wszystkie naboje wustalone wczeœniej cele, wszystkie w twarze i korpusy.Zjeby tam sobie taksiedzia³y.Strza³y ich zatrzyma³y.Rzucili siê, podskoczyli i pozostali naswoich miejscach.Odg³osy wystrza³Ã³w ponachodzi³y na siebie, odbi³y siê echem.Odór kordytu by³mocny, a dym z luf gêsty.Muzyka sta³a siê nies³yszalna.Krew wystrzeli³a im zpleców i zebra³a siê na kanapach w identycznych po³aciach.Bulgoty, czkniêcia, kaszel z ran gard³owych, wzdrygniêcia, sapniêcia.Siedemtrupów za jednym mocnym zamachem.Dwight postuka³ w zegarek - do dzie³a.Za³o¿yli gumowe rêkawiczki.Wyjêli martwym mê¿czyznom spluwy zatkniête za paski i wsadzili je dopapierowych toreb.Dwight przeszuka³ siódmego mê¿czyznê.By³ nieuzbrojony.Dwight przejrza³ jego portfel.Czternaœcie dolców i prawo jazdy z Nowego Jorku.Thomas Frank Narduno, prawie czterdzieœci szeœæ lat.Od³o¿y³ portfel na miejsce.Wayne wyj¹³ p³ynn¹ kokê i strzykawki.Krew œcieka³ana pod³ogê.Wszyscy patrzyli pod nogi i st¹pali z dala od wycieku.Otash u³o¿y³ cia³a: trzy na pod³odze, cztery na kanapach.Mesplede pod³o¿y³ spluwy.Trzy w ich rêkach, trzy w pobli¿u cia³.Wyciek krwi siê powiêksza³.Wszyscy ca³y czas patrzyli pod nogi i omijali gouwa¿nie.Dwight œci¹gn¹³ im buty i skarpetki.Wayne wk³u³ siê im pomiêdzy palce nóg i star³ wacikiem krople krwi.Otash wci¹gn¹³ z powrotem skarpetki.Mesplede za³o¿y³ buty.Skrzypkowa muzyka rycza³a i zgrzyta³a.Œciany poch³onê³y odg³os wystrza³Ã³w -Dwight to wiedzia³.Odsunêli siê daleko, daleko od wycieku krwi.Dwight omiót³ wzrokiem scenê.Sprê¿yny kanapy ods³oniête.Brakuj¹cy palec Klinga.Gorza³a, kokaina, zbiorczafuria.Wykas³ana proteza Pierce’a.Strzaskane okulary DeJohna.Dwight postuka³ zegarek - wychodzimy.Wayne spojrza³ na niego.Dwight nic niedostrzeg³.Otash uœmiechn¹³ siê szeroko.Wayne wysypa³ kokainowy proszek na bar.Mesplede chwyci³ jakieœ niezakrwawione chipsy.31.(Las Vegas, 6.09.1968)Patrzysz przez niego na wskroœ.To przy³¹cza wstrz¹s i odwraca przyjemne podniecenie.Odwraca uwagê odszaleñstwa.Jego szóste spotkanie z Drakul¹ twarz¹ w twarz.Wayne w³aœnieodkry³ tê sztuczkê.- Mi³o pana widzieæ.- Humphrey jest bez szans - powiedzia³ Drako.- Hipisi i jipisi tak gourz¹dzili.Farlan Brown zakas³a³.- Byliœmy tam z Wayne’em, proszê pana.Udzieliliœmy im sporej pomocy.Sztuczka zadzia³a³a z samym Drakiem.Szczegó³y zamku Draka pozosta³y.Odziane wprezerwatywy klamki, stosy pude³ek kleenexów, na œcianie zdjêcie piersi JaneRussell.- Byle do listopada - powiedzia³ Drako.- Ka¿de sabotowanie kampanii Humphreyamusi byæ miniatur¹ Chicago.Mo¿e mi pan to zapewniæ, panie Tedrow?- Postaram siê, proszê pana.Brown zakas³a³.- Wayne jest skromny, proszê pana.Kiedy mówi „postaram siê”, ma na myœli „Ale¿oczywiœcie”.- Proszê ju¿ nie kaszleæ, panie Brown - powiedzia³ Drako.- Tworzy panniehigieniczne otoczenie.Jeœli znowu pan zakaszle, zwolniê pana i wykupiêpañski kontrakt po piêæ centów od dolara.Brown wsta³ i wyszed³, machaj¹c chusteczk¹.Wayne patrzy³ na wskroœ przezDraka.Nowe szczegó³y: talerze z resztkami jedzenia.Robaki podskakuj¹ce naszcz¹tkach pizzy.- Straci³ pan na wadze, panie Tedrow.Chorowa³ pan?- Mia³em wyczerpuj¹c¹ operacjê stomatologiczn¹.Przez trzy tygodnie nie mog³emprzyjmowaæ sta³ych pokarmów.- Czy operacjê przeprowadzono w higienicznych warunkach?- Tak, proszê pana.- Ile ma pan lat?- Trzydzieœci cztery, proszê pana.- Ja mam szeœædziesi¹t jeden, szeœædziesi¹t dwa albo szeœædziesi¹t trzy.Wlicznych wypadkach samolotowych odnios³em rany g³owy i czêœciowo straci³empamiêæ.Wayne siê uœmiechn¹³.- Urodzi³ siê pan w tysi¹c dziewiêæset pi¹tym roku.Ma pan szeœædziesi¹t dwalata.Drako zakaszla³.- Czyta³ pan o mnie w Almanachu Farmera?- W Britannice, proszê pana.- Napisali, ile kobiet rucha³em?- Ten szczegó³ pominiêto.- Rucha³em nieprzebrane rzesze kobiet.Ava Gardner zarazi³a mnie ki³¹trzeciorzêdow¹ i d¿um¹ dymienicz¹.Oprócz ran g³owy i pozosta³ych choróbcierpiê na nieustanny ból.Jestem wiêc bardzo wdziêczny za pañskie wybitneumiejêtnoœci chemiczne.Wayne uda³, ¿e siê rozpromienia.- Bardzo siê cieszê, ¿e tak pan uwa¿a.- Niech pan jednak nabierze trochê cia³a.Nie mogê patrzeæ na takwymizerowanego m³odzieñca.- Jutro wracam do sta³ych pokarmów, proszê pana.- To dobrze.Wayne pochyli³ siê i wpatrzy³ w Draka.Tym razem uderzy³y go zamglone oczy iotwarte wrzody weneryczne.- Panie Hughes, czy mogê pana prosiæ o przys³ugê?- Tak.Rzadko wyœwiadczam przys³ugi, ale zezwalam panu poprosiæ.- Chcia³bym przywróciæ Zwi¹zek Pracowników Hotelowych we wszystkich pañskichfirmach w Las Vegas.Chcia³bym te¿ poprosiæ, aby szorstko oznajmi³ pan RadzieW³aœcicieli Hoteli, ¿e powinni zarzuciæ potajemne wymuszanie segregacji rasowejpracowników, co od dawna robi¹.Nowe szczegó³y: dr¿enie i suche parskniêcia.- Jak stanowcza jest ta proœba?- To grzeczna proœba, proszê pana.- Ultimatum?- Nie, ale gwarancja mojej przysz³oœci na stanowisku pañskiego poœrednika ichemika.Drako zadr¿a³.Opad³a mu szczêka.Naprawdê mia³ k³y.- Doskonale.Przychylê siê do pañskiej proœby.*Przynajmniej byli nikczemni.Przynajmniej byli biali.To by³a jego postgrapevinowa mantra.Stosowa³ j¹ wraz z opiatami.Dziêki temuprzetrwa³ lot powrotny i spotkanie z Hughesem.S³ab³.Spa³ lepiej.Ostatniej nocy dzwoni³ Dwight.Policja St.Louispostrzega³a Grapevine po ich myœli.Spontaniczny samozap³on [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •