[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pu³kownikAureliano Buendia le¿a³ rozci¹gniêty na ³Ã³¿ku polowym w karcerze, zrozpostartymi rêkami, gdy¿ mia³ owrzodzone pachy.Po­zwolono mu siê ogoliæ.Gêsty w¹s o zakrêconych koñcach podkreœla³ jego kanciaste koœci policzkowe.Urszuli wyda³ siê bledszy i mizerniejszy ni¿ wtedy, gdy odszed³, trochê wy¿szyi bardziej samotny ni¿ kiedykolwiek.By³ poinformowany o wydarzeniach wrodzime: o samobójstwie Pietra Crespiego, o nadu¿yciach i rozstrzelaniuArcadia, ob³êdzie Josego Arcadia Buendii zamieszka³ego pod kasztanem.Wiedzia³,¿e Amaranta poœwiêci³a swoje dziewicze wdowieñstwo wy­chowaniu Aureliana Josegoi ¿e ten wykazuje wyj¹tkowe zdolnoœci - uczy³ siê czytaæ i pisaæ jednoczeœnie znauka mówienia.Od chwili kiedy wesz³a do pokoju, Urszula czu³a siêonieœmielona surow¹ dojrza³oœci¹ syna, jego autorytatyw­nym sposobem bycia iblaskiem w³adzy promieniuj¹cej z jego postaci.Zdziwi³a siê, ¿e jest tak dobrzezorientowany.„Wiesz przecie¿, ¿e jestem jasnowidzem - za¿artowa³ i doda³powa¿nie: - Dziœ rano, kiedy mnie prowadzili, mia³em wra¿enie, ¿e ju¿ raz przezto wszystko przeszed³em".Na­prawdê id¹c przez wzburzony t³um Aurelianopogr¹¿ony by³ we w³asnych myœlach, zadziwiony, jak postarza³o siê miasto wci¹gu jednego roku.Migda³owce mia³y poszarpane liœcie.Domy, pomalowane naniebiesko, póŸniej na czerwono i z powrotem na niebiesko, przybra³y w koñcubarwê nieokreœlon¹.- Czegoœ siê spodziewa³? - westchnê³a Urszula.- Czas mija.- To prawda - przyzna³ Aureliano - ale nie a¿ tak bardzo.Tym sposobem wizyta,tak d³ugo wyczekiwana, do której oboje przygotowali pytania, a nawetprzewidzieli odpowie­dzi, by³a znów zwyk³¹ rozmow¹ codzienn¹.Kiedy wartow­nikoznajmi³ koniec widzenia, Aureliano wyj¹³ spod maty na ³Ã³¿ku polowym plikprzepoconych papierów.By³y to jego wiersze.Te pisane do Remedios, którezabra³ z sob¹ odje¿­d¿aj¹c, i te, które uk³ada³ póŸniej, podczas przypadkowychprzerw wojennych.„Przyrzeknij mi, ¿e nikt ich nie przeczyta - powiedzia³.-Jeszcze dziœ wieczorem wrzucisz je do pieca".Urszula przyrzek³a i wsta³a, ¿ebypoca³owaæ go na po¿egnanie.- Przynios³am ci rewolwer - szepnê³a.Pu³kownik Aureliano Buendia sprawdzi³, ¿e stra¿nika nie sil w polu widzenia.„Do niczego mi nie jest potrzebny -odpowiedzia³ cicho.- Ale daj mi go, bo mo¿ebêd¹ ciê rewidowaæ przy wyjœciu".Urszula wyjê³a rewolwer zza stanika, a onwsun¹³ go pod nakrycie ³Ã³¿ka.„A teraz nie ¿egnaj siê - zakoñczy³ uroczyœcie ispokojnie.- Nie proœ o nic nikogo ani nie poni¿aj siê przed nikim.WyobraŸsobie, ze rozstrzelano mnie ju¿ dawno".Urszula przygryz³a wargi, ¿eby niewybuchn¹æ p³aczem.- Przy³Ã³¿ sobie gor¹cych kamieni na wrzody - powie­dzia³a.Odwróci³a siê i wysz³a z pokoju.Pu³kownik Aureliano Buendia sta³ zamyœlony a¿do chwili, gdy zamknê³y siê drzwi.Wtedy znów siê po³o¿y³ z rozpostartymiramionami.Od pierwszych lat m³odzieñczych, kiedy zda³ sobie sprawê z w³asnychprzeczuæ, myœla³, ¿e œmieræ musi zapowiedzieæ swe nadejœcie jakimœ okreœlonymznakiem, nieomylnym i nie­odwo³alnym, ale oto ju¿ za kilka godzin mia³ umrzeæ,a sygna³ nie nadchodzi³.Kiedyœ pewna bardzo piêkna kobie­ta wesz³a do jegoobozu w Tucurinca i poprosi³a stra¿ników, ¿eby pozwolili jej siê z nimzobaczyæ.Przepuœcili j¹, gdy¿ znali fanatyzm pewnych matek, które posy³a³yswoje córki do sypialni najs³awniejszych bojowników, aby, jak same tookreœla³y, poprawiæ rasê.Pu³kownik Aureliano Buendia koñ­czy³ tej nocy poemato cz³owieku zagubionym w deszczu, kiedy dziewczyna wesz³a do pokoju.Odwróci³siê od niej plecami, by schowaæ kartê papieru do szuflady, gdzie zawsze sk³ada³swoje wiersze.I wtedy poczu³ to.Nie odwracaj¹c g³owy chwyci³ za pistolet wszufladzie.- Nie strzelaj, proszê - powiedzia³.Kiedy zwróci³ siê do niej z nabitympistoletem, dziewczy­na opuœci³a swój nie wiedz¹c, co robiæ.W ten sam sposóbunikn¹³ czterech z jedenastu zasadzek.Natomiast ktoœ, kogo nigdy nie z³apano,wszed³ pewnej nocy do siedziby rewoluc­jonistów w Manaure i zamordowa³sztyletem jego bliskiego przyjaciela, pu³kownika Magnifica Visbala, któremuAureliano odst¹pi³ swoje ³Ã³¿ko, ¿eby tamten móg³ wypociæ gor¹cz­kê.Œpi¹c whamaku w tym samym pokoju, nic nie s³ysza³.Na pró¿no próbowa³ uj¹æ sweprzeczucia w jakiœ system, Przychodzi³y nagle, w porywie jakiejœnadprzyrodzonej jas­noœci widzenia, jako przekonanie absolutne, ale chwilowe inieuchwytne.Czasem by³y tak naturalne, ¿e nie rozpo­znawa³ ich wró¿ebnegoznaczenia a¿ do chwili, gdy siê sprawdza³y.Kiedy indziej by³y wyraŸnieokreœlone, ale siê nie spe³ni³y.Czêsto by³y to zwyk³e przejawy zabobonu.Alekiedy skazano go na œmieræ i pozwolono wyraziæ ostatnie ¿yczenie, nie mia³najmniejszej trudnoœci z rozpoznaniem przeczucia, które mu podyktowa³oodpowiedŸ.- Proszê, ¿eby wyrok wykonano w Macondo - po­wiedzia³.Przewodnicz¹cy trybuna³u skrzywi³ siê.- Nie b¹dŸ pan taki sprytny, Buendia — powiedzia³.- To manewr, ¿eby zyskaæ naczasie.- Jeœli siê nie zgodzicie, to wasza rzecz - powiedzia³ pu³kownik - ale takajest moja ostatnia wola.Od tego czasu przesta³y go nawiedzaæ przeczucia.Tego dnia, kiedy Urszulaodwiedzi³a go w wiêzieniu, po d³ugich rozmyœlaniach doszed³ do wniosku, ¿e tymrazem œmieræ przyjdzie bez zapowiedzi, bo nie zale¿y od przypadku, tylko odjego oprawców.Nie spa³ w nocy, drêczony bólem wrzodów pod pachami.Na krótkoprzed œwitem us³ysza³ kroki na korytarzu.„Id¹" - mrukn¹³ i pomyœla³, niewiado­mo dlaczego, o swoim ojcu, który w tej chwili myœla³ o nim, w posêpnymœwicie pod kasztanem.Nie czu³ strachu ani têsknoty, tylko wewnêtrzn¹ furiê namyœl, ¿e ta sztuczna nie pozwoli mu poznaæ koñca tylu spraw, które wi³ nierozwi¹zane.Otworzy³y siê drzwi i wszed³ stra¿nik z kubkiem kawy.Nazajutrz otej samej godzinie by³ "wci¹¿ w tym samym stanie ducha, wœciek³y z powodu bólupod pachami, i powtórzy³o siê dok³adnie to samo.W czwar­tek poczêstowa³stra¿ników legumin¹ od matki, w³o¿y³ czy­st¹ bieliznê, za ciasn¹ na niego, ilakierowane buty.Jeszcze w pi¹tek go nie rozstrzelano.W gruncie rzeczy nie mieli odwagi wykonaæ wyroku.Wzburzenie ludnoœciprzekona³o w³adze wojskowe, ¿e roz­strzelanie pu³kownika Aureliana Buendiêprzyniesie powa¿ne skutki polityczne nie tylko w Macondo, ale w ca³ym okrêgumoczarów, zasiêgniêto wiêc rady dowództwa w stolicy pro­wincji.W sobotêwieczorem, podczas gdy czekano na od­powiedŸ, kapitan Roque Carnicero poszed³do sklepiku Catarina.Tylko jedna kobieta, niemal pod naciskiem groŸby,odwa¿y³a siê zabraæ go do swego pokoju.„Nie chc¹ spaæ z kimœ, o kim wiedz¹, ¿eumrze - wyzna³a mu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •