[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko to dzia³o siê w szerokim œwiecie, gdzie chodzili wolni ludzie.Norton zobaczy³ siê z nim pod koniec czerwca, a ich rozmowê powtórzy³ mi samAndy jakieœ siedem lat póŸniej.— Je¿eli ma pan obawy, to bez powodu — powiedzia³ œciszonym g³osem do Nortona.— S¹dzi pan, ¿e móg³bym zacz¹æ mówiæ? Poder¿n¹³bym sobie gard³o.Jestem równieobci¹¿ony jak pan.— Dosyæ — przerwa³ mu Norton.Jego twarz by³a nieruchoma i zimna, jak p³ytanagrobka.Pochyli³ siê w fotelu, a¿ ty³em g³owy niemal dotyka³ napisug³osz¹cego DZIEÑ S¥DU NADEJDZIE NIEBAWEM.— Ale.— Nigdy wiêcej nie mów mi o pieni¹dzach — rzek³ Norton.— Ani w tym gabinecie,ani nigdzie.Chyba ¿e chcesz, aby ta biblioteka znów zmieni³a siê w magazynfarb.Rozumiesz?— Próbowa³em pana uspokoiæ, to wszystko.— No có¿, kiedy taki skurwysyn jak ty bêdzie musia³ mnie uspokajaæ, to pójdê naemeryturê.Zgodzi³em siê na to spotkanie, poniewa¿ mam doœæ nagabywañ i chcê ztym skoñczyæ.Je¿eli chcesz kupiæ ten most Brooklyñski, Dufresne, to twojasprawa — nie moja.S³ysza³bym takie zwariowane historie jak twoja dwa razy wtygodniu, gdybym nadstawia³ ucha.Ka¿dy grzesznik w tym wiêzieniu chcia³bywyp³akaæ siê na moim ramieniu.¯ywi³em dla ciebie wiêcej szacunku.Teraz koniecz tym.Koniec.Rozumiemy siê?— Tak — rzek³ Andy.— Wie pan, ¿e wynajmê prawnika?— A po có¿, na Boga Ojca?— S¹dzê, ¿e zdo³amy to jakoœ posk³adaæ — odpar³ Andy.— Oœwiadczenia moje iTommy'ego poparte dowodami w postaci dokumentów i zeznañ pracowników klubugolfowego powinny wystarczyæ.— Tommy Williams nie jest ju¿ pensjonariuszem tego zak³adu.— Co?— Zosta³ przeniesiony.— Przeniesiony dok¹d?— Do Cashman.S³ysz¹c to, Andy zamilk³.By³ inteligentny, a tylko kompletny g³upiec niewyczu³by w tym zmowy.Cashman by³o wiêzieniem o z³agodzonym rygorze, daleko napó³nocy, w okrêgu Aroo-stook.WiêŸniowie kopi¹ tam ziemniaki, co jest ciê¿k¹prac¹, ale s¹ dobrze op³acani i jeœli chc¹, mog¹ uczestniczyæ w zajêciach CVI,zupe³nie przyzwoitym oœrodku kszta³cenia.Co wa¿niejsze dla takiego faceta jakTommy, faceta z m³od¹ ¿on¹ i dzieckiem, w Cashman dostaje siê przepustki.ato oznacza mo¿liwoœæ ¿ycia jak normalny cz³owiek, przynajmniej w weekendy.Mo¿liwoœæ z³o¿enia modelu samolotu z dzieckiem, pokochania siê z ¿on¹, wyjazduna piknik.Norton z pewnoœci¹ pomacha³ tym przed nosem Tommy'ego, dodaj¹c: ani s³owawiêcej o Elwoodzie Blatchu, ani teraz, ani nigdy.Inaczej skoñczysz, odsiaduj¹cw Thomaston z naprawdê twardymi facetami i zamiast z ¿on¹, bêdziesz kochaæ siêz jak¹œ siostr¹.— Ale dlaczego? — zapyta³ Andy.— Dlaczego.?— Odda³em ci przys³ugê — odpar³ ch³odno Norton — i porozumia³em siê z RhodeIsland.Rzeczywiœcie mieli tam pensjonariusza, który nazywa³ siê Elwood Blatch.Uzyska³ to, co okreœlaj¹ ZW — zwolnienie warunkowe, w ramach jednego z tychzwariowanych, liberalnych programów zmierzaj¹cych do wypuszczenia kryminalistówna ulice miast.Znikn¹³ bez œladu.— Tamtejszy dyrektor — zapyta³ Andy — pewnie jest pañskim przyjacielem?Sam Norton obdarzy³ go uœmiechem zimnym jak ³añcuszek od proboszczowegozegarka.— Znamy siê — przyzna³.— Dlaczego? — docieka³ Andy.— Mo¿e mi pan wyjaœniæ, dlaczego pan to zrobi³?Wiedzia³ pan, ¿e nic nie powiem o.niczym, co tu siê dzieje.Wiedzia³ pan.Zatem dlaczego?— Poniewa¿ tacy jak ty budz¹ we mnie obrzydzenie — wycedzi³ Norton.— Chcê mieæpana tu, gdzie pan jest, panie Dufresne, i dopóki jestem dyrektorem Shawshank,zostanie pan tutaj.Widzisz, myœla³eœ, ¿e jesteœ lepszy od innych.Ja zawszepotrafiê wyczytaæ to z czyjejœ twarzy.Zobaczy³em to wypisane na twojej, kiedypierwszy raz wszed³em do biblioteki.Równie dobrze móg³byœ to mieæ napisanedu¿ymi literami na czole.Teraz tego nie widzê i bardzo mi siê to podoba.Niechodzi tylko o to, ¿e jesteœ u¿ytecznym narzêdziem, nie myœl sobie.Po prostutacy jak ty musz¹ nauczyæ siê pokory.No, chodzi³eœ sobie po dziedziñcu jak posalonie, do którego zaproszono ciê na jedno z tych przyjêæ, podczas których³ajdacy dobieraj¹ siê do cudzych ¿on, a mê¿owie upijaj¹ siê jak wieprze.Terazju¿ tak nie chodzisz.Zobaczymy, czy znów zaczniesz.Przez nastêpne lata bêdêciê obserwowa³ z wielk¹ przyjemnoœci¹.A teraz wynoœ siê st¹d.— Dobra.Jednak od tej pory skoñcz¹ siê wszystkie dodatkowe us³ugi, Norton.Doradztwo inwestycyjne, kanty, darmowe porady podatkowe.Koniec z tym.IdŸ do„H i R", ¿eby ci powiedzieli, jak wype³niæ formularz.Dyrektor Norton poczerwienia³ jak burak.a potem zblad³ jak œciana.— Za to wrócisz do karceru.Trzydzieœci dni.Chleb i woda.Nastêpna nagana.Asiedz¹c tam, przemyœl to sobie dobrze: jeœli coœ siê skoñczy, to bibliotekate¿.Osobiœcie zadbam o to, ¿eby powróci³a do stanu, w jakim by³a wczeœniej, luczyniê twoje ¿ycie.bardzo ciê¿kim.Bardzo trudnym.Bêdziesz mia³ odsiadkênajciê¿sz¹ z mo¿liwych.Na pocz¹tek stracisz ten jednoosobowy Hilton w bloku Ci ten zbiór kamieni na parapecie, a tak¿e wszelk¹ ochronê stra¿ników przedsodomitami.Stracisz.wszystko.Jasne?S¹dzê, ¿e to by³o dostatecznie jasne.Czas p³yn¹³ dalej — najstarsza sztuczka na œwiecie i mo¿e jedyna naprawdêczarodziejska.Andy Dufresne jednak siê zmieni³.Sta³ siê twardszy.Tylko takmogê to uj¹æ.Wci¹¿ odwala³ brudn¹ robotê dla dyrektora Nortona i pracowa³ wbibliotece, pozornie wiêc wszystko pozosta³o tak samo.Nadal wypija³ drinka naurodziny i na koniec roku, a resztê zawartoœci butelek oddawa³ innym.Od czasudo czasu za³atwia³em mu nowe p³achty polerskie, a w tysi¹c dziewiêæsetszeœædziesi¹tym siódmym nowy m³otek skalny — ten, który przemyci³em mudziewiêtnaœcie lat wczeœniej, jak ju¿ wam mówi³em, po prostu siê zu¿y³.Dziewiêtnaœcie lat! Kiedy mówi siê to tak nagle, tych piêæ sylab brzmi jak³oskot zamykanych drzwi grobowca.M³otek skalny, który poprzednio kosztowa³dziesiêæ dolarów, w szeœædziesi¹tym siódmym podro¿a³ ju¿ do dwudziestu dwóch.Skomentowaliœmy to smutnymi uœmiechami.Andy w dalszym ci¹gu obrabia³ i polerowa³ kamyki znajdowane na spacerniaku, alesam dziedziniec by³ ju¿ mniejszy; do tysi¹c dziewiêæset szeœædziesi¹tegodrugiego po³owa terenu zosta³a wyasfaltowana.Najwidoczniej jednak Andyznajdowa³ doœæ okazów, ¿eby mieæ zajêcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]