[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naturalnie, taka solidarnoœæ ogromnie u³atwia wojnê z„zielonymi”.Jeden z towarzyszów, który d³u¿szy czas prowadzi³ na pograniczu interespartyjny,opowiada³ mi o faktach, dowodz¹cych poczucia tej solidarnoœci.– Razu pewnego – mówi³ mi – naj¹³em konie, by odwieŸæ kilka paczek bibu³y domiasteczka,nieco od granicy oddalonego, sk¹d inni towarzysze mieli je zabraæ.Nie lubiêw³Ã³czyæsiê po drogach nadgranicznych póŸnym wieczorem lub w nocy – nieraz stra¿nicy,niewidz¹c, z kim maj¹ do czynienia, przypadkowo mog¹ zatrzymaæ tych, kogoby wednie nieruszyli.A tu spóŸni³em siê nieco z opakowaniem bibu³y, wiêc œpieszy³em.Jak nanieszczêœcie,trafi³ mi siê woŸnica pijany.Na wszelkie moje perswazje, by jecha³ prêdzej,mrucza³coœ niezrozumia³ego, a wreszcie, gdy bryczka zawadzi³a o jakiœ kamieñ nadrodze, wypad³z wozu.By³ dobrze str¹biony, wiêc, podnosz¹c siê z ziemi, co chwilê przewraca³siê znowu.Zirytowa³em siê wreszcie.– No, s³uchajcie! – rzek³em.– Le¿cie sobie tutaj i œpijcie, ja pojadê do N., awracaj¹c,zabiorê was.Ch³op siê oburzy³ na tak¹ propozycjê.– Nie zostawi mnie pan tu, kiej psa.I ja katolik i pan katolik, i jakontrabanda i pankontrabanda.Mrowie miê przesz³o po skórze na takie dictum.Ch³op wiedzia³, ¿e siê zajmujêprzemycaniemczegoœ i by³em niejako w jego rêku.Chcia³em siê jeszcze wykrêciæ i groŸniezawo³a³em:– Co ty pleciesz?! Jaka kontrabanda?Ch³op œmia³ siê na ca³e gard³o.Wsta³ wreszcie i gramol¹c siê na wóz,szturchn¹³ mojepakunki.– A tu co? Kontrabanda! – mówi³ tryumfuj¹co.– Kontrabanda taka dobra, jak ita!Odgarn¹³ trochê siana i pokaza³ swoj¹ kontrabandê.By³o tam kilka paczek cygarijeszcze jakieœ zawini¹tko.Ch³op wreszcie zaci¹³ konie, pijanym g³osem zacz¹³ nuciæ jak¹œ zawadiack¹piosnkê iod czasu do czasu odwraca³ siê do mnie ze œmiechem.– I ja kontrabanda, i pan kontrabanda! – powtarza³ z pijackim uporem.Kiedym wraca³ do domu z tym samym ch³opem, ju¿ wytrzeŸwionym, ci¹gn¹³em go zajêzyk, by mi wyjaœni³, sk¹d doszed³ do przypuszczenia, ¿e wo¿ê kontrabandê.Ch³op powa¿nieodpowiedzia³:– Niech pon siê nie boj¹! Wszyscy tu kontrabandê wo¿¹, a pan czêsto jeŸdzi zpakunkami,ka¿dy wie, co to znaczy! Ale mnie co do tego – doda³, uœmiechaj¹c siê, – wieziepankontrabandê, czy nie.Ja mam zarobek, a przy panu i swoje rzeczy bezpieczniejprzewiozê.– Innym razem – opowiada³ mi dalej towarzysz z granicy – mia³em doprzewiezieniabibu³ê i poszed³em naj¹æ konie.Po drodze spotykam w³oœcianina, z którym nierazju¿ jeŸdzi³em.Pytam go o konie.Ch³op podrapa³ czuprynê i wreszcie pyta:– Pon tak, jak stoi, czy z rzeczami?– A co? – pytam.– A bo cosik te juchy bardzo niespokojne dzisiaj, – mówi³, pokazuj¹c na drogê,poktórej w tej chwili jecha³o kilku zielonych wojaków.– Chyba boczn¹ drog¹pojedziem.Naturalnie, w obydwóch wypadkach ch³opi nie podejrzywali nawet, ¿e t¹kontraband¹by³a bibu³a.Powszechna konspiracja przeciw zielonym rycerzom, jak powiedzia³em, utrudniaogromnie ich pozycjê w walce z kontraband¹.Lecz bodaj nic tak bardzo niezaciera granicypañstwowej, nic bardziej siê nie przyczynia do wytworzenia miêdzypañstwowychpojêæna pograniczu, jak ugoda zielonych z kontraband¹ oraz sta³e przechodzenieposzczególnychzielonych do obozu spiskowców.Przede wszystkim ka¿dy z zielonych, równie dobrze, jak i ka¿dy mieszkaniecpogranicza,wie o tym, ¿e za s³upami granicznymi jedne towary s¹ tañsze, inne lepsze.Czêsto ³atwiejjest za kordonem o dobrego rzemieœlnika lub lekarza, a gdy, co równie¿nierzadko siêzdarza, po tamtej stronie granicy jest blisko miasto lub wiêksze miasteczko,³atwo tam ozabawê i ró¿ne wygody, których brak po tej stronie.Naturalnie, g³upim by by³ten, ktoby ztakich udogodnieñ nie korzysta³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]