[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie widzê w tym nic nagannego.- Doprawdy? To bardzo dziwne.Mata demonstracyjnie oddaje swoj¹ pi³kêm³odzieñcowi z innego klanu, zaœ ten publicznie wybiera j¹ na królow¹ stadionu.A pan uwa¿a, ¿e to normalne?- No có¿, jest to byæ mo¿e doœæ niezwyk³e, ale nic ponadto.- Zdumiewaj¹ce! - Rektor machn¹³ rêkami.- Czy mam t³umaczyæ panu, ogólnieszanowanemu cz³owiekowi, ¿e nasz dobrobyt opiera siê na systemieprofesjonalnych klanów?- Wiem o tym.Wiem jednak równie¿, ¿e powinno istnieæ pe³ne równou­prawnienieklanów.A poza tym, dlaczego chwilowy kaprys krn¹brnej dziewczyny (ten fragmentswojej rozmowy z rektorem Kapuleti z wrodzon¹ delikatnoœci¹ stonowa³) mia³byzagroziæ naszemu systemowi? Niewiele ten system by³by wart, gdyby podobnedrobiazgi mog³y go podwa¿yæ.- O to w³aœnie chodzi, ¿e wszystko zaczyna siê od drobiazgów!-zawo³a³ rektor.—Niech¿e pan zrozumie — to nie przypadkowy epizod, kryje siê za nim coœpowa¿niejszego.Zreszt¹, nie zna pan niektórych faktów i, oczywiœ­cie,powinienem by³ od razu pana z nimi zapoznaæ.Proszê wiêc pos³uchaæ -profesoragrochemii Valdez odkry³, ¿e ten agr, Rom Monteki, studiuje podstawymatematyki.Najwidoczniej uda³o mu siê wykraœæ podrêcznik.Kapuleti zblad³.- Chce pan powiedzieæ.- Niech pan sam wyci¹gnie wnioski.Jest najwyraŸniej zakochany w pañskiej córcei szuka sposobu, by siê do, niej zbli¿yæ.To jasne jak dwa razy dwa, mówi¹cpañskim jêzykiem.- No, to jeszcze o niczym nie œwiadczy.Ula jest rozs¹dn¹ dziewczyn¹ iprawdziw¹ mat¹.Rêczê za ni¹.- Chcia³bym w to wierzyæ.Ale jej postêpek œwiadczy, ¿e nie jest obojêtna nazaloty agra.Czy wyobra¿a pan sobie, jaki wp³yw na jej losy mo¿e mieæ toszaleñstwo? Zreszt¹, chodzi tu nie tylko o ni¹ i tego Montekiego.Jestem biolemi móg³bym na to machn¹æ rêk¹, pozwalaj¹c matom i agrom toczyæ swe miêdzyklanowewojny.Ale jako rektor jestem zobowi¹zany myœleæ o niebezpiecznychkonsekwencjach tego niebywa³ego incydentu.Proszê sobie wyobraziæ, co siêstanie, je¿eli za ich przyk³adam pójd¹ inni m³odzieñcy i dziewczêta.Zaczn¹nawi¹zywaæ mi³osne wiêzi z partnerami z innych klanów, a w dodatku rozpoczn¹naukê ich jêzyków, lekcewa¿¹c swój w³asny zawód.Efektem tego mo¿e byæ tylkodegradacja kultury profesjonalnej, zastój w przemyœle, rozk³ad sprawnegomechaniz­mu spo³ecznego, rozpad moralnoœci, ogólne zdziczenie! Oto do czegomo¿e doprowadziæ niewinny na pierwszy rzut oka.hm.kontakt maty i agra.-Rektor, wstrz¹œniêty nakreœlon¹ przez siebie przygnêbiaj¹c¹ wizj¹, znowurozczochra³ sw¹ fryzurê.I pospiesznie wysun¹³ jeszcze jeden argument.-Rozumiepan, przez piêæset lat nikt spoœród agrów czy biolów, nie mówi¹c ju¿ o matach,nie wpad³ na pomys³, ¿e mo¿na szukaæ partnera lub partnerki poza w³asnymklanem.Ale je¿eli taki pomys³ ju¿ siê raz pojawi, niechybnie znajdzienaœladowców.Z³y przyk³ad, jak wiadomo, jest zaraŸliwy.Kapuleti siedzia³bezgranicznie przygnêbiony.- Czego pan ode mnie oczekuje — zapyta³ wreszcie.- ¯e podejmie pan kroki, by nie dopuœciæ do dalszych spotkañ pañskiej córki zRomem.Ze swojej strony, za¿¹dam tego samego od jego ojca, który zajmujeeksponowan¹ pozycjê w gminie agrów -jest aldermanem czy kimœ w tym rodzaju.Niew¹tpiê, ¿e Monteki w nie mniejszym stopniu ni¿ my dwaj jest zainteresowanypowstrzymaniem swego syna przed nierozs¹dny­mi postêpkami, które mog¹ z³amaæch³opakowi ¿ycie.- Ale jak to zrobiæ?- To ju¿ pañska sprawa.Niech jej pan wyt³umaczy, zawstydzi, w ostate­cznoœcitrzyma pod kluczem.Aha, przypomnia³em sobie, ¿e ona ma narzeczonego.Niechwiêc ich pan bezzw³ocznie po¿eni.- Pomyœlê o tym - rzek³ Kapuleti wstaj¹c.- Niech pan myœli, ale nie radzê traciæ czasu.Mi³oœæ jest jak nowotwór -dajeprzerzuty, a¿ zaw³adnie ca³ym organizmem.Kapuleti przemilcza³ ostatnie zdanie rektora.Wci¹¿ jeszcze patrzy³ w sufit.- I co wymyœli³eœ, tatusiu? - W g³osie Uli brzmia³y ironiczne nuty.- Mo¿e istotnie powinnaœ wyjœæ za m¹¿ za Pierre'a?- Nie kocham go.Wzruszy³ ramionami.- Przywykniesz, to pokochasz.Twoja matka te¿ niezbyt mnie kocha³a, kiedy siêpobraliœmy.- Teraz te¿ niezbyt ciê kocha.- Ula!- Przepraszam ciê, ojcze.Kapuleti usiad³ obok córki i obj¹³ j¹ za ramiona.- PoradŸ mi, powiedz sama, co mam z tob¹ zrobiæ?Ula uœmiechnê³a siê.Przypomnia³a sobie starego, szkolnego lekarza,który zawsze pyta³ uprzejmie pacjentów, jakie lekarstwo ma im przepisaæ.Idopiero gdy sami nie wiedzieli, czym siê leczyæ, podejmowa³ jak¹œ decyzjê.- Wiesz, tato, najlepiej od razu wsadŸ mnie pod klucz.- ¯artujesz!- Nie, nie ¿artujê.W inny sposób mnie nie powstrzymacie.KochamRoma.- Opamiêtaj siê.Ula! - Kapuleti po raz pierwszy w czasie ca³ej rozmowypodniós³ g³os.- Tak, tak! - krzyknê³a, daj¹c upust nagromadzonemu przez ca³y ten zwariowanydzieñ poczuciu krzywdy.- Kocham go na przekór twojemu rektorowi, tobie,Pierre'owi, Tiborowi i ca³emu naszemu s³awetnemu kla­nowi! To wy zmuszaciemnie, bym go kocha³a!7Alderman Monteki by³ w paskudnym nastroju.Nieprzyjemnoœci zaczê³y siê odsamego rana i mia³ wra¿enie, ¿e nigdy siê nie skoñcz¹.Zbyt d³ugo trzyma³ natwarzy depiluj¹c¹ g¹bkê i w rezultacie skóra zaogni³a siê i piek³a.W szafienie by³o czystej koszuli.Spinka od mankietu gdzieœ przepad³a i musia³ czo³gaæsiê na czworakach, by j¹ znaleŸæ.Nowe buty, które uparcie próbowa³ rozchodziæ,uwiera³y i czu³, ¿e na du¿ym palcu prawej nogi roœnie porz¹dny odcisk.Gdywychodzi³ do ogrodu, poœlizgn¹³ siê na mokrym od deszczu stopniu, upad³ iboleœnie pot³uk³ sobie ramiê [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •