[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zarumieniła się, co jej bracia od razu zauważyli.Nie, takiej konfrontacji dziewczyna bynajmniej sobie nie życzyła.– Idzie do nas – stwierdził sucho Ryan.Charlie odwróciła się, by zrobić miejsce dla Linca.Wiedziała, że twarz ma czerwoną jak piwonia.– Linc, chciałabym ci przedstawić moich braci, Kyle’a i Ryana.– Dzięki za opiekę nad naszą siostrą.– Postępujący zawsze dyplomatycznie Kyle wyciągnął rękę.Ryan długą chwilę stał bez ruchu, wprowadzając tym Charlie w coraz większe zakłopotanie.W końcu jednak i on wyciągnął dłoń.– Pewnie.Należą się panu podziękowania.Linc, nie zwracając uwagi na aroganckie zachowanie Ryana, skinął głową.Śmieszyła go ich nadopiekuńczość.Najwyraźniej żaden z nich nie zdawał sobie sprawy, że ich siostra doskonale potrafi o siebie zadbać.– Nie ma sprawy.Dobrze, że wszystko skończyło się szczęśliwie.– Rozbawił go widok rumieńców na twarzy Charlie.– Sam powiedziała, że jesteście już tu, panowie, od jakiegoś czasu.– Kto to jest Sam? – Charlie głęboko wciągnęła powietrze.Jak zdołam z nim pracować, pomyślała, skoro za każdym razem, kiedy pojawia się obok mnie, natychmiast staje mi przed oczyma domek myśliwski.Kyle tęsknie westchnął.– Zauważyłaś, jakie cudne są te jej rude włosy?– C.co?– Charlie rozejrzała się.– Zakochała się we mnie – oświadczył Ryan.Linc uśmiechnął się pobłażliwie.Młodzi ludzie sprawiali sympatyczne wrażenie, ale Tyler nigdy nie wyciągał pochopnych wniosków.Zachwyt chłopaka nie był niczym oryginalnym.Wszyscy mężczyźni w parku podkochiwali się w Sam.Wszyscy, z wyjątkiem Linca.Linc Tyler nie kochał żadnej kobiety.Strażnik nieoczekiwanie odwrócił się i skinął w stronę grupy stojących w pewnym oddaleniu ludzi.– Al! Ted! Sam! Chodźcie poznać konsultanta! Kiedy podeszli, Linc zaczął prezentację.– Charlotte Madison.A to są: Alvin Brown, Ted Feinberg i Samantha Harper.Dzięki nim wszystko tu funkcjonuje jak należy.– Trójka nowo przybyłych otoczyła ich półkolem.– Al, poza swoimi normalnymi obowiązkami, pilnuje, byśmy mieli pełną spiżarnię i aby sprzęt dobrze funkcjonował.Niski, szczupły mężczyzna o sterczących, krótkich, jasnych włosach uśmiechnął się szczerze.– A to Ted, nasz pilot – ciągnął Linc.– Bardzo doświadczony wspinacz górski.– Czemu pan nie gra w baseball? – spytała Charlie, zadzierając wysoko głowę.Mężczyzna liczył dobre dwa metry wzrostu.Wzruszył ramionami.– Lubię latać i uwielbiam Alaskę.Widzi pani? – Wskazał palcem napis na czapce.– Poza tym, co nasz poczciwy Linc zrobiłby beze mnie?– Poczciwy Linc zrobiłby bardzo dużo – rozległ się miękki kobiecy głos.– Cześć, jestem Samantha.– Każdego mężczyznę przyprawia o szybsze bicie serca – wyjaśnił Linc, nie zważając na mocny szturchaniec dziewczyny.– Wszystkich z wyjątkiem ciebie, Linc.Mów mi Sam – spojrzała wesoło na Charlie.– Wreszcie będziemy tu mieli jeszcze jakąś kobietę.Towarzystwo wybuchnęło śmiechem i gremialnie ruszyło w stronę dwóch samochodów zaparkowanych przy odśnieżonej drodze biegnącej wzdłuż pasa startowego.– Ryan! – zawołał Ted rzucając mu kluczyki.– Pokaż swojej siostrze jej lokum.Okolice stacji zwiedzi sobie później.– Dobrze – odparł chłopak, łapiąc w powietrzu klucze.– Jesteś gotowa na gorący prysznic i puchowe łoże?Rozdział 9Prowadząc samochód, Ryan gadał jak nakręcony.Minęli tory kolejowe, a następnie hotel „Denali National Park” ze sklepami pamiątkarskimi, restauracjami, barem i nocnym lokalem.Potem skręcili w Park Road, przejechali obok magazynu handlowego i stacji benzynowej, i znaleźli się w dzielnicy mieszkalnej.Budynki były stare, nieokreślonej barwy, ale w jakiś sposób komponowały się z rosnącymi wszędzie świerkami.Ryan oświadczył, że mieszkania są tu dwu – i trzypokojowe.Ich umieścili w dwupokojowym, należącym do faceta imieniem Bobby, który wyjechał właśnie na urlop na Hawaje.– Kyle, mogę się założyć, że między nimi dwojgiem coś zaszło – powiedział cicho Ryan, kiedy wnosili do domu walizki Charlie.– Daj spokój.– Kyle postawił bagaż na środku salonu.– Ty, Ryan, jak zwykle węszysz jakąś aferę.Kiedy się do nas zbliżał, faktycznie był spięty, ale to niczego nie dowodzi.– Chyba żartujesz.Już taki nie jestem.Coś się tutaj najwyraźniej dzieje, a my nie mamy o tym zielonego pojęcia.– Lepiej się prześpij, bo zaczynasz gadać trzy po trzy.Ten facet był po prostu zmęczony.Dwa ostatnie dni to niewątpliwie nie był dla niego piknik.Popatrz zresztą na Charlie.Właśnie weszła do pokoju i spytała o toaletę.– Pierwsze drzwi na lewo – poinformował Ryan i wyciągnął się na wytartej kanapie.– Mówię ci, Kyle, przejrzałem go na wylot.I powiem ci coś jeszcze.– W to nie wątpię – mruknął sucho Kyle, kierując się do kuchni.– Linc świetnie wie, co o nim myślę.Wie, ale nic sobie z tego nie robi.Kyle wybuchnął śmiechem i otworzył lodówkę.– Hej, Charlie! Kupiliśmy gotowe kanapki.Tutejszy sklep jest wyśmienicie zaopatrzony.Znajdziesz w nim wszystko, czego potrzebujesz.Chcesz kanapkę?– Pewnie! Dzięki, Kyle! – odkrzyknęła Charlie.Chłopak zaczął rozpakowywać jedzenie.– To zrozumiałe, że Tyler nic sobie z tego nie robi, bo niby co go obchodzisz.Bez względu na to, czy ci się to podoba, czy nie, Ryan, nie jesteś dla niego przeciwnikiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]