[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Œmieræ Lyndona by³a wiêc zaplanowana?- Oczywiœcie.- Wyda³a mi siê trochê przesadna.- Zas³u¿y³ na wszystko, co dosta³.- W takim razie daj i mnie to, na co zas³ugujê.Zamkn¹³em ciê.Odrzuci³em, gdyœmnie potrzebowa³a.Ukarz mnie za to.- Ju¿ o tym zapomnia³am.- J.! - Nawet przyparty do muru nie móg³ siê zdobyæ na wypowiedzenie ca³ego jejimienia.- B³agam w imiê Boga! B³agam! Chcê od ciebie tylko tego jednego.Zróbto z jakiego zechcesz powodu.Wspó³czucia, pogardy czy mi³oœci.Zrób, proszê.- Nie - odpar³a.Nagle przeszed³ przez pokój i wymierzy³ jej policzek.- Lyndon mówi³, ¿e jesteœ dziwk¹.Mia³ racjê - jesteœ.Uliczn¹ kurw¹, niczymwiêcej.Cofn¹³ siê, odwróci³, podszed³ znowu i jeszcze raz uderzy³, szybciej i silniej.Powtórzy³ to szeœæ czy siedem razy, odcho­dz¹c i wracaj¹c.Potem stan¹³ ³kaj¹c.- Chcesz pieniêdzy?Teraz siê targuje.Najpierw bicie, potem targi.Widzia³a jego twarz wykrzywion¹rozpacz¹, zalan¹ ³zami, których nie mog³a powstrzymaæ.- Czy chcesz pieniêdzy? - zapyta³ znowu.- A jak myœlisz?Nie zauwa¿y³ sarkazmu w jej g³osie i zacz¹³ sypaæ jej pod nogi banknoty, nibywota wokó³ pos¹gu Madonny.- Ile tylko zechcesz - powiedzia³ -Jacqueline.Poczu³a w brzuchu coœ niczymból, kiedy zrodzi³a siê w niej nagle chêæ zabicia go.Uda³o jej siê j¹ odsun¹æ.By³a kukie³k¹ w jego rêkach, pozbawionym mocy narzêdziem jego woli.Wykorzystuje ja, jak wszyscy dot¹d.By³a karmio­na jak krowa, by coœ w zamiandawaæ.Mê¿om opiekê, dzieciom mleka, starcom œmieræ.I jak po krowiespodziewa­no siê po niej, ¿e bêdzie us³u¿na na ka¿de wezwanie, obojêt­ne, kiedyby nadesz³o.Có¿, nie tym razem.Podesz³a do drzwi.- Dok¹d idziesz? Siêgnê³a po klucz.- Twoja œmieræ obchodzi ciebie, nie mnie - powiedzia³a.Podbieg³ do niej, nimotworzy³a drzwi i uderzy³, mocno, szaleñczo.- Suko! - krzykn¹³ zasypuj¹c j¹ gradem ciosów.W jej ¿o³¹dku wzrasta³a chêæ mordu.Szarpa³ j¹ za w³osy, ci¹gn¹³ w g³¹b pokoju, obrzuca³ wy­zwiskami.Bluzga³ nimibez koñca, zalewaj¹c potokami œcie­ków."To tylko jeszcze jeden sposóbwymuszenia tego, o co mu chodzi - mówi³a sobie.- Jeœli dasz siê sprowokowaæ,bêdziesz zgubiona.Manipuluje tob¹".Ci¹gle p³ynê³y s³owa, te same pomyje, którymi oblewano pokolenia krn¹brnychkobiet.Kurwo; jêdzo; cipo; suko; potworze."Tak - pomyœla³a - jestem potworem."Ta myœl j¹ uspokoi³a.Odwróci³a siê.Wiedzia³a, co zrobi, nim jeszcze na niegospojrza³a.Przesta³a siê ju¿ kontrolowaæ."Nazwa³ mnie potworem: jestem nim.Zrobiê to dla siebie, nie dla niego.Nigdydla niego.Dla siebie!"Zapar³o mu dech, gdy dotknê³a go swoj¹ wol¹.B³yszcz¹ce oczy przygas³y nachwilê, pragnienie œmierci przesz³o w pra­gnienie prze¿ycia, oczy wiœcie zapóŸno.Krzykn¹³ przeraŸliwie.Us³ysza³a g³osy i dudnienie stóp po schodach.Za chwilê jego ludzie znajd¹ siêw pokoju.- Jesteœ zwierzêciem - powiedzia³a.- Nie! - wrzasn¹³, nawet teraz pewien, ¿e to on rozkazuje.- Nie istniejesz.- Podesz³a bli¿ej.- Nigdy nie znajdê nawet kawa³ka Titusa.Titus znikn¹³.Reszta jest tylko.Ból by³ straszliwy.Unieruchomi³ nawet je¿yk.A mo¿e to ona zmieni³a mu gard³o,podniebienie, ca³¹ g³owê? Rozry­wa³a p³aty jego czaszki i ustawia³a na nowo."Nie - chcia³ powiedzieæ - to nie subtelny obrzêd, jaki planowa³em.Chcia³emumrzeæ zawiniêty w ciebie, chcia³em odejœæ z ustami zaciœniêtymi na tobie,ch³odz¹c ciê swoj¹ œmierci¹.Pragn¹³em, by odby³o siê to inaczej.Nie.Nie.Nie."Mê¿czyŸni, którzy jej pilnowali, byli przy drzwiach, wa­lili w nie.Nie ba³asiê ich, ¿a³owa³a jedynie, ¿e mog¹ zepsuæ jej arcydzie³o, nim je wykoñczy.Ktoœ wywa¿a³ drzwi.Drewno zatrzeszcza³o i puœci³o.Obaj mê¿czyŸni byliuzbrojeni.Wycelowali w ni¹ pistolety.- Panie Pettifer! - zawo³a³ m³odszy.W k¹cie pokoju, pod sto³em, b³yszcza³yoczy Titusa.- Panie Pettifer! - powtórzy³, zapominaj¹c o kobiecie.Pettifer pokrêci³ ryjowat¹ g³ow¹."Proszê, nie podchodŸ bli¿ej" - pomyœla³.Mê¿czyzna przykucn¹³ i spojrza³ pod stó³ na przycupniêt¹ tam wstrêtn¹ bestiê,zakrwawion¹ po przemianie, lecz ¿yw¹.Trwa³a bez ruchu, nie czuj¹c bólu, zrêkoma zamienionymi w szpony, nogami zawiniêtymi wokó³ pleców, kolanamiwykoœlawionymi tak, ¿e wygl¹da³a jak krab o czterech od­nó¿ach, ods³oniêtymmózgiem, oczami pozbawionymi po­wiek, z³aman¹ doln¹ szczêk¹, oderwanymi uszami,przetr¹conym krêgos³upem.Faceta z pistoletem zatka³o, gdy rozpozna³ swojego pana.Wsta³ oblany zimnympotem i spojrza³ na kobietê.Jacqueline wzruszy³a ramionami.- Zrobi³aœ to? - spyta³ z przera¿eniem zmieszanym z odra­z¹.Kiwnê³a g³ow¹.- ChodŸ, Titus - powiedzia³a, przytykaj¹c palcami.Zwierzê pokrêci³o g³ow¹ iza³ka³o.- ChodŸ, Titusie - potworzy³a dobitnie i Titus Pettifer wylaz³ z kryjówki,zostawiaj¹c po sobie krwawy œlad.Mê¿czyzna instynktownie strzeli³ do resztek Pettifera.Za nic nie chcia³pozwoliæ, by ta wstrêtna istota zbli¿y³a siê do niego.Titus cofn¹³ siê dwa kroki na zakrwawionych ³apach, wzdrygn¹³, upad³ i skona³.- Zadowolony? - spyta³a.Zabójca spojrza³ znak zw³ok [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •