[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale nie zrobi³em.- Nie - rzek³a.- Nie zrobi³eœ.- Mia³a krótko ostrzy¿one w³osy.By³o jej wnich nie do twarzy.Nigdy wiêcej jej nie widzia³em.Szczup³a kobieta o wymuszonym uœmiechu nie by³adziewczyn¹, któr¹ kocha³em.Czu³em siê niezrêcznie, rozmawiaj¹c z ni¹.Przeprowadzi³em siê do Londynu.Potem, kilka lat póŸniej, wróci³em, leczmiasto, w którym siê znalaz³em, nie by³o tym, jakie pamiêta³em.Pola, farmy,ma³e kamienne dró¿ki zniknê³y, tote¿, gdy ju¿ mog³em, przeprowadzi³em siê doma³ej wioski dziesiêæ mil dalej.Zabra³em ze sob¹ rodzinê - by³em ju¿ ¿onaty i dzieciaty -i zamieszkaliœmy wstarym domu, niegdyœ pe³ni¹cym rolê dworca kolejowego.Tory wykopano.Starema³¿eñstwo, mieszkaj¹ce naprzeciw nas, uprawia³o na ich miejscu warzywa.Zaczyna³em siê starzeæ.Pewnego dnia dostrzeg³em siwy w³os.Kiedy indziejus³ysza³em nagranie w³asnego g³osu i uœwiadomi³em sobie, ¿e brzmi on zupe³niejak g³os mojego ojca.Pracowa³em w Londynie w dziale wy³awiania talentów jednej z najwiêkszychwytwórni p³ytowych.Doje¿d¿a³em do miasta poci¹giem, czasami wraca³em na noc.W Londynie musia³em utrzymywaæ ma³e mieszkanko.Trudno wracaæ do domu, gdyzespó³, który sprawdzamy, nie wywleka siê na scen? przed pó³noc¹.Oznacza³o tote¿, ¿e ³atwo mogê wykrêciæ numerek na boku, jeœli tylko mam ochotê, a mia³em.S¹dzi³em, ¿e Eleanora - tak nazywa siê moja ¿ona; chyba powinienem by³wspomnieæ o tym wczeœniej - nie wie o innych kobietach.Jednak¿e pewnegozimowego dnia wróci³em z dwutygodniowego wyjazdu do Nowego Jorku i zasta³empusty, zimny dom.Nie zostawi³a mi liœciku, lecz prawdziwy list: piêtnaœcie stron staranniewypisanych na maszynie.Ka¿de s³owo by³o prawdziwe, ³¹cznie z post scriptum,które brzmia³o: „Tak naprawdê mnie nie kochasz.Nigdy nie kocha³eœ".W³o¿y³em gruby p³aszcz i wyszed³em z domu, wêdruj¹c wprost przed siebie,oszo³omiony i lekko odrêtwia³y.Ziemi nie pokrywa³ œnieg, by³o jednak mroŸno.Liœcie chrzêœci³y mi pod stopami.Na tle surowego, szarego, zimowego nieba ostro odcina³y siê czarne szkieletydrzew.Szed³em poboczem.Mija³y mnie samochody, zmierzaj¹ce do i 7 Londynu.W pewnejchwili potkn¹³em siê o na wpó³ pogrze-ban¹ w stosie br¹zowych liœci ga³¹Ÿ irozdar³em sobie spodnie oraz skaleczy³em nogê.Dotar³em do nastêpnej wioski.Pod k¹tem do drogi p³ynê³a rzeka.Obok niejdostrzeg³em œcie¿kê, której nigdy dot¹d nie widzia³em.Skrêci³em na ni¹,wpatruj¹c siê w czêœciowo zamarzniet¹ rzekê.Woda gulgota³a, pluska³a iœpiewa³a.Œcie¿ka wiod³a przez pola.By³a prosta, poroœniêta traw¹.Tu¿ przy niej znalaz³em kamieñ stercz¹cy z ziemi.Podnios-³em go i oczyœci³em zb³ota.Trzyma³em w rêku bry³ê stopionej fioletowawej masy.Jej powierzchnia mieni³asiê wszystkimi barwami têczy.Wsun¹³em zdobycz do kieszeni p³aszcza izacisn¹³em na niej d³oñ, masze-ruj¹c naprzód.Ciep³o kamienia dodawa³o miotuchy.Rzeka wi³a siê wœród pól, a ja wêdrowa³em w ciszy.Szed³em tak godzinê, nim dostrzeg³em domy - nowe, ma³e, kanciaste - stoj¹ce nabrzegu nade mn¹.A potem ujrza³em most i wiedzia³em ju¿, gdzie jestem.Nastarym szlaku kolejowym, tyle ¿e przyszed³em z przeciwnej strony.Na moœcie wymalowano graffiti: „DUPA" i BARRY KOCHA SUSAN" oraz wszechobecne„FN" Frontu Narodowego.Stan¹³em pod mostem w cieniu czerwonego ceglanego ³uku, poœród papierków polodach, paczek po chipsach, obok samotnej, ¿a³osnej zu¿ytej prezerwatywy.Patrzy³em, jak mój oddech paruje w zimnym popo³udniowym powietrzu.Krew zasycha³a mi na spodniach.Po moœcie nad moj¹ g³ow¹ przeje¿d¿a³y samochody.Us³ysza³em radio graj¹ceg³oœno w jednym z nich.- Hej! - powiedzia³em cicho.Czu³em siê naprawdê g³upio.— Halo?Nikt nie odpowiedzia³.Wiatr zaszeleœci³ paczkami po chipsach i liœæmi.- Wróci³em.Obieca³em, ¿e wrócê, i dotrzyma³em s³owa.Halo!Cisza.I wtedy rozp³aka³em siê, niem¹drze, cicho, szlochaj¹c pod mostem.Jakaœ rêkadotknê³a mej twarzy.Unios³em wzrok.- Nie przypuszcza³em, ¿e wrócisz - powiedzia³ troll.By³ teraz mojego wzrostu, poza tym jednak siê nie zmieni³.W jego d³ugich,potarganych w³osach tkwi³y liœcie.Oczy mia³ wielkie i samotne.Wzruszy³em ramionami.Potem otar³em twarz rêkawem p³aszcza.- Ale wróci³em.Mostem przebieg³a trójka dzieci, krzycz¹c donoœnie.- Ja jestem troll - rzek³ troll cichym, zalêknionym g³osem.Fol roi de ol roi.- Dr¿a³ ca³y.Wyci¹gn¹³em rêkê i uj¹³em jego potê¿n¹, szponiast¹ ³apê.Uœmiechn¹³em siê doniego.- W porz¹dku - powiedzia³em.— Naprawdê wszystko w porz¹dku.Troll przytakn¹³.Pchn¹³ mnie na ziemiê, na liœcie, opakowania i prezerwatywê, po czym po³o¿y³siê na mnie.Potem uniós³ g³owê, otworzyli paszczê i po¿ar³ me ¿ycie mocnymi,ostrymi zêbami.Kiedy skoñczy³, wsta³ i otrzepa³ siê.Wsun¹³ d³oñ do kiesze-ni p³aszcza iwyci¹gn¹³ bulwiast¹, spalon¹ bry³kê ¿u¿lu.Poda³ mi j¹.- To nale¿y do ciebie - rzek³.Spojrza³em na niego.Przywdzia³ me ¿ycie swobodnie, jakby nosi³ je od lat.Wzi¹³em od niego ¿u¿el i obw¹cha³em go.Czu-³em woñ poci¹gu, z którego wypad³tak dawno temu.Œcisn¹³em mocno kamyk w mej w³ochatej ³apie.- Dziêkujê - rzek³em.- Powodzenia - rzuci³ troll.- Tak.Có¿, tobie tak¿e.Troll uœmiechn¹³ siê do mnie moj¹ twarz¹.Potem odwróci³ siê i ruszy³ w stronê, z której przyszed³em.w kierunku wioski ipustego dorrm, który opuœci³em tego ranka.Id¹c, gwizda³ weso³o.Od tego czasu ¿yjê tu.Ukrywam siê.Czekam.Jestem czêœci¹ mostu.Obserwujê z cienia przechodz¹cych ludzi, spaceruj¹cych z psami, rozmawiaj¹cych,robi¹cych rzeczy, jakie robi¹ ludzie.Czasami ktoœ zatrzyma siê pod mym mostem.Przystanie, wysika siê, uprawia seks.Obserwujê ich, lecz nic nie mówiê.Onizaœ nigdy mnie nie widz¹.Fol roi de ol roi.Zostanê tu w ciemnoœci pod ³ukiem.S³yszê was, jak tupiecie po mym moœcie.O tak, s³yszê was.Ale nie zamierzam wyjœæ.NIE PYTAJ DIAB£ANikt nie wiedzia³, sk¹d wziê³a siê zabawka, do jakiego pradziadka b¹dŸ dalekiejciotki nale¿a³a, nim trafi³a do pokoju dzieciêcego [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •