[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jesteœ wygnana z miasta, ze spo³ecznoœci mówi¹cych, do³¹czyszdo niemych.Nie po¿yjesz dtugo, ale ka¿dej chwili a¿ do œmierci bêdzieszpamiêta³a, ¿e wyrok ten zawdziêczasz swej nieobowi¹zkowoœci, swemu b³êdowi.-Vaintè podesz³a bli¿ej i z³apa³a kciukami metalow¹ oznakê wysokiego stanowiska.Poci¹gnê³a mocno i zerwa³a.Z³amane koñce zrani³y szyjê esekasak.Wrzuci³aoznakê w przybój, into­nuj¹c litaniê pozbawienia osobowoœci.- Zrywam ci tw¹ odpowiedzialnoœæ.Wszystkie tu obecne zrywaj¹ ci twe stanowiskoza niedope³nienie przez ciebie obowi¹zków.Ka¿da oby­watelka Inegban*, naszegoojczystego miasta, ka¿da ¿yj¹ca Yilané przy­³¹cza siê do nas w zrywaniu zciebie obywatelstwa.Teraz zabieram ci imiê i nikt ¿yj¹cy nie wymówi go ju¿ nag³os, ale nazwie ciê Lekmelik, ciemnoœæ z³a.Spycham ciê do bezimiennych iniemych.IdŸ!Vaintè wskaza³a na ocean, uniesiona w³asnym gniewem.Pozbawiona osobowoœciesekasak opad³a na kolana, wyci¹gnê³a siê jak d³uga na pia­sku u stóp Vaintè.Ledwo mo¿na by³o zrozumieæ jej s³owa.- Tylko nie to, nie, b³agam! Bez hañby, to Deeste tak rozkaza³a, zmusi³a nas.Mia³o nie byæ narodzin, nie wymusi³a dyscypliny seksualnej.Nie mo¿na mnie zato hañbiæ, mia³o nie byæ narodzin.To, co siê sta³o, nie jest z mojej winy.G³os uwi¹z³ jej w gardle, umilk³a; ruchy koñczyn uspokoi³y siê i za­mar³y.- Zabierzcie tê istotê! - rozkaza³a Vaintè.Erafnaiœ wskaza³a dwie cz³onkinie za³ogi, które bezw³adne cia³o prze­wróci³y nawznak.Lekmelik mia³a otwarte oczy, spokojny ju¿ oddech.Wkrótce umrze.Sprawiedliwoœci sta³o siê zadoœæ.Vaintè kiwnê³a apro­buj¹co g³ow¹ i szybkozapomnia³a o ca³ej sprawie; za du¿o mia³a do zrobienia.- Erafnaiœ, zostaniesz tutaj i dopilnujesz usuniêcia cia³ - rozkaza³a.- PotemdoprowadŸ uruketo do miasta.Ja pop³ynê tam ³odzi¹.Chcê zobaczyæ tê eistaêDeeste, któr¹ mam tu zast¹piæ.Gdy Vaintè wesz³a do ³odzi, stra¿niczka poprosi³a pokornie o pozwo­lenie naodezwanie siê.Mówi³a wolno, z pewnym wysi³kiem.- Nie bêdziesz mog³a zobaczyæ Deeste.Deeste nie ¿yje.Od wielu dni.By³agor¹czka, zmar³a jako jedna z ostatnich.- Moje przybycie opóŸni³o siê bardzo.- Vaintè usiad³a, a stra¿niczkawypowiedzia³a rozkazy do ucha ³odzi.Cia³o zwierzêcia zadr¿a³o, napê­dzaneprzez wyrzucany strumieñ wody.- Opowiedz mi o mieœcie - powiedzia³a Vaintè.- Ale najpierw twoje imiê.-Mówi³a spokojnie, ciep³o.Ta stra¿niczka nie by³a winna zabójstw, nie pe³ni³awówczas obowi¹zków.Teraz Vaintè musi myœleæ o mieœcie, znaleŸæ sojuszników,których bêdzie potrzebowa³a, aby prace sz³y g³adko.- Jestem Inlènat - stra¿niczka ju¿ nie by³a tak przestraszona jak przed chwil¹.- To bêdzie dobre miasto, wszystkie tego chcemy.Pracujemy ciê¿ko, mamy wieletrudnoœci i k³opotów.- Czy jednym z nich by³a Deeste?Inlènat odwróci³a d³onie, by ukryæ barwê swych uczuæ.- Nie mnie o tym mówiæ.Bardzo krótko jestem obywatelk¹.- Skoro ¿yjesz w mieœcie, to jesteœ miastem.Mo¿esz mi powiedzieæ, bo jestemVaintè i eista¹.Jesteœ mi winna lojalnoœæ.Masz czas, by siê zastanowiæ, co tooznacza.To ode mnie pochodzi w³adza.Do mnie na­le¿y siê zg³aszaæ zewszystkimi k³opotami.Ode mnie pochodz¹ wszystkie decyzje.Teraz znasz ju¿swoje obowi¹zki.Bêdziesz odpowiadaæ szczerze na wszystkie moje pytania.- Odpowiem, jak rozka¿esz, Eistao - zapewnia³a Inlènat, która powoli pojmowa³anowy porz¹dek rzeczy.Powolutku, pytaj¹c rozwa¿nie i cierpliwie, Vaintè zaczê³a sobie odtwa­rzaæobraz wydarzeñ w mieœcie.Stra¿niczka sta³a zbyt nisko, by wiedzieæ, co dzia³osiê na wy¿szych szczeblach w³adzy - œwiadoma by³a jednak re­zultatówpodejmowanych tam decyzji.Nie by³y zadowalaj¹ce.Równie¿ Deeste nie by³a popularna.Otoczy³a siê grup¹ zauszniczek robi¹cychniewiele lub zgo³a nic.Wszystko wskazywa³o, ¿e to w³aœnie one zapomnia³y oswych obowi¹zkach, nie stworzy³y innych sposobów uzyskiwania satysfakcji, gdynadesz³a pora sk³adania jaj, lecz po prostu wykorzysta³y samców, nie zwa¿aj¹cna nieprzygotowanie pla¿y narodzin.Jeœli to prawda, a ³atwo bêdzie j¹ wykryæ,to s¹dy publiczne nie zmar­nuj¹ czasu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •