[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotarła prawie do drzwi komendy, nim się odezwał:- Hej, zapomniałaś zmyć pawia z tylnego siedzenia.Obejrzała się, nie zatrzymując się, aż go rozpoznała.Przystanęła na moment, po czym podeszła do niego.- Oddaję ci latarkę - powiedział Bosch.- Dzięki, Harry.Nie musiałeś tutaj czekać, żeby.- Chciałem zaczekać.Przez chwilę panowało niezręczne milczenie.- Pracowałeś wieczorem nad sprawą? - zapytała.- Mniej więcej.Zacząłem papierkową robotę.Dostaliśmy też dzisiaj wyniki sekcji.Jeśli to w ogóle można nazwać sekcją.- Widzę po twojej minie, że było strasznie.Bosch pokiwał głową.Czuł się dziwnie.Wciąż siedział, podczas gdy Julia stała.- Widzę po twojej, że też miałaś ciężki dzień.- Czyż nie wszystkie są takie?Zanim Harry zdołał odpowiedzieć, dwaj policjanci, świeżo przebrani w cywilne ubrania po prysznicu, wyszli z komendy i ruszyli do swoich prywatnych samochodów.- Rozchmurz się, Julio - powiedział jeden z nich.- Do zobaczenia na miejscu.- Dobrze, Kiko - odparła.Odwróciła się i popatrzyła z góry na Boscha.Uśmiechnęła się.- Paru ludzi ze zmiany spotyka się u Boardnera - powiedziała.- Chcesz się przyłączyć?- Hm.- Nie ma problemu.Pomyślałam, że może przydałby ci się drink czy coś takiego.- Może i tak.Przyda się.Właściwie po to na ciebie czekałem.Nie wiem tylko, czy mam ochotę przysiadać się do całej grupy w barze.- W takim razie o czym myślałeś?Bosch popatrzył na zegarek.Było wpół do dwunastej.- Zależnie od tego, ile czasu spędzisz w szatni, może zdążymyna ostatnią kolejkę martini w „Musso”.Uśmiechnęła się szeroko.- Uwielbiam to miejsce.Daj mi kwadrans.Ruszyła do drzwi, nie czekając na jego odpowiedź.- Będę tutaj - zawołał.Rozdział 10Bar „Musso and Frank's” stanowił miejsce, gdzie od stu lat podawano martini mieszkańcom Hollywood - zarówno tym sławnym, jak i tym mniej sławnym.Główną salę wypełniały obite czerwoną skórą loże, gdzie wokół cicho rozmawiających gości przepływali statecznie wiekowi kelnerzy w szkarłatnych surdutach.W tylnej sali znajdował się długi bar, przy którym przez większość wieczorów można było tylko stać i walczyć o uwagę barmanów, wyglądających jak ojcowie kelnerów.Kiedy Bosch i Julia wchodzili, dwóch gości zsunęło się ze stołków, zbierając do wyjścia.Para funkcjonariuszy szybko ruszyła do szturmu i wygrała wyścig z dwoma ubranymi na czarno typami, wyglądającymi na pracowników studia filmowego.Udało się im zdobyć pożądane trofea - miejsca siedzące.Podszedł do nich barman, który rozpoznał Boscha; zamówili martini z wódką i domieszką soku.Harry czuł się już swobodnie w towarzystwie Julii.Dwa dni jedli obiady przy stolikach piknikowych niedaleko miejsca przestępstwa; przez cały czas poszukiwań na zboczu Julia w zasadzie wciąż była w zasięgu jego wzroku.Do „Musso” przyjechali jego samochodem; miał wrażenie, jakby to była już ich trzecia czy czwarta randka.Zanim barman przyniósł szklanki do martini i karafkę z koktajlem sidecar, Bosch był już gotów zapomnieć na jakiś czas o kościach, krwi i kijach baseballowych.Stuknęli się szklankami.- Za życie - powiedziała Julia.- Tak jest - odparł Harry.- Za przetrwanie kolejnego dnia.- Nawet z trudem.Wiedział, że nadszedł czas, by porozmawiać o tym, co ją dręczy.Ale jeśli nie chciała o tym mówić, nie zamierzał naciskać.- Ten facet na parkingu, na którego wołałaś Kiko - dlaczego prosił cię, żebyś się rozchmurzyła? - Trochę się przygarbiła.Przez chwilę nie odpowiadała.- Jeśli nie chcesz o tym mówić.- Nie, nie o to chodzi.Bardziej o to, że nie chcę o tym myśleć.- Znam to uczucie.Zapomnij, że pytałem.- Nie, nie ma sprawy.Mój partner zamierza napisać o mnie w raporcie, a ponieważ jestem w okresie próbnym, może mnie to wiele kosztować.- O czym chce napisać?- Że przeszłam przed rurą.Oznaczało to, że znalazła się na linii strzału dubeltówki czy innej broni trzymanej przez kolegę z patrolu.- Co się stało?Wzruszyła ramionami.Oboje wzięli po dużym łyku koktajlu.- Och, awantura domowa - nie znoszę ich.Facet zamknął się w sypialni z pistoletem.Nie mieliśmy pojęcia, czy chce wygarnąć do siebie, do żony czy do nas.Zaczekaliśmy na wsparcie, zamierzaliśmy dostać się do środka.- Upiła kolejny łyk.Bosch się jej przyglądał.Wewnętrzny zamęt wyraźnie odbijał się w oczach Julii.- Edgewood miał dubeltówkę.Kiko miał wykopać drzwi.Partner Kiko, Fennel, i ja obstawialiśmy drzwi.No i stało się.Kiko jest wielki, wywalił drzwi jednym kopnięciem.Fennel i ja wpadliśmy do środka.Facet leżał schlany w trupa na łóżku.Nie kontaktował, więc nie byłoby problemu, gdyby Edgewood się do mnie nie przyczepił.Powiedział, że przeszłam przed rurą.- Zrobiłaś to?- Nie sądzę.Jeśli nawet, to Fennel tak samo, ale jemu nie powiedział ani słowa.- Jesteś nowa.To ty, a nie on jesteś w okresie próbnym.- No, zaczynam mieć tego dosyć.Jak ty dałeś sobie radę, Harry? Teraz masz pracę, która coś znaczy, a ja całe dni uganiam się na każde wezwanie przez radio, jadę od jednego śmiecia do drugiego.Mam wrażenie, jakbym pluciem chciała ugasić pożar.Niczego w ten sposób nie naprawiamy, a na domiar wszystkiego trafił mi się nadęty męczydupa, który codwie minuty uświadamia mi, jak spieprzyłam.Boschowi nie był obcy stan ducha Julii.Przechodził przez to każdy funkcjonariusz mundurowy.Każdego dnia człowiek babrał się w gównie i wkrótce miał wrażenie, że na świecie nie ma nic innego.Że istnieje tylko to szambo.Dlatego właśnie Bosch nie mógłby wrócić do służby patrolowej.Przypominała zaklejanie plastrem rany po kuli.- Kiedy byłaś w akademii, wyobrażałaś sobie, że będzie inaczej?- Nie wiem, co sobie wyobrażałam.Po prostu nie wiem, czy zdołam wytrzymać to wszystko do czasu, kiedy moja robota będzie coś znaczyła.- Myślę, że możesz.Najgorszych jest kilka pierwszych lat.Jeśli jednak zaciśniesz zęby, ujrzysz świetlistą przyszłość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •