[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.a ten tu jest dziesiêciokrotnie bardziej rozleg³y!- Có¿.- westchn¹³ Erland.- Myœla³em, ¿e coœ znajdziesz.- Ja te¿ tak myœla³em - mrukn¹³ mocno zawiedziony i jak- ?' by ura¿ony w swejzawodowej dumie by³y krondorski z³odziejaszek.Niewiele ju¿ pozosta³o dopowiedzenia, tymczasem zaœ Gamina koñczy³a poszukiwania.Otworzy³a oczy, gdyminê³o pó³ godziny.- Nic - powiedzia³a ³agodnie.- Znik³ bez œladu - rzek³ Erland na g³os.Tak, odpowiedzia³a.Nie ma go w pa³acu.Jakby go tu nigdy nie by³o.Opieraj¹csiê o grube i ciê¿kie poduszki, Erland powiedzia³: - S¹dzê, ¿e teraz mo¿emytylko czekaæ.- Wsta³ i bez " s³owa opuœci³ apartament Jamesa i tiaminy.Borric podskoczy³ tak ¿wawo, ¿e niemal wypad³ z krzaków.- Co u li.- zacz¹³,ale Ghuda szarpn¹³ go w ty³, zanim ktoœ coœ zauwa¿y³.W piêæ mo¿e minut poog³oszeniu alarmu przez ogród zaczêli przebiegaæ stra¿nicy, wszyscy zd¹¿ali wjednym kierunku.Byli to odziani w kilty b³êkitnokrwiœci z gwardii pa³acowej inosz¹cy czerñ cz³onkowie Legionu Wewnêtrznego.Borric zacz¹³ podejrzewaæ, i¿ktoœ w koñcu zainteresowa³ siê grupk¹ dziwacznie dobranych œmia³ków,buszuj¹cych po pa³acu.- Co, u licha, strzeli³o ci do g³owy? - spyta³ Ghuda.'' - Wyda³o mi siê, ¿eprzed chwil¹ ktoœ jakby mnie wo³a³ - !~ odpar³ szeptem ksi¹¿ê.- To by³a magia - uœmiechn¹³ siê Nakor.- Co takiego? - zdumieli siê ksi¹¿ê i Ghuda.- Magia - powtórzy³ Isalañczyk.- Ktoœ przeszukiwa³ pa³ac.Przez chwilêdotykano twojego umys³u.- Sk¹d wiesz? - spyta³ Borric.Nakor zignorowa³ pytanie.- Ale mo¿esz wyzbyæ siê obaw.Os³oni³em ciê.Ju¿ ciê nie znajd¹.Borric chêtnie dowiedzia³by siê czegoœ wiêcej, ale w tej w³aœnie chwili doogrodu wpadli odziani w czerñ œledczy z Legionu Wewnêtrznego, którzy zaczêlisystematyczne przetrz¹sanie bujnie rozplenionej zieleni.Ghuda z rozpacz¹ wtwarzy wolno siêgn¹³ po miecz, gotów rozp³ataæ pierwszego, który rozsuniega³êzie, za którymi siê ukrywali.Kiedy stra¿nicy byli ju¿ niemal przy nich,Nakor wypad³ z krzaków niczym sp³oszony zaj¹c i wrzasn¹³:- Juhuuu!Najbli¿szy ze stró¿Ã³w prawa niemal zemdla³ ze strachu, kiedy niespodzianiewyskoczy³ nañ barwny, rozeœmiany obszarpaniec.Nakor wykona³ kilkaobscenicznych, a wymownych i uniwersalnych gestów.i nagle wszyscy stra¿nicy,dysz¹c ¿¹dz¹ krwi, runêli za nim niczym stado dzików.Borric wytrzeszczy³ oczyz niedowierzaniem, choæ patrzy³ na dok³adn¹ powtórkê tego, czego by³ œwiadkiem,gdy pierwszy raz spotka³ kurdupla na szlaku za Farafr¹.Legioniœci, choæ bardzosiê starali, nie potrafili pojmaæ zwinnego jak wiewiórka franta, który zawszejakoœ wywija³ siê dos³ownie w ostatniej sekundzie.Najpierw jeden, potem drugistró¿ prawa zostali b³yskawicznie i bez wysi³ku wymanewrowani przezrozeœmianego od ucha do ucha dziwaka.Dwukrotnie wymkn¹³ siê niedŸwiedzimuœciskom, za ka¿dym razem podstawiaj¹c nogê i przewracaj¹c przeœladowcê, zanimktokolwiek zd¹¿y³ siê po³apaæ w sytuacji.Gdy stra¿nicy rzucali siê nañ hurm¹,pada³ na ziemiê i umyka³, tocz¹c siê jak szalony, gdy usi³owali chwytaæ gonisko, rzucaj¹c siê na jego nogi, skaka³ niczym ma³pa w górê - gdziekolwiekzamyka³a siê jakaœ sêkata ³apa, chwyta³a tylko powietrze.Wydawane podczas tegowszystkiego przez przecherê dŸwiêki-wycie, poœwistywanie i wariackichichot-rozjusza³y pa³karzy jeszcze bardziej, podbijaj¹c im bêbenka i zmuszaj¹cdo coraz gwa³towniejszych wysi³ków.W koñcu jakiemuœ sier¿antowi uda³o siêzapanowaæ nad chaosem si³¹ swej przepastnej gardzieli i legioniœci - którychoczy gorza³y ju¿ nie na ¿arty ¿¹dz¹ mordu - rozstawili siê wokó³ œcian ogrodu.Powoli zaczêli zaciskaæ kr¹g.Nakor tymczasem siêgn¹³ do swej sakwy i wyj¹³ zniej jakiœ przedmiot wielkoœci orzecha.Gdy stra¿nicy szykowali siê ju¿ doostatniego skoku, cisn¹³ przedmiot na ziemiê.Rozleg³ siê straszliwy grzmot,mrok ogrodu rozjaœni³ oœlepiaj¹cy b³ysk i wszystko zakry³y k³êby dymuœmierdz¹cego siark¹ - Borric zna³ ten zapach z aresztu wiejskiego pod Jeeloge.Gdy dym siê rozwia³, oszo³omieni stra¿nicy odkryli, ¿e stoj¹cy przed chwil¹poœrodku krêgu wrogów utrapieniec znikn¹³ wraz z dymem.Zaraz potem us³yszeliz³oœliwy, tryumfalny œmiech, odwrócili siê jak oparzeni i zobaczyli przeklêtegokurdupla stoj¹cego samotnie u wejœcia do ogrodu.Nakor gwizdn¹³ drwi¹co ipomkn¹³ w g³¹b pa³acu œcigany przez zgrajê dziko rycz¹cych stra¿ników, którzy wbarwnych s³owach opisywali, co zrobi¹ Isalañczykowi, jak go z³api¹.- Oni gochyba nie lubi¹ - mrukn¹³ Borric.- Jak on to zrobi³? - zdumia³ siê Ghuda.- On naprawdê musi byæ magiem.- szepn¹³ Suli.Borric pierwszy przypomnia³sobie o gro¿¹cym im niebezpieczeñstwie.- Wróc¹ tutaj, jak tylko sier¿antprzypomni sobie, co robili.i ¿e nie skoñczyli przeszukiwania ogrodu.Musimy szybko znaleŸæ sobieinn¹ kryjówkê.Jazda.- Wariacie, je¿eli mamy zgin¹æ, ten ogród wcale nie jest gorszy od innychmiejsc - prychn¹³ pogardliwie Ghuda.Borric spojrza³ na najemnika przeci¹gle, potem zaœ rzek³ cierpko: - Ghuda,celem tych æwiczeñ jest pozostanie przy ¿yciu.- Z tym nie bêdê siêspiera³-mrukn¹³ najemnik.-Dok¹d teraz? Ksi¹¿ê wyjrza³ z ogrodu na korytarz.- W stronê, z której nadci¹gnêli stra¿nicy.Je¿eli ukryjemy siê w miejscu,które ju¿ przeszukali, zyskamy trochê na czasie.Nie czekaj¹c na odpowiedŸ,wyszed³ na korytarz spokojnie, jakby doskonale wiedzia³, co robi i dok¹dzmierza.W duchu wyrazi³ ¿yczenie, by bogowie nie pokarali go za nadmiern¹bezczelnoœæ.Erland siedzia³ i rozmyœla³ nad ostatnimi wydarzeniami.Nic tu nie mia³o sensu.To, czego by³ œwiadkiem podczas ostatnich dwu dni, by³o tak nieprawdopodobne,i¿ nie móg³ uwierzyæ, ¿e imperatorowa zaczê³a podejrzewaæ Wyspiarzy o przybyciedo pa³acu, by spowodowaæ ca³y ten chaos.Nie móg³ znaleŸæ motywu, wyjaœnienia ipowodów - poza jednym.Ktokolwiek usi³owa³ rozpaliæ p³omieñ nienawiœci pomiêdzyKrólestwem a Imperium i wtr¹ciæ oba kraje w wojnê, podj¹³ kolejn¹ próbê iwygl¹da³o na to, ¿e pragnie przyspieszyæ bieg wydarzeñ.Jedynym rozs¹dnymwyjaœnieniem, które zreszt¹ nasuwa³o siê samo, by³o to, ¿e architekt tegospisku - ktokolwiek nim by³ ~- zaplanowa³ wszystko tak, by sprowokowaækonfrontacjê wtedy, kiedy ka¿dy z mo¿liwych podejrzanych imperialnycharystokratów znajdowa³ siê w pa³acu.Erland du¿o by da³, by poznaæ imiona tych,co chcieli pogr¹¿yæ oba narody w szaleñstwie wojny, po to choæby, by podaæ go(lub j¹, poprawi³ siê zaraz - na tym dworze kobiety by³y nie mniejniebezpieczne od mê¿czyzn) imperatorowej, zwi¹zanego (lub zwi¹zan¹) niczymtuczon¹ kaczkê.Przysz³o mu do g³owy, i¿ powinien przes³aæ jak¹œ wiadomoœæSharanie i zapewniæ j¹, ¿e nie mia³ nic wspólnego z zamordowaniem jej matki.Pochwili jednak siê rozmyœli³.Przecie¿ nawet gdyby osobiœcie wetkn¹³ nó¿ w pierœSojiany lub wla³ jej truciznê do pucharu z winem, te¿ by³by og³asza³ wszemwobec swoj¹ niewinnoœæ -osobiste zapewnienia niczego nie oznacza³y [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •