[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym celu Centrum miało do swojej dyspozycji dwunastoosobowy oddział taktyczny znany jako Striker.Dowodzony przez pułkownika Bretta Augusta stacjonował na terenie pobliskiej Akademii FBI w Quantico.Oprócz biur na górze, w budynku była też dobrze zabezpieczona piwnica, w której przechowywano czuły sprzęt do zbierania danych.Tam też pracował Paul Hood i jego główni doradcy.27Pojechał tam prosto z Białego Domu.Wciąż miał na sobie smoking, więc wartownik przy bramie powitał go słowami: „Witam, panie Bond".Hood uśmiechnął się.Po raz pierwszy od wielu dni.Po wystąpieniu prezydenta ogarnął go dziwny niepokój.Nie miał pojęcia, czemu prezydent obiecał, że wywiad amerykański pomoże chronić Organizację Narodów Zjednoczonych.Przecież wiele państw członkowskich obawiało się, że Stany już wykorzystują ONZ, by je szpiegować.Krótkie przemówienie prezydenta najbardziej zadowoliło tych delegatów, którzy byli celem zamachów terrorystycznych.Za to pozostali nie kryli zdziwienia.Jak choćby wiceprezydent Cotten, sekretarz stanu Dean Carr i amerykański ambasador przy ONZ, Meriwether.A Mała Chatterjee była wręcz zaniepokojona.Tak bardzo, że odwróciła się do Hooda i spytała, czy dobrze zrozumiała słowa prezydenta.Odpowiedział, że najprawdopodobniej tak.Milczeniem pominął fakt, że Centrum Szybkiego Reagowania niemal na pewno wiedziałoby o tego rodzaju inicjatywie, a przynajmniej powinno wiedzieć.Być może wszystko zostało ustalone podczas jego nieobecności, Hood jednak w to wątpił.Poprzedniego dnia zajrzał do gabinetu, by odrobić zaległości; w żadnym z dokumentów nie było nawet wzmianki o współpracy z wywiadami innych krajów.Po kolacji nie zamienił z nikim ani słowa.Od razu wyszedł i pojechał do Centrum, by poszukać dodatkowych informacji.Po raz pierwszy od powrotu miał okazję spotkać się z pracownikami weekendowej nocnej zmiany.Powitali go bardzo serdecznie, a najbardziej na jego widok ucieszył się szef zmiany, Nicholas Grillo.Grillo, pięćdziesięciotrzyletni były specjalista Navy SEAL do spraw wywiadu, przeniósł się do Centrum z Pentagonu mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zaczął tu pracować Hood.Pogratulował mu świetnej roboty, jaką wykonali z generałem Rodgersem w Nowym Jorku, i spytał o córkę.Hood podziękował i powiedział, że Harleigh powoli dochodzi do siebie.Na początek zajrzał do akt DCI – szefa wywiadu centralnego.Ten niezależny organ dostarczał informacji czterem innym instytucjom zajmującym się wywiadem: CIA, Centrum Szybkiego Reagowania, Departamentowi Obrony, w którego skład wchodziły cztery rodzaje wojsk, Narodowe Biuro Zwiadowcze, Agencja Bezpieczeństwa Narodowego i Narodowa Agencja Kartograficzna, oraz Departamentowi Wywiadu, złożonemu z Federalnego Biura Śledczego, Departamentu Stanu, Departamentu Energii i Departamentu Skarbu.Kiedy dostał się do bazy danych DCI, poprosił o najnowsze umowy i inicjatywy dotyczące Organizacji Narodów Zjednoczonych.Dostał listę złożoną z pięciu tysięcy pozycji.Odrzucił te, które nie miały związku ze zbieraniem informacji dla ONZ i jej członków.Zostało dwadzieścia siedem pozycji.28Hood szybko je przejrzał.Jako ostatni na liście figurował dołączony przed tygodniem wstępny raport na temat wspierania terrorystów przez agentkę CIA, Annabelle Hampton.Winą obarczono dyrektora nowojorskiej placówki Davida Battata i jego przełożonego z Waszyngtonu, wicedyrektora Agencji, Wonga.Wong dostał upomnienie bez wpisania do akt.Battat otrzymał surowszą naganę, której jednak też do akt nie włączono.Na jakiś czas jednak poszedł w odstawkę i musiał zająć się tym, co Bob Herbert kiedyś nazwał „pracą dla szczurów" – brudną robotą na linii ognia.Taką, która zwykle przypadała świeżo upieczonym agentom.Nie było ani słowa o jakiejkolwiek wspólnej inicjatywie ONZ i którejś z agencji wywiadowczych.Biorąc pod uwagę fakt, że prezydent dążył do załagodzenia sporu z ONZ, trudno się dziwić, że chciał zadeklarować pomoc.Czemu jednak miałby przedstawiać swoje zamiary czy też możliwości działania jako fakt dokonany?Bez współpracy szefa choćby jednej agencji prezydent nie mógł zarządzić nawet wstępnych analiz takiej inicjatywy, a nigdzie nie było o nich żadnej wzmianki.Ba, nikt nawet nie wnosił o ich przeprowadzenie.Jedyne wyjaśnienie, jakie przychodziło Hoodowi do głowy, było takie, że prezydent uzyskał ustne przyzwolenie szefa CIA, FBI czy którejś z innych agencji.Wówczas jednak któraś z tych osób zostałaby zaproszona na wczorajszą kolację w Białym Domu, a tymczasem jedynym przedstawicielem wywiadu był Hood.Może prezydent chciał w ten sposób wymusić działanie tak jak John F.Kennedy, kiedy ogłosił publicznie, że Kongres ma przyznać NASA fundusze na operację wysłania człowieka na Księżyc.Jednak udział Stanów Zjednoczonych w międzynarodowej współpracy wywiadowczej to niezwykle drażliwa kwestia.Prezydent postąpiłby nierozważnie, podejmując tak szeroko zakrojoną operację bez zapewnienia ze strony swoich ludzi, że jest w ogóle wykonalna.Może to skutek serii nieporozumień? Może prezydent myślał, że ma poparcie wywiadu.Nieporozumienia nie są w rządzie niczym niezwykłym.Pytanie tylko, co robić, skoro idea już została oficjalnie przedstawiona.Amerykańska społeczność wywiadowcza będzie rozdarta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •