[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.XNastępnego dnia o świcie byłem już w drodze.Kierowałem się na północ.Oceniałem, że znajduję się około dwadzieścia kilometrów na zachód od Fort Farrell, szedłem więc równolegle do drogi prowadzącej do Kinoxi, starając się trzymać na tyle od niej daleko, żeby nie zagarnęła mnie sieć łapaczy Mattersona.Głód zaczynał ugniatać żołądek, nie osłabiając mnie co prawda; mogłem iść jeszcze mniej więcej przez półtora dnia, a nie wykluczone, że będzie to konieczne.Później pożywienia stanie się palącym problemem.Posuwałem się do przodu, godzina za godziną utrzymując równe tempo, nieco szybsze, niż zwykle w czasie wypraw badawczych.Jak na tutejsze ukształtowanie terenu, szło mi się nawet wygodnie i robiłem przypuszczalnie mniej więcej cztery kilometry na godzinę.Często oglądałem się do tyłu, nie po to, żeby wiedzieć ile uszedłem, ale żeby sprawdzać, czy idę prosto.W terenie bardzo łatwo zboczyć i większość ludzi nieświadomie po trochu zmienia kierunek.Dlatego we mgle lub podczas śnieżycy łatwo się zgubić mimowolnie zataczając koła.Jest to podobno spowodowane tym, że nogi są różnej długości, przez co długość kroków nie jest taka sama.Dawno temu skontrolowałem własną skłonność do zbaczania z kursu i ustaliłem, że mam tendencję do skręcania o około 4° od linii prostej w prawo.Wiedząc o tym, nietrudno wyćwiczyć się i świadomie korygować różnicę.Zawsze dobrze sprawdzać teorię, a wolałem też wiedzieć jak jest ukształtowany teren za mną, co może się przydać, gdybym nagle musiał uciekać.Istniała również możliwość, że zostanę zauważony z oddali, a dobrze zdawałem sobie sprawę, że przy średnim zaludnieniu w tej części kraju, jedna osoba na półtora kilometra kwadratowego, mała jest szansa, że uznany zostanę za przypadkowego spacerowicza.Idąc trochę się pożywiłem.Zebrałem i schowałem kilka kilogramów grzybów.Grzyby są bardzo dobre, ale nigdy nie jadłem ich na surowo i wolałem nie eksperymentować.Prawdopodobnie nie otrułbym się, ale nie chciałem, żeby jakieś żołądkowe kłopoty pozbawiły mnie możliwości działania.Schowałem więc grzyby na później, choć ślina mi ciekła z ust.Często odpoczywałem, ale zawsze krótko, mniej więcej pięć minut na godzinę.Dłuższa przerwa usztywniłaby mięśnie nóg, a musiałem cały czas utrzymywać pełną gotowość.Nawet w południe nie zatrzymałem się na długo.Założyłem tylko czyste skarpety, brudne przepłukałem w strumieniu i przyczepiłem z wierzchu do plecaka, żeby schły w czasie drogi.Napełniłem manierkę i ruszyłem dalej na północ.Dwie godziny przed zachodem słońca zacząłem rozglądać się za nie rzucającym się w oczy miejscem na obóz.Znalazłem je na szczycie wzniesienia, dającego dobry widok na doliny po obu stronach.Zrzuciłem plecak i przez pół godziny tylko rozglądałem się dookoła, upewniając się, że w pobliżu nikogo nie ma.Następnie rozpakowałem plecak i wydobyłem własny sprzęt ratowniczy.Na Terytorium Północno-zachodnim całymi miesiącami przebywam sam na odludziu, a ponieważ amunicja do karabinu jest ciężka i trudno dużo jej zabrać, staram się oszczędzać naboje i stosuję inne sposoby zdobywania świeżego mięsa.Kilka przedmiotów, które nosiłem w płaskim pudełku po czekoladzie, stanowiło rezultat wielu lat doświadczeń i zawsze leżało w gotowości na dnie plecaka.Zające wychodzą bawić się na otwartym terenie na krótko przed zachodem, wybrałem więc trzy druty na sidła, starannie unikając nadziania się na leżące w puszce haczyki na ryby.Kiedyś na samym początku sezonu zraniłem się haczykiem i zignorowałem skaleczenie.Zaropiało i zanim lato dobiegło połowy musiałem wrócić do najbliższej osady handlowej ze zgangrenowanym palcem wielkości banana.Niewielkie skaleczenie kosztowało mnie tysiąc dolarów i niewiele brakowało, żebym stracił rękę, od tego czasu więc bardzo uważam z haczykami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •