[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektórzy mruczeli coœpod nosem, inni robili groŸne gesty, które teraz wydawa³y siê dziwniekomiczne.Micha³ ze zdumieniem zadawa³ sobie pytanie, dlaczego siê tak bardzoba³.Nagle wszystko zrozumia³.By³ to po prostu ¿art, ob³¹kany ¿art.To niewra¿liwi, ale maszyny by³y na Straconej pozycji.Ich eksperyment — czycokolwiek to by³o — zak³ada³ w³asn¹ pora¿kê.Je¿eli maszynom uda siê utrzymaæwra¿liwych w ryzach, ponios¹ klêskê.Je¿eli siê to im nie uda, równie¿ ponios¹klêskê.Micha³ rozejrza³ siê po tych, którzy zostali, i policzy³ ich.Czterdziestudwóch wra¿liwych — plus on.Wszyscy patrzyli na niego — zdziwieni, zaniepokojeni.niektórzy siê uœmiechali,na twarzach innych malowa³a siêduma.Ogarnê³o go przemo¿ne uczucie przynale¿noœci do nich.Oto - pomyœla³ — moibracia i siostry.Ja nale¿ê do nich, a oni nale¿¹ do mnie.Od tej chwili koniecz fantazjowaniem, koniec z udawaniem.Od tej chwili cokolwiek zrobimy,bêdziemy robiæ razem i otwarcie.Nigdy ju¿ nie bêdziemy podporz¹dkowywaæ siêbezkrwistym.Zeskoczy³ z muru i wzi¹t Emiliê za rêkê.Podeszli do nich inni wra¿liwi:Charles Darwin, Mary Kingsley, Doro-thy Wordsworth, Joseph Uster, James Watt,Charles Bab-bage, Elizabeth Barrett, John Dalton.— Teraz — przemówi³ Micha³ — jesteœmy jedynymi prawdziwymi ludŸmi w tymmiejscu, które nauczono nas nazywaæ Londynem.Nareszcie mo¿emy swobodnie iotwarcie ze sob¹ porozmawiaæ.Trzeba omówiæ wiele rzeczy i podj¹æ wieledecyzji.Jedno jest pewne: nie ma ju¿ odwrotu.Cokolwiek siê stanie, ¿ycienigdy ju¿ nie bêdzie takie jak przedtem.Rozdzia³ trzydziestyWra¿liwi rozmawiali.W koñcu ktoœ mia³ odwagê rzuciæ w oczy bezkrwistymistnienie tajemnicy ! wyjawiæ d³ugo ukrywane myœli, a co wa¿niejszeprzeciwstawiæ siê im ! podaæ w w¹tpliwoœæ ich cele, zadania, a nawet w³adzê.Nareszcie znik³y zahamowania psychiczne i mogli rozmawiaæ ze sob¹ swobodnie iszczerze — jak nigdy dot¹d.Przez jakiœ czas panowa³ zgie³k i rozgardiasz, gdy¿ wszyscy t³oczyli siê wokó³Micha³a, zadaj¹æ moc pytañ i dzie-I¹c siê zdobytymi informacjami.Przekrzykiwali siê, wpadali sobie w s³owa, a nawet siê œmiali.Dotychczas niezdawali sobie sprawy, jak bardzo byli samotni, jak g³êboko tkwi³y w nichnieufnoœæ i niepewnoœæ zaszczepione im przez bezkrwistych.Z powodzi s³Ã³w Micha³ wy³owi³ informacjê, ¿e inni te¿ rozpoczêli na w³asn¹ rêkêprogram badañ.James Watt, odkry³, ¿e Tamiza nie jest rzók¹.Charles Darwinprzekona³ siê, ¿e wszystkie drogi wracaj¹ do Londynu.W koñcu, kiedy radosne oszo³omienie i uniesienie wolnoœci trochê opad³o,Ernestowi uda³o siê przywo³aæ wra¿liwych do porz¹dku i Micha³ móg³ wprowadziæw czyn swój pierwotny zamiar ujawnienia wszelkich dotychczasowych odkryæ.Niewielu wra¿liwych zdziwi³o siê s³ysz¹c o Tamizie czy drogach, ale nawszystkich ogromne wra¿enie wywar³a wiadomoœæ o istnieniu biblioteki wraz zca³¹ jej zawartoœci.Ci, którzy w swoim czasie œmiali siê i drwili z upór-.czywych wysi³ków Micha³a i Ernesta, ¿eby nauczyæ siê czytaæ, teraz gorzko¿a³owali braku zainteresowania s³owem pisanym i wiary w swoich towarzyszy, atak¿e tego, ¿e tak ³atwo dawali bezkrwistym sob¹ kierowaæ.Micha³ wyjaœni³, w jaki sposób dowiedzia³ siê, ¿e wojna jest jedynie fars¹, ¿ew rzeczywistoœci wygl¹da³a ona zupe³nie inaczej i ¿e — zgodnie z informacjamizawartym! w ksi¹¿kach — nale¿y ju¿ teraz do historii.Opowiedzia³, jak dokonaliodkrycia, ¿e ka¿dy lub prawie ka¿dy wra¿liwy nosi imiê i nazwisko wielkiegopisarza, uczonego albo badacza.Opisa³, jak zbadali jeden z podziemnychkorytarzy, jak zgin¹³ Aldous Huxley i jak znaleŸli póŸniej jegocia³o w dziwnym œwiecie poza Londynem.Na zakoñczenie wyjaœni³, ¿e œmieræHoracego i samobójstwo Jane przekona³y go ostatecznie, ¿e nie mo¿na d³u¿ejdzia³aæ w ukryciu i ¿e wszyscy wra¿liwi powinni siê zjednoczyæ.— Wszystko œwiadczy o tym — podsumowa³ Micha³, pa-trz¹c innymi oczyma natwarze, które go otacza³y, na ludzi, których zaczyna³ teraz kochaæ, rozumieæ iszanowaæ — ¿e to my w³aœnie jesteœmy ludŸmi, prawdziwymi ludŸmi.Jest nasbardzo niewielu - dlaczego, tego nie wiem.Ale na pewno wkrótce siê wszystkiegodowiemy.— Dramatycznym gestem rozpostar³ ramiona.— To wszystko, ca³a tawyszukana sceneria zosta³a, jestem pewien, stworzona specjalnie dla nas.Wobectego to my jesteœmy cenni, a oni przeznaczeñ,! na stracenie.Oni s¹ tylkoinstrumentami skonstruowanymi w okreœlonym celu.A ten cel macoœ wspólnego z nami.— Co teraz zrobimy? - zapyta³a Mary Kingsley.— Postaramy siê mo¿liwie szybko jak najwiêcej siê dowiedzieæ - odpar³ Micha³.— Wsz&lkie udawanie skoñczone i bezkrwiœci o tym wiedz¹.Nie musimy wiêcprowadziæ naszych poszukiwañ ukradkiem.Od tej chwili bêdziemy robiæ wszystkootwarcie.Proponujê, ¿ebyœmy poszli na Apollo Twelve S¹uare do BibliotekiLondyñskiej.Horacy znalaz³ dwa podziemne korytarze.Dotychczas uda³o siê namzwiedziæ tylko jeden.Najlepiej podzielmy siê na trzy grupy: jedna zostanie wbibliotece, ¿eby stawiæ opór w razie jakiegoœ.jakiegoœ ataku, a dwie innezfaadaj¹ oba korytarze.Z czasem, je¿eli zostaniemy tu dostatecznie d³ugo,zorganizujemy dla wszystkich lekcje czytania, ¿eby ka¿dy móg³ sam sprawdziæ, cokryje siê w ksi¹¿kach.— Sk¹d mo¿emy wiedzieæ, ¿e te ksi¹¿ki nie zosta³y sfabrykowane przezbezkrwistych? — zapyta³ Joseph Lister.— Sfabrykowali dla nas przecie¿ wszystkoinne.— Wcale tego nie wiemy — powiedzia³ Micha³.- Bêdziesz musia³ sam torozstrzygn¹æ.Ale mnie siê wydaje, ¿e w ksi¹¿kach Biblioteki Londyñskiejzawarte s¹ myœli, idee i wiedza znacznie przekraczaj¹ce wszystko, cobezkrwiœci, których znamy, mogliby prze¿yæ, a nawet wymyœliæ.Te ksi¹Ÿkipachn¹ ludŸmi, prawdziwymi ludŸmi.Jestem przekonany, ¿e wy tak samo jak jaznajdziecie w nich d¹¿enie do prawdy, chêæ porozumienia.Tegow³aœnie bezkrwiœci nam zawsze odmawiali.Poznacie te cechy natychmiast, odpierwszego wejrzenia, jak g³odny, cz³owiek poznaje ¿ywnoœæ.— Je¿eli mamy iœæ do biblioteki — wtr¹ci³ Ernest - to chyba nie powinniœmy ju¿traciæ czasu.Pomys³y bezkrwistych s¹ nieodgadnione.Chocia¿ to jasne, ¿e omdostarczyli nam ksi¹¿ek, mo¿e im teraz przyjœæ do g³owy, ¿eby je zabraæ ,i wten sposób utrudniæ nam dzia³anie.Micha³ nagle siê zaniepokoi³.Taki odwet by³by w stylu bezkrwistych.Mo¿enawet za bardzo w ich stylu.Ostatnio bezkrwiœci stosowali subtelniejszeposuniêcia ni¿ poprzednio.Niemniej wra¿liwi nie mogli sobie pozwoliæ naryzyko utraty bezcennych ksi¹Ÿek.— Ernest ma racjê.Musimy tam iœæ jak najprêdzej.Powinienem by³ pomyœleæ otym wczeœniej.Emilia œcisnê³a go za rêkê.— Wszystko bêdzie dobrze, zobaczysz.Mam dziwne uczucie, ¿e bezkrwiœci niezamierzaj¹ nam ju¿ w niczym przeszkadzaæ.Rozdzia³ trzydziesty pierwszyBiblioteka Londyñska sprawia³a wra¿enie zdewastowanej i opuszczonej, zupe³niejak tego dnia, kiedy Micha³ ujrza³ j¹ po raz pierwszy.Deski, którymi kiedyœzabite by³y drzwi, le¿a³y tam, gdzie po oderwaniu rzuci³ je Horacy.Okna pokrywa³a warstwa kurzu.Drzwi nadal nie zamkniêto.Biblioteka nie by³a jednak zupe³nie pusta.Kiedy Micha³ przekroczy³ jej próg,zobaczy³, ¿e na œrodku pokoju stoi ktoiœ z ksi¹Ÿk¹ w rêce i g³oœno czyta.By³to pan Szekspir
[ Pobierz całość w formacie PDF ]