[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Starał się oddychać nosem.Splótł palce.W ułamku sekundy spociły mu się dłonie.A potem usłyszał, że na zewnątrz ktoś kaszlnął.— Kto tu jest?!— Nie bój się.Wyciągnę cię stąd, Wiking.Żebyś wrócił do domu, to jest teraz najważniejsza rzecz na świecie.Masz jakąś forsę?Nadzieja zapłonęła i zgasła jak raca na wodzie.— Nie.Oddałem wszystko matce i Malinie.— W domu! Możesz szybko skołować forsę, jak znajdziesz się w Europie?— Mam.To zależy ile.— No… pewnie ze trzy tysiące.Norman nabrał powietrza.Trzy tysiące euro.Za wolność.Bez namysłu zapłaciłby trzydzieści.— Mam.Muszę tylko znaleźć bankomat.Gdziekolwiek.— Poczekaj — Koniu odszedł i wdał się w cichą rozmowę.Do Normana dobiegały tylko fragmenty.„Tak to nie…” „Idę z mięsem”.„Prześwietlą ci chłodnię”.„Plomby to nie problem”.Mężczyzna wyjął z kieszeni mały walec z błyszczącego metalu.— Japońska robota — zaśmiał się.— Pojedzie na disneja.— Podrzucił fiolkę w ręku.— To będzie pięć patoli.Koniu wrócił do bunkra.— Masz pięć tysięcy?— Mam.Koniu odetchnął z ulgą.— Dobra.Tylko musisz mi zaufać.Jego się nie bój, znam go.Tylko tak wygląda i struga twardziela.— To on przerzucał mojego szwagra?Zgłupiałeś? Idiota zadał się z Łowcami Skór.Flak jest w porządku.Dostaniesz zastrzyk.Jest bezpieczny.Sprawdziłem fiolkę.Zapieczętowana.Fabrycznie.Zapadniesz w letarg, obniży ci się temperaturę ciała.Funkcje życiowe będą niewyczuwalne.Położymy cię w ciężarówce chłodni i owiniemy folią.Niczego nie zauważą.Nie udusisz się, bo prawie nie będziesz oddychał, a folia jest perforowana.Na miejscu pójdziecie z Flakiem do bankomatu.Proste.— Gdzie to będzie?— Do wyboru.Pułtusk, Serock, Zegrze, Radzymin, Mińsk, Góra Kalwaria, Grójec, Radom.— Najlepiej Zegrze.Tam już sobie poradzę — starał się nie okazywać żadnych emocji.Zegrze! Mógł być w domu w ciągu pół godziny na piechotę.* * *Spanikował dopiero na widok wnętrza chłodni.Na hakach wisiały wielkie, sinoczerwone tusze, owinięte w obryzgane krwią arkusze folii.Wiało lodowatą zgnilizną i metalicznym odorem rzeźni.— Co to jest?!— Ekologiczne mięso — roześmiał się Flak.— Podstawa słynnych, tradycyjnych polskich wędlin.Żadnych ulepszaczy ani konserwantów.Za tydzień kupisz sobie kiełbasę lisiecką, z którą podróżowałeś do domu.Norman zacisnął zęby i pozwolił sobie zrobić zastrzyk.Ultradźwiękowa ampułka strzeliła mu w ramię i poczuł, że mięśnie mu zdrętwiały.Przez chwilę nic się nie działo.A potem stopniowo, z każdym oddechem jego ciało zaczęło zamieniać się w gumę, a płuca w rtęć.Po czym jego umysł, wrzeszcząc przeraźliwie, runął nagle w czarną jak atrament studnię.* * *Dźwięki dochodziły z daleka, wszystko się chwiało.Cały był szronem, jego mięśnie składały się z sopli, w żyłach przeciskał się sorbet, oddech był wiatrem znad lodowców Alaski.Dygotał.Czuł niewyraźne wstrząsy, a potem zorientował się, że Flak bije go po twarzy.— Dobry wieczór! — wołał.Norman rozkaszlał się i otworzył oczy.Widział jakieś plamy, kleksy rdzawego światła.— Gdzie jestem?— Zegrze! Zgodnie z rozkładem!Stwierdził, że siedzi w otwartych drzwiach starej ciężarówki.Cały drżał.Zupełnie jakby wpadł do przerębli.Zegrze… Flak podał mu kubek od termosu, pełen parującego płynu.— Co to jest?— Herbata z cytryną.Norman wypił, obejmując kubek dłońmi.Z każdym łykiem wracało mu życie.Zaczął poznawać okolicę.— Podjedźmy tam — wskazał ręką.— Dlaczego? — zapytał Flak.— Bo tam jest bankomat.Kiedy wysiedli z ciężarówki, Norman stwierdził, że prawie może już chodzić.Nogi miał jak ścierpnięte, ale życie powoli wracało.Flak odchylił połę kurtki i nagle pokazał srebrny pistolet z grubą lufą, podobny do rakietnicy.— O co chodzi?— Spokojnie.To jest pneumatyczna strzykawka.Jeżeli mnie spróbujesz wykiwać, dostaniesz drugiego disneja i odwiozę cię z powrotem do Spestreku.Na koszt firmy.Palce nie chciały go słuchać, kiedy wprowadzał kod PIN.Bankomat mógł nie mieć tyle gotówki.Wprowadził PIN na transakcje specjalne, więc limit nie miał znaczenia.Kod PIN nieprawidłowy.Zostały dwie próby.Bankomat czeka na połączenie z Twoim bankiem.Słyszał, jak tamten sapie mu za plecami.Operacja w toku.Kiedy wreszcie oddał kierowcy pięć sztywnych, nowiutkich banknotów, poczuł, że nogi się pod nim trzęsą.— Dziękuję bardzo — powiedział Flak.— Przepraszam za pistolet.Takie czasy.Interesy z panem to przyjemność.Naprawdę pan sobie tu poradzi?— Tak.— Proszę.Pańska torba.Chce pan kanapki? Zostały mi jeszcze.Z wędzonym tofu i ogórkiem.Niezłe.— Dziękuję.Nie.— A jakby jutro bolała głowa, to proszę się nie przejmować.Może tak być.Trzeba połknąć proszek od bólu głowy i przespać się.I najlepiej od razu wziąć gorącą kąpiel.Norman przez jakiś czas siedział na krawężniku pod bankomatem.A potem, kiedy wszedł już na tamę, długo patrzył na wody Zalewu, w których odbijał się księżyc, zupełnie jakby widział go pierwszy raz w życiu.Obmacał kieszenie kurtki w poszukiwaniu papierosów i natrafił na metalowy cylinderek.Aluminiowe pudełko po cygarze Punch.Z kartonikiem przyklejonym taśmą, z dwoma numerami telefonów.Kartę dalej miał w swoim aparacie.— Nie jestem bohaterem — powiedział w stronę księżyca, oparty o balustradę, patrząc na migoczące fale.— Mam dosyć.Nie wiem, co miałbym z tym zrobić.Pudełko wydało mu się nagle bardzo ciężkie i gorące.I kiedy unosił rękę, przypomniał sobie nagle podekscytowany głos siostrzeńca.„Robimy zadymę, a jeden z nas w takiej specjalnej koszuli musi wbiec do środka, a inni przebrani za imperialistów go łapią.A jak mu się uda, to wygraliśmy.Elektrownia zepsuta”.— O Boże — powiedział Norman.A potem schował tulejkę do kieszeni i poszedł do domu.— Dzień dobry, Norman — powiedziało mieszkanie.— Jak weekend?— Jak to weekend w Spestreku — odpowiedział Norman pustym czterem ścianom, czując, że łzy ciekną mu po policzkach.— Jak zawsze.Wróciłem i czuję, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.styczeń 2004Daniel OdijaSpacerDANIEL ODIJAurodził się w 1974 roku w Słupsku, przez ponad siedem lat studiował polonistykę na Uniwersytecie Gdańskim.Obecnie pracuje jako dziennikarz w słupskim oddziale Telewizji Polskiej.Ma żonę i dwoje dzieci.Publikował m.in.w „Playboyu”, „Autografie”, „Ha!arcie”, „Dekadzie Literackiej”; jego proza znalazła się także w antologiach Papiery wartościowe (1998) i Tekstylia.O rocznikach siedemdziesiątych (2002).Jest autorem zbioru opowiadań Podróże w miejscu (2000) oraz słuchowiska Melisa (Radio Gdańsk 2003).Wydana w 2001 powieść Ulica została uhonorowana Pomorską Nagrodą Artystyczną za debiut roku 2001, a także nagrodą Gdańskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuki, stała się również bohaterką skandalu obyczajowego.Najnowsza powieść Odii Tartak zostanie wydana w austriackim wydawnictwie Zsolnay.Stańmy na środku chodnika.Nie musimy się zastanawiać.Zróbmy krok do przodu.Następne przyjdą same.Naszym zadaniem jest wypatrywanie, co zmieniło się w mieście.I tak…Zgięty mężczyzna z wyciśniętą twarzą, bez soków w sobie i lat przed sobą, przystaje przy ścianie budynku, na której nalepiona jest kartka z czarną ramką i dokładną datą śmierci i pochówku jakiejś kobiety.Mężczyzna nie zastanawia się długo.Jakby przechodził tędy nie pierwszy raz i nie ostatni.Zdziera kartkę gwałtownym szarpnięciem, zgniata i wyrzuca do kosza.Jego siwa głowa nerwowo kiwa się na końcu niepewnej szyi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •