[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podszed³ Snape i machn¹³ ró¿d¿k¹ w kierunku wê¿a, który zamieni³ siê w strzêpczarnego dymu.Snape te¿ pa­trzy³ na Harry’ego jakoœ dziwnie: by³o toprzenikliwe, ba­dawcze spojrzenie, które Harry’emu wcale siê nie podoba³o.Niepodoba³ mu siê te¿ z³owieszczy szmer wœród zgromadzonych uczniów.A potempoczu³, ¿e ktoœ ci¹gnie go z ty³u za szatê.- ChodŸ - us³ysza³ w uchu g³os Rona.- Rusz siê.no, chodŸ.Ron wyprowadzi³ go z sali.Hermiona wysz³a za nimi.Kiedy przechodzili przezdrzwi, ludzie rozst¹pili siê gwa³­townie, jakby w obawie, ¿e siê czymœ zara¿¹.Harry nie mia³ pojêcia, co to wszystko znaczy, a Ron i Hermiona nie kwa­pilisiê z wyjaœnieniami, dopóki nie zaci¹gnêli go do pustego pokoju wspólnegoGryffindoru.Tam Ron pchn¹³ Harry’ego na fotel i powiedzia³:- Jesteœ wê¿ousty.Dlaczego nam nie powiedzia³eœ?- Co ja jestem? - zapyta³ Harry.- Wê¿ousty! - powtórzy³ Ron.- Potrafisz rozma­wiaæ z wê¿ami!- Wiem - powiedzia³ Harry.- To znaczy.ju¿ raz to zrobi³em.Niechc¹cywypuœci³em z klatki boa dusicie­la.w ogrodzie zoologicznym, to d³u¿szaopowieœæ.a ten w¹¿ powiedzia³ mi, ¿e nigdy nie by³ w Brazylii.Zreszt¹ jago wypuœci³em, nie zdaj¹c sobie z tego sprawy.To by³o.no, kiedy jeszczenie wiedzia³em, ¿e jestem czarodziejem.- Boa dusiciel powiedzia³ ci, ¿e nigdy nie by³ w Brazy­lii? - powtórzy³ Ron.- No i co z tego? Za³o¿ê siê, ¿e w Hogwarcie co drugi potrafi rozmawiaæ zwê¿ami.- Mylisz siê - powiedzia³ Ron.- To rzadka umiejêtnoœæ.Paskudna umiejêtnoœæ,Harry.- O co ci chodzi? - zapyta³ Harry, czuj¹c, ¿e ogarnia go z³oœæ.- Odbi³o wamwszystkim? Przecie¿ gdybym nie powiedzia³ wê¿owi, ¿eby zostawi³ Justyna wspokoju.- Ach, wiêc to mu powiedzia³eœ?- Co jest z tob¹? Przecie¿ byliœcie tam.s³yszeliœcie.- S³ysza³em, ¿e mówisz mow¹ wê¿Ã³w - odpowiedzia³ Ron.- Nie mia³em pojêcia, comówisz.Nic dziwnego, ¿e Justyn spanikowa³, mo¿e pomyœla³, ¿e dra¿nisz wê¿a czycoœ w tym rodzaju.To brzmia³o bardzo nieprzyjemnie, Harry.Harry wytrzeszczy³ na niego oczy.- Ja mówi³em w innym jêzyku? Ale.ja sobie z tego nie zdawa³em sprawy.Nibyjak mog³em mówiæ w obcym jêzyku, nie wiedz¹c, ¿e to robiê?Ron pokrêci³ g³ow¹.Zarówno on, jak i Hermiona mieli miny, jakby ktoœ umar³.Harry nie móg³ zrozumieæ, co ich tak przerazi³o.- Mo¿e mi powiecie, co by³o z³ego w tym, ¿e przeszko­dzi³em wielkiemu, ohydnemuwê¿owi w odgryzieniu Justynowi g³owy? Czy to takie wa¿ne, jak to zrobi³em,skoro Justyn nie musia³ przy³¹czyæ siê do polowania bez g³Ã³w?- To jest wa¿ne - powiedzia³a Hermiona przyciszo­nym g³osem.- Bo.widzisz.z tego w³aœnie s³yn¹³ Salazar Slytherin.Z rozmawiania z wê¿ami.To dlategogod­³em Slytherinu jest w¹¿.Harry’emu szczêka opad³a.- Tak w³aœnie by³o - powiedzia³ Ron.- A teraz ca³a szko³a myœli, ¿e jesteœjego pra-pra-pra-pra-wnukiem.- Ale przecie¿ nie jestem! - krzykn¹³ Harry ogar­niêty strachem, którego niepotrafi³ zrozumieæ.- Trudno ci to bêdzie udowodniæ - powiedzia³a Hermiona.- Slytherin ¿y³ oko³otysi¹ca lat temu.Z tego, co wiemy, wynika, ¿e mo¿esz byæ jego potomkiem.Tej nocy Harry d³ugo nie móg³ zasn¹æ.Przez szparê w ko­tarach wokó³ ³Ã³¿kawidzia³ pierwsze p³atki œniegu b³¹kaj¹ce siê za oknem wie¿y i rozmyœla³.Czy to mo¿liwe, ¿e jest potomkiem Salazara Slytherina? Ostatecznie niewielewiedzia³ o swojej rodzinie.Dursleyowie nie pozwalali mu pytaæ o krewnych.Spróbowa³ powiedzieæ coœ w jêzyku wê¿Ã³w.Nic z tego nie wysz³o, nie potrafi³odnaleŸæ ¿adnego s³owa.Mo¿e trze­ba do tego staæ oko w oko z wê¿em?„Przecie¿ jestem w Gryffindorze”, pomyœla³.„Tiara Przydzia³u nie umieœci³abymnie tutaj, gdybym by³ potom­kiem Slytherina.”„Ale Tiara Przydzia³u chcia³a ciê umieœciæ w Slytherinie, nie pamiêtasz?”,odezwa³ siê wstrêtny g³osik w jego mózgu.Harry przewróci³ siê na bok.Jutro zobaczy siê z Justynem na zielarstwie iwyjaœni mu, ¿e wcale nie podjudza³ wê¿a, przeciwnie, kaza³ mu zostawiæ go wspokoju.„Nawet g³upi powinien zdawaæ sobie z tego sprawê”, pomyœla³ zez³oœci¹, bij¹c piêœci¹ w poduszkê.Jednak nastêpnego ranka œnieg, który zacz¹³ padaæ w nocy, zamieni³ siê wœnie¿ycê tak gêst¹, ¿e odwo³ano ostatni¹ w tym semestrze lekcjê zielarstwa.Profesor Sprout zamie­rza³a pozak³adaæ na mandragory specjalne pokrywy i opaski- by³a to delikatna operacja, której nie powierzy³aby nikomu, zw³aszcza teraz,kiedy od szybkiego wzrostu man­dragor zale¿a³o odpetryfikowanie Pani Norris iColina Creeveya.Harry gryz³ siê tym przy kominku w salonie Gryffindoru, a Ron i Hermiona graliw czarodziejskie szachy.- Na mi³oœæ bosk¹, Harry - powiedzia³a Hermiona rozdra¿nionym tonem, kiedyjeden z goñców Rona zwali³ jej rycerza z konia i zwlók³ go z szachownicy -jeœli to takie dla ciebie wa¿ne, idŸ i poszukaj Justyna!Tak wiêc Harry wsta³ i wyszed³ przez dziurê w portrecie, zastanawiaj¹c siê,gdzie mo¿e byæ teraz Justyn.W zamku by³o ciemniej ni¿ zwykle w ci¹gu dnia, bo gêsty szary œnieg k³êbi³ siêza ka¿dym oknem.Harry szed³ koryta­rzami, mijaj¹c klasy, w których toczy³y siêlekcje.Profesor McGonagall wymyœla³a komuœ, kto - s¹dz¹c po odg³o­sach -zamieni³ kolegê w bobra.Opieraj¹c siê pokusie, by zerkn¹æ na tê scenê, poszed³dalej, myœl¹c, ¿e mo¿e Justyn wykorzystuje czas wolny do odrobienia jakichœzaleg³oœci, warto wiêc najpierw sprawdziæ, czy nie ma go w bibliotece.W g³êbi biblioteki rzeczywiœcie siedzia³a grupa Puchonów, ale nie wygl¹dali napogr¹¿onych w nauce.Siedzieli przy jednym stole g³owa przy g³owie i o czymœ zprzejêciem dyskutowali.Z daleka trudno by³o siê zorientowaæ, czy jest wœródnich Justyn.Harry ruszy³ w ich kierunku miêdzy dwoma rzêdami pó³ek, kiedynagle dobieg³o go, o czym rozmawiaj¹, zatrzyma³ siê wiêc, aby pos³uchaæ, ukrytyw Dziale Niewidzialnoœci.- W ka¿dym razie - mówi³ jakiœ têgi ch³opak - powiedzia³em Justynowi, ¿eby siêukry³ w naszym dormitorium.No bo jeœli Potter upatrzy³ go sobie na nastêpn¹ofiarê, to lepiej niech siê nie wychyla, przynajmniej przez jakiœ czas.Justyndobrze wiedzia³, ¿e coœ mu grozi od czasu, kiedy wygada³ siê Porterowi, ¿e jegorodzice to mugole.G³upi, powiedzia³ mu, ¿e mia³ iœæ do Eton.Prze­cie¿ czegoœtakiego nie mówi siê dziedzicowi Slytherina, no nie?- Ernie, naprawdê myœlisz, ¿e to Potter? - zapyta³a dziewczyna z jasnymi mysimiogonkami.- Hanno - odpowiedzia³ z powag¹ gruby ch³opak - on jest wê¿ousty.Wszyscywiedz¹, ¿e to oznaka czarno­ksiê¿nika.S³ysza³aœ o jakimœ normalnym,przyzwoitym czarodzieju, który by rozmawia³ z wê¿ami? Wiesz, jakie mia³przezwisko Slytherin? Wê¿owy Jêzyk.Rozleg³ siê szmer podnieconych g³osów, a potem Ernie znowu uciszy³ wszystkich,mówi¹c:- Pamiêtacie, co by³o napisane na œcianie? Strze¿cie siê, wrogowie Dziedzica.Potter mia³ jakieœ starcie z Filchem.No i co? Kotkê Filcha znajduj¹ sztywn¹.Creevey, ten pierwszoroczniak, narazi³ siê Porterowi podczas meczu quidditcha,robi¹c mu zdjêcia, kiedy ten le¿a³ w b³ocie.No i co? Creevey le¿y sztywny wszpitalu.- Ale on zawsze by³ taki fajny - powiedzia³a Hanna niepewnym tonem - no i [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •