[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czemu w takiej sytuacji czym prędzej nie umknęli z kraju? Jeżeli zaś postanowili zaszyć się gdzieś i przeczekać, dziwiło, że tak szybko wychynęli z kryjówki.Czuł, że mieli tu coś ważnego do załatwienia.Na tyle ważnego, że nawet śmierć niedoszłego pomocnika nie wpłynęła na zmianę ich planów.Jaka sprawa była dla tych bestii aż tak istotna? Antoine nie lubił podobnych niewiadomych.Bo przecież nie ulegało wątpliwości, że nie znajdzie okazji, by zadać im to pytanie.* * *Simone nie tylko nie wyłapywała jego sygnałów, ale wręcz stawała się coraz bardziej męcząca, całkiem jakby zbliżająca się piąta rocznica związku poruszyła w niej jakąś uśpioną dotąd strunę.Czyżby stąd brały się ich aktualne kłopoty? Zaczynała na Antoine’a naciskać, jego zaś – jak zresztą każdego wolnego człowieka – denerwowały wszelkie próby wywierania nań presji.Poszedł na pieprzoną architekturę, bo tak życzył sobie jego ojciec! Nigdy więcej nie postąpi wbrew sobie.Czyniła na przykład aluzje, bynajmniej nie dyskretne.Nie potrafiła przejść obok dzieciaka, żeby się nim nie zachwycić, choćby smarkacz odziedziczył najgorsze geny obojga dalekich od ideału rodziców.W trakcie każdej rozmowy, na dowolny temat – mogło chodzić o kolację ze znajomymi albo loty kosmiczne – wtrącała jakąś kretyńską uwagę tyczącą rodziny i macierzyństwa.Początkowo Antoine udawał, że nie słyszy, nie dostrzega, nie pojmuje.Ale przecież nie był idiotą; nie chciał też, żeby Simone go za takiego uważała.Wyobrażał sobie, jak żali się Françoise i Genevičve, jakiego ma niepojętnego faceta, na co te krowy zgodnie kiwają głowami.Gdyby chociaż przy tej okazji doradziły jej, żeby znalazła sobie innego!Antoine skrzywił się, majstrując kluczem w zamku, który ni cholery nie chciał się otworzyć, uświadomił sobie bowiem, że takie rozwiązanie również wcale by mu nie odpowiadało.Czy nie mogli najzwyczajniej w świecie rozstać się w przyjaźni, jak kulturalni ludzie?W każdym razie w końcu męska duma nie pozwoliła mu dłużej odgrywać kretyna: musiał zareagować na jej sugestie.Trzy dni dumał nad tym, jak przeprowadzić rozmowę, żeby uciąć temat kategorycznie, aczkolwiek w niekonfliktowy sposób.– Przecież jesteś jeszcze za młoda na dziecko – stwierdził swobodnie.– Całe życie przed tobą, a ty już teraz chcesz wiązać sobie kamień u szyi?– Mam trzydzieści jeden lat.Roześmiał się.– Dopiero za kilka miesięcy.Jesteś jedyną znaną mi kobietą, która zawyża swój wiek.Patrzyła na niego tym swoim wybitnie wkurzającym, pełnym wyrzutu spojrzeniem.Trochę tak, jak, nie przymierzając, matka na niesfornego synka, gdy ten nie umie zachować się w towarzystwie.– Ty masz prawie trzydzieści pięć – powiedziała.– Zamierzasz grać z synem w piłkę jako siedemdziesięciolatek?– Zawsze demonizujesz! – wściekł się.– Do siedemdziesiątki jeszcze mi trochę zostało.Pomyślę o dziecku jako czterdziestolatek.A na razie, podoba ci się to czy nie, należę nadal do grona wolnych trzydziestolatków! Masz świetną pracę, robisz karierę, a chcesz rzucić wszystko dla pieluch, garów i nieprzespanych nocy? – przybrał łagodniejszy ton.– Możemy kupić jakieś zwierzę.Kiedyś chciałaś kota.Nie odpowiedziała.Do cholery, swego czasu męczyła go o kota! „Żeby było w domu trochę życia, kiedy zostajesz dłużej w pracy”.No właśnie.Niech się najpierw wprawi na kocie – przekona się, jaki to kłopot, uwiązanie, obowiązki.A co dopiero dziecko!Wkurzyła go nieprzeciętnie.Nieustannie starał się ją odmładzać, mimo że, po prawdzie, koło oczu pojawiły jej się już kurze łapki.Ona tymczasem bezczelnie dodawała mu lat!Czuł się nadal młody, jakby dopiero co ukończył studia.Nie musiał już teraz snuć planów na odległą przyszłość ani tym bardziej liczyć każdego miesiąca, jaki mu pozostał na tym świecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •