[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z takiej odległości wszelkie sygnały akustyczne traciły swoje cechy wyróżniające i współrzędne celu można było ustalić wyłącznie w przybliżeniu.Radziecka formacja mogła przepływać kilkanaście stopni w lewo lub w prawo, a to znaczyło całe mile.McCafferty przeszedł do centrum informacji bojowej.–Płyniemy na zachód.Przez pięć mil prędkość dwudziestu węzłów – polecił.Było to nieco ryzykowne, ale nie tak znów bardzo.Po dotarciu do celu trafią na niezwykle korzystne warunki wodne, a niewielka zmiana pozycji groziła tylko chwilową utratą kontaktu z celem.Z drugiej strony, precyzyjne określenie odległości da im dużo lepszy obraz taktyczny i umożliwi przekazanie dokładnego meldunku, zanim radziecka formacja znajdzie się na tyle blisko, by przechwycić transmisję.Kiedy „Chicago" płynął szybko na zachód, McCafferty obserwował wskazania batytermografu.Dopóki temperatura nie ulegnie zmianie, będą mieli wyśmienity kanał dźwiękowy.Potem okręt gwałtownie zwolnił i kapitan przeszedł do hydrolokacji.–Gdzie są teraz?–Mam ich! Tutaj, dokładnie na pozycji trzy-trzy-dwa.–W porządku, proszę nanieść to na nakres i przygotować raport – polecił Pierwszemu.Dziesięć minut później przesłano wiadomość przez satelitę.Odpowiedź brzmiała: ATAKOWAĆ NAJWIĘKSZE.Islandia Farma odległa była o pięć kilometrów i stała na wielkiej, porośniętej wysoką, ostrą trawą łące.Obejrzawszy budynek przez lornetkę, Edwards ochrzcił go mianem domku z piernika.Była to typowa islandzka farma.Miała białe, pokryte sztukaterią ściany podparte ciężkimi, drewnianymi belkami oraz pomalowane na kontrastowy, czerwony kolor futryny, drzwi, okiennice i ramy okienne.Wysoki, stromy dach przywodził na myśl baśnie braci Grimm.Obok stały obszerne, ale niskie i pokryte darnią obory.Na ciągnącym się prawie kilometr dalej pastwisku nad strumieniem widać było setki dużych, dziwacznie wyglądających, pokrytych gęstą wełną owiec, które teraz spały w trawie.–Prowadzi do niej droga od szosy – powiedział Edwards i złożył mapę.– Możemy tu zdobyć trochę żywności.Panowie, warto zaryzykować.Ale podchodzimy ostrożnie.Pójdziemy po prawej stronie pod osłoną tej grani.Wynurzymy się dopiero w odległości jakichś ośmiuset metrów od zabudowań.–W porządku, sir – zgodził się sierżant Smith.Leżąca dotąd na brzuchach czwórka mężczyzn usiadła, by ponownie założyć plecaki.Ostatnie dwa i pół dnia w całości prawie spędzili na wędrówce i teraz znajdowali się około siedemdziesięciu pięciu kilometrów na północny wschód od Reykjaviku.Był to morderczy wysiłek, zwłaszcza, że cały czas musieli zachowywać czujność i wystrzegać się patrolujących okolicę helikopterów.Sześć godzin wcześniej zjedli ostatnią rację żywności.Niskie temperatury i wysokie na sześćset metrów wzgórza, które musieli bez przerwy pokonywać, wyczerpały ich do cna.Do ciągłego marszu zmuszało ich kilka rzeczy.Po pierwsze obawa, że dywizja radziecka, której przybycie drogą lotniczą obserwowali, może objąć w posiadanie większą część wyspy.Najgorsze, co mogło ich spotkać, to dostanie się w ręce Rosjan.Dochodził do tego lęk, że zawiodą.Postanowili wypełnić swoje zadanie do końca, a nie ma na świecie gorszego tyrana niż własne postanowienie.Była duma.Edwards musiał dawać podległymsobie ludziom przykład; to zasada wyniesiona z Colorado Springs.Żołnierze piechoty morskiej z kolei nie mogli dopuścić, by jakiś odsunięty od lotów oficerek okazał się od nich lepszy.Tak zatem, wcale o tym nie myśląc, podświadomie, czterech mężczyzn dążyło przed siebie.Robiło to w imię dumy.–Będzie padać – odezwał się Smith.–Bardzo dobrze, widoczność jeszcze się zmniejszy – odparł Edwards, ciągle nie podnosząc się z ziemi.– Poczekajmy na deszcz.Jezu, nigdy nie myślałem, że praca w świetle dziennym może być tak uciążliwa.Jest coś niesamowitego w tym nigdy nie zachodzącym słońcu.–A ja nie mam nawet papierosa – burknął Smith.–Znowu deszcz? – spytał żołnierz Garcia.–Znowu – odparł Edwards.– Na Islandii w czerwcu pada średnio przez siedemnaście dni w miesiącu.A poza tym to mokry rok.W przeciwnym razie trawa nie byłaby tak bujna.–Lubi pan to miejsce? – Garcię tak zdumiała owa możliwość, że zapomniał dodać przepisowego słówka „sir".Islandia niewiele miała wspólnego z Portoryko.–Mój ojciec łowił homary w okolicach Eastpoint w Maine [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •