[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W Nida-ros znajdowa³o siê wielu ¿o³nierzy.Otrzymali oni rozkazpojmania tej jakiejœ potwornej pokraki, któr¹ ludzie od czasudo czasu widywali, a która wyrz¹dza³a tak wiele szkódw mieœcie.Zebra³ tedy tê garstkê Taran-gaiczyków, którajeszcze zosta³a, i oœwiadczy³, ¿e d³u¿ej tego nie mo¿naprzeci¹gaæ.Trzeba ruszaæ dalej.Wielu cz³onków plemieniaznalaz³o sobie mieszkania w mieœcie i chcia³o tu zostaæ, onjednak ¿¹da³, by wszyscy szli z nim."Stworzymy noweplemiê!" - oznajmi³, a nikt nie w¹tpi³, ¿e to on sam zamierzazostaæ jego w³adc¹.Pewnej nocy opuœciliœmy Nidaros, by udaæ siê na po³udnie.Czas by³ najwy¿szy, bo ju¿ w³aœciwie wszyscy byliœmy œcigani.Taran-gaiczycy nie s¹ przecie¿ podobni do wysokich Nor-wegów, ró¿nili siê wygl¹dem od mieszkañców miasta takbardzo, ¿e nigdy by ich tu nie tolerowano.SympatyczniTaran-gaiczycy stali siê koz³ami ofiarnymi, bo z³oœæ i przera¿eniemieszkañców miasta budzi³ naturalnie tylko on jeden, Tan-ghil.Nale¿a³ jednak do naszej grupy i wszyscy musieli siê wystrzegaæ,by nie zostaæ pojmanym i mo¿e nawet pozbawionym ¿ycia.Pamiêtam, ¿e wtedy wiele zastanawia³em siê nad tym,dlaczego Tan-ghil jest taki powœci¹gliwy, dlaczego nie siêga pow³adzê nad œwiatem i ludŸmi ju¿ teraz.On by³ po prostu jakpora¿ony tymi wszystkimi nowymi rzeczami, które go do-s³ownie przyt³oczy³y.Miasto, t³umy ludzi, obca kultura.Aleby³ te¿, oczywiœcie, inny powód - uœmiechn¹³ siê Rune.- Zna³em ten powód bardzo dobrze.To ja sam i mojenieustanne próby wype³nienia obietnicy, jak¹ z³o¿y³em czte-rem duchom ¿ywio³Ã³w.Tymczasem nie mog³em wiele zrobiæ,bo przecie¿ nie on by³ moim w³aœcicielem, ale kiedy tylkonadarza³a siê okazja, wmawia³em mu, ¿e nale¿y zaczekaæ.Wpaja³em mu niepewnoœæ i lêk tak, ¿e w koñcu nie wiedzia³, corobiæ.Znowu byliœmy w drodze.Wêdrowaliœmy przez wioskii miasteczka Trondelag.A wkrótce po opuszczeniu Nidarossta³o siê to, czego siê najbardziej obawia³em.Wysi³ek okaza³ siêponad si³y dla mojego chorego pana.Na rozkaz Tan-ghila niewielka karawana zatrzyma³a siê.Zdziwi³o to wszystkich, bo przecie¿ nigdy nie okazywa³chorym ani umieraj¹cym najmniejszego mi³osierdzia.Ja jed-nak wiedzia³em bardzo dobrze, dlaczego teraz postêpujeinaczej.Musia³ po prostu zostaæ z moim panem sam na sam.I rzeczywiœcie, Tan-ghil chcia³ dostaæ alraunê.Wiedzia³, ¿emusi j¹ zdobyæ, ¿e tak powiem, legalnie, to znaczy musi j¹ kupiæ,bo w przeciwnym razie si³a amuletu zniknie.Drêczy³ tedy megokonaj¹cego pana, straszy³ go, potrz¹sa³ biedakiem i sycza³ munieustannie do ucha, ¿e chce znaæ cenê.W koñcu chory cz³owiekzdo³a³ wykrztusiæ cenê: ma to byæ ma³a muszelka z wybrze¿a.Tan-ghil rozgl¹da³ siê gor¹czkowo.Brzegu w pobli¿u nieby³o, jedynie piaszczysty skraj drogi.Na rowie kwit³y b³êkitnedzwonki, wyrwal wiêc jeden razem z korzeniami.Z poœpiechui niecierpliwoœci omal nie poszarpa³ kwiatka na kawa³ki, bowiemmój pan by³ ju¿ naprawdê jedn¹ nog¹ na tamtym œwiecie."Masz! Ratuj swoj¹ duszê i sprzedaj mi amulet za to!Wystarczy ci taka zap³ata?"Nieszczêsny cz³owiek ledwie zdo³a³ skin¹æ g³ow¹.Tan-ghilœci¹gn¹³ z jego szyi rzemieñ z amuletem i zawiesi³ sobie.Umieraj¹cego zostawi³ w³asnemu losowi przy drodze.Od tej chwili by³em w³asnoœci¹ Tan-ghila.Rune zwróci³ siê do sali:- Danielu, ty wiesz, ¿e jeœli chcê, mogê dawaæ martwego,prawda?Daniel przypomnia³ sobie ów dzieñ, kiedy przekazywa³amulet Solvemu, swemu synowi, i co Solve wtedy powiedzia³:¿e alrauna by³a sztywna, zimna, pozbawiona ¿ycia.Danieldotkn¹³ talizmanu i przekona³ siê, ¿e to prawda.A przedtemsam mia³ okazjê stwierdziæ co innego, amulet sprawia³ wra¿e-nie, ¿e na kogoœ czeka.Teraz wszyscy wiedzieli, ¿e tym, na kogo czeka³, by³ Heike,syn Solvego.- W³aœnie tak - potwierdzi³ Rune, gdy Daniel skoñczy³swoje wspomnienia.- Jeœli chcê, mogê byæ ca³kowicie bierny.Tan-ghil nie wymusi³ na mnie ¿adnej reakcji, choæ próbowa³ nawszelkie sposoby.Przeciwnie, robi³em mu na przekór wewszystkim, co mo¿liwe.Podstêpnie podsuwa³em mu myœli, ¿epowinien czekaæ, czekaæ, ¿e jego czas jeszcze nie nadszed³, ¿eKoœció³ zbyt jest silny.W wyniku tych zabiegów stawa³ siê coraz mniej pewnyswego.Zanosi³o siê nawet na to, ¿e towarzysz¹cy mu ludziemog¹ przyp³aciæ to ¿yciem.¯o³nierze bowiem szli za nami tropw trop.Tan-ghil móg³ by³ bez wysi³ku pozbyæ siê ich moc¹swojej czarodziejskiej sztuki, ja jednak wprowadza³em zamêtdo jego myœli, wiêc nakaza³ ucieczkê.W lasy i dalej, w góry.- Niedostêpne góry - mruknê³a Silje.- Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]