[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Florinda mówi³a «o mnie.Kaza³a mi spojrzeæ sobie prosto w oczy.Jej s³owap³ynê³y bezszelestnie niczym motyle.To, co ujrza³am w jej oczach przepe³ni³omnie znajomym uczuciem — irracjonalnym, skrajnym przera¿eniem, jakiegodoœwiadcza³am w swych koszma-rach.Podskoczy³am i rzuci³am siê do drzwi.By³ato automatyczna, zwierzêca reakcja, Jak¹ zwykle mia³am we snach.-Nie bój siê, moja kochana – powiedzia³a wysoka kobieta, id¹c za mn¹.–RozluŸ-^j siê.Jesteœmy tu, by ci pomóc.Nie ma powodu do zdenerwowania.Wyrz¹dzisz krzywdê swemu ma³emu cia³ku, ulegaj¹c niepotrzebnemu strachowi.Zatrzyma³am siê przy drzwiach, nie dlatego, ¿e mnie namówi³a do pozostania, aledlatego, ¿e nie mog³am ich otworzyæ.Gor¹czkowo pcha³am je i szarpa³am, ale anidrgnê³y.Wysoka kobieta sta³a tu¿ za mn¹.Moje dr¿enie nasili³o siê.Trzês³amsiê tak bardzo, ¿e bola³o mnie ca³e cia³o, a serce bi³o tak g³oœno i nierówno,a¿ by³am pewna, ¿e pêknie.– Nagual! – zawo³a³a wysoka kobieta, spogl¹daj¹c przez ramiê.– Lepiej zróbcoœ.Ona umrze ze strachu.Nie widzia³am, do kogo mówi, ale w swych dzikich próbach ucieczki dostrzeg³amdrugie drzwi na przeciwleg³ym koñcu pokoju.By³am pewna, ¿e zosta³o miwystarczaj¹co du¿o energii do tego, by siê do nich rzuciæ, ale nogi siê podemn¹ ugiê³y.Zupe³nie jakby ca³e ¿ycie ze mnie wyciek³o, osunê³am siê napod³ogê.Wyda³am z siebie ostatnie tchnienie.D³ugie rêce kobiety sp³ynê³y namnie niczym skrzyd³a ogromnego or³a.Podtrzyma³a mnie, przy³o¿y³a usta do moichust i wdmuchnê³a we mnie powietrze.Powoli moje cia³o siê rozluŸni³o, têtno wróci³o do normy.Przepe³ni³ mniedziwny spokój, który szybko przeszed³ w dzikie podniecenie.To nie strach mnietak podnieci³, lecz jej oddech.By³ gor¹cy, drapa³ mnie w gard³o, p³uca,¿o³¹dek, lêdŸwia, przenikaj¹c mnie od d³oni a¿ po stopy.W u³amku sekundyzrozumia³am, ¿e ta kobieta wygl¹da dok³adnie tak samo jak ja, ale jest wy¿sza,tak wysoka, jak ja bym chcia³a byæ.Poczu³am do niej tak¹ mi³oœæ, ¿e zrobi³amcoœ zupe³nie niedorzecznego: poca³owa³am j¹ namiêtnie.Poczu³am, jak jej usta rozci¹gaj¹ siê w uœmiechu.Nagle odrzuci³a g³owê do ty³ui siê rozeœmia³a.– Ten ma³y szczurek mnie poca³owa³ – powiedzia³a, zwracaj¹c siê do reszty.– Ja œniê! – wykrzyknê³am i wszyscy rozeœmiali siê z dzieciêc¹ ¿ywio³owoœci¹.Pocz¹tkowo i ja nie mog³am siê nie rozeœmiaæ.Jednak¿e po paru chwilach znowuwróci³am do swojego ,ja" – zawstydzi³am siê tego impulsywnego uczynku irozz³oœci³am, ¿e mnie na nim przy³apano.Wysoka kobieta mnie objê³a.Jestem Florinda – powiedzia³a, podnios³a mnie i utuli³a w ramionach, jakbymby³a maleñkim dzieckiem.– Ty i ja jesteœmy takie same – ci¹gnê³a.– Jesteœtaka malutka, jak¹ i ja bym chcia³a byæ.Wysoki wzrost to wada.Nikt nie mo¿eciê nawet wzi¹æ na rêce.Mam piêæ stóp i dziesiêæ cali wzrostu.– Ja mam piêæ stóp i dwa cale – wyzna³am i obie wybuchnê³yœmy œmiechem – takdoskonale siê rozumia³yœmy.Ten drugi cal zawsze sobie dodawa³am.By³am pewna,¿e Florinda ma raczej piêæ stóp i dwanaœcie cali, ale zawsze zaokr¹gla³a dodziesiêciu.Uca³owa³am j¹ w policzki i w oczy.Kocha³am j¹mi³oœci¹ ca³kowiciedla mnie niezrozumia³¹.By³o to uczucie, którego nie zak³Ã³ca³y w¹tpliwoœci,strach czy oczekiwania.By³a to mi³oœæ, jak¹ czuje siê tylko we œnie.NajwyraŸniej ca³kowicie mnie rozumiej¹c, Florinda zaœmia³a siê cicho.Nieuchwytne œwiat³o w jej oczach, upiorna biel jej w³osów coœ mi przypomina³y.Mia³am wra¿enie, ¿e znam j¹ od urodzenia.Przysz³o mi do g³owy, ¿e dzieci,którym podobaj¹ siê ichwjasne matki, to dzieci zgubione.Mi³oœæ synowska w po³¹czeniu z uwielbieniemdla gzycznoœci matki musi daæ w rezultacie uczucie totalnej mi³oœci – takiejjak ta, któr¹ czu³am do owej wysokiej, tajemniczej kobiety., Postawi³a mnie zpowrotem na ziemi.– To jest Carmela – powiedzia³a, odwracaj¹c mnie w stronê piêknej, ciemnookiejjcJemnow³osej kobiety.Mia³a delikatne rysy twarzy i nieskaziteln¹ cerê.Jejskóra by³a g³adka i kremowa jak u kogoœ, kto du¿o czasu spêdza w domu.> –K¹piê siê tylko w œwietle ksiê¿yca – szepnê³a mi do ucha, obejmuj¹c mnie.r–Powinnaœ robiæ to samo.Masz za jasn¹ cerê, ¿eby przebywaæ na s³oñcu.Niszczyszgubiê skórê.To w³aœnie jej g³os, bardziej ni¿ cokolwiek innego, wyda³ mi siê znajomy.By³ato ta sama kobieta, która zadawa³a mi wszystkie te bezpoœrednie, osobistepytania na pikniku.Przypomnia³am sobie j¹ w pozycji siedz¹cej; wtedy sprawia³awra¿enie ma³ej i kruchej.Ku memu zdziwieniu by³a trzy lub cztery cale wy¿szaode mnie.W porów-naniu z jej mocnym, umiêœnionym cia³em, moje by³o zupe³nienijakie.•“ Obejmuj¹c mnie ramieniem, Florinda podprowadzi³a mnie do drugiej kobiety,która pia³a ko³o kanapy, gdzie siê obudzi³am.By³a umiêœniona i wysoka, ale niea¿ tak wysoka jak Florinda.Nie mia³a klasycznej urody – jej rysy twarzy by³yzbyt ostre – a jednak by³o w niej coœ uderzaj¹cego, coœ niezmiernieatrakcyjnego, równie¿ ten ledwo widoczny meszek nad górn¹ warg¹, któregonajwyraŸniej nie zamierza³a usun¹æ za po-moc¹ wosku, czy rozjaœniæ.Wyczuwa³amw niej jak¹œ niesamowit¹ si³ê, wzburzenie ca³kowicie opanowane, a jednakistniej¹ce.•“ – To jest Zoila – powiedzia³a do mnie Florinda.Zoila nie wykona³a ¿adnego ruchu, by mi uœcisn¹æ d³oñ, czy obj¹æ.Carmelarozeœmia³a siê i powiedzia³a do Zoili:– Bardzo siê cieszê, ¿e znowu ciê widzê.Usta Zoili u³o¿y³y siê w przeœliczny uœmiech, ods³aniaj¹cy bia³e, du¿e, równezêby.Kiedy jej d³uga, szczup³a d³oñ po³yskuj¹ca pierœcionkami ze szlachetnymikamieniami przesunê³a siê po moim policzku, uœwiadomi³am sobie, ¿e to w³aœnieta twarz ukrywa-h siê pod sk³êbion¹ mas¹ w³osów.To Zoila obszy³a belgijsk¹koronk¹ p³Ã³tno, na którym siedzia³yœmy podczas pikniku.Trzy kobiety otoczy³y mnie i zaproponowa³y, ¿ebym usiad³a na kanapie.– Kiedy ciê spotka³yœmy po raz pierwszy, œni³aœ – powiedzia³a Florinda.– Wiêctok naprawdê nie mia³yœmy czasu na rozmowê.Ale tym razem nie œnisz, wiêcopo-Wiedz nam o sobie.Ju¿ mia³am jej przerwaæ i powiedzieæ, ¿e to sen i ¿e na pikniku, czy œni³am,czy te¿•y³am przytomna, opowiedzia³am im wszystko, co warto o mnie wiedzieæ._'' – Nie, nie.Mylisz siê – powiedzia³a Florinda, jakbym na g³os wypowiedzia³aswoJ* ffiyœli.– Teraz jesteœ ca³kowicie przytomna.A my chcemy wiedzieæ, corobi³aœ od^Zego ostatniego spotkania.Opowiedz nam dok³adnie o Isidoro Baltazarze.; — To znaczy, ¿e to nie jest sen? – spyta³am bojaŸliwie.T — Nie.To nie sen – zapewni³a mnie.– Piêæ minut temu œni³aœ, ale teraz to coinnego.– Nie widzê ¿adnej ró¿nicy.– Dlatego, ¿e jesteœ dobr¹ œni¹c¹ – wyjaœni³a.– Twoje koszmary s¹ prawdziwe,sama tak mówi³aœ.Ca³e cia³o mia³am spiête.I nagle, jakby wiedzia³o, ¿e nie zniesie kolejnegoataku lêku, ust¹pi³o.Podda³o siê chwili.Powtórzy³am im to, co ju¿powiedzia³am i co ponownie opowiedzia³am Mariano Aureliano i panu Floresowi [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •