[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postanowiłem więc spróbować z innej beczki.Przygotowane przeze mnie włócznie czekały, ale do pełnego uzbrojenia brakowało idei, w imię której wojownicy Balungi mieliby wdać się w zapasy z krokodylami.I właśnie taką ideę miałem zamiar podsunąć wodzowi.- Szlachetny Balungo! Czyż krokodyle są dostatecznym powodem do tego, aby nasze plemię ograniczało spożycie fasoli i nie mogło powiększyć stada kóz? Nasze kobiety uprawiają mało urodzajne spłachetki ziemi, kozy szczypią resztki trawy, a tymczasem nad rzeką leży podobno urodzajny grunt, na którym wyrosłoby co najmniej dwakroć tyle fasoli co tutaj, a soczystej trawy jest tam podobno tak dużo, że moglibyśmy liczbę kóz powiększyć trzykrotnie.Balunga niedbałym skinieniem odprawił żony i od tej chwili własnoręcznie karmił się prażonymi ziarnami fasoli.Na jego twarzy malował się wysiłek.Znaczyło to, że wódz rozważa w swym umyśle racje, które mu przedstawiłem.Trwało to dość długo, i wreszcie przemówił:- Też o tym myślałem, szamanie.Sam wiesz najlepiej, jak bardzo leży mi na sercu dobro naszego plemienia.Czasy teraz inne i młodzi wojownicy - nie zadowalają się byle czym, tak jak dawniej.Chcą żyć tak jak starszyzna, choć do pozycji starców brakuje im wielu lat i wielu zasług.Młodzi są teraz niecierpliwi i chcieliby mieć to, co jest im przeznaczone pod koniec żywota.Ale żeby tak było, nie wystarczy już tylko praca kobiet.Musisz im, szamanie, wytłumaczyć, że będzie im się żyło dostatniej, jeśli zajmą się pracą.Niechaj więc odłożą włócznie i tarcze, zwłaszcza że wyniki polowań są coraz gorsze, i niech zajmą się karczowaniem dżungli.Będziemy mieć więcej ziemi, więcej fasoli i kóz.- Twoja przenikliwa mądrość, wielki Balungo, przyprawia mnie o trwogę.Przed twym światłym umysłem nic się nie ukryje.Patrzysz dalej, niż my wszyscy, i widzisz więcej.Dlatego też raczyłeś poddać mnie próbie i sprawdzić, czy zgodzę się na rozwiązanie niegodne bohaterskich tradycji naszego plemienia.Czyż bowiem wojownicy mogą być posłani do karczowania dżungli? Czyż mamy czas, aby przeczekać kilka pór deszczowych, zanim wydarta dżungli ziemia zacznie rodzić na chwałę Akwawita i twoją, wielki wodzu? Wiem, wodzu, że o tym wszystkim myślałeś i chciałeś mnie, niegodnego twego, a zarazem najbliższego sługę, wystawić na próbę.Czuję to, mówią mi o tym tajemne siły, którym służę z równą gorliwością jak tobie, że bliski jesteś wydania rozkazu wyruszenia przeciwko krokodylom.Wiem, że myślałeś o tym przez wiele nocy i dni, które poświęciłeś ofiarnej służbie na rzecz naszego plemienia.I mówię ci, wodzu, śmiało - nadszedł czas, aby twe wielkie zamysły wprowadzić w czyn.Nadszedł czas twojej wielkiej chwały, szlachetny Balungo.Gdy przepędzisz stąd krokodyle, twoja potęga będzie niezmierzona.Nikt się tobie nie oprze, zaś Amelunga, jeśli do tej pory nie stał się pożywieniem tych żarłocznych zwierząt; odda się pod twoją opiekę, aby bezpiecznie dokończyć żywota.Będziesz panował na obu brzegach rzeki, zaś ja, twój wierny sługa, będę krzewić wiarę w naszego potężnego Akwawita, który tym bardziej sprzyjać będzie twoim zamysłom.Nadszedł czas, wodzu, abyś okazał swą prawdziwą wielkość.Nadszedł czas.Moja przemowa musiała zrobić na nim pewne wrażenie, bo zapomniał przez ten czas o żuciu fasoli i podjął tę czynność na nowo dopiero wtedy, gdy skończyłem.Twarz jego znów wyrażała wysiłek: myślał.Po dość długiej chwili milczenia powiedział:- Rozważę wszystko, coś mi powiedział, mój wierny szamanie.Rzeczywiście miałem taki zamiar; odczytujesz w lot moje myśli, co dobrze świadczy o twoich kwalifikacjach szamańskich.Idź do swoich zajęć, a ja przez ten czas jeszcze raz wszystko rozważę z właściwą mi roztropnością.Byłem dobrej myśli.Na wszelki też wypadek zająłem się segregowaniem mojej tajnej broni, czyli wydłużonych włóczni o utwardzonych grotach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]