[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieśpiesznie krążę nad jeziorem, obserwując ranne mgły, które unoszą się ku otaczającym jego brzegi lasom.Pa-ra łabędzi wraz z rzędem łabędziątek ześlizguje się z brzegu i opada na gładką taflę wody.Boris rży radośnie.Dobrzewie, o której godzinie wraca do stajni.Ale ja chcę tu jeszcze zostać - chcę popatrzeć, jak promienie wschodzącego słońcaigrają na wodzie i jak czaple polują na ryby.Bociany zniżają lot, aż w końcu siadają w gniazdach na dachu dużego domu.Mój koń zaczyna niecierpliwie prze-stępować z nogi na nogę, więc w końcu zawracam do stajni.Zostawiwszy go w gronie towarzyszy, kieruję się do domu.Mały domek częściowo ukrywa się za gęstwiną krzewów owocowych rosnących ciasno tuż przy ogrodzeniu.Sły-szę z kuchni brzęk naczyń i dominujące nad nim szczebiotanie córeczki.Drzwi otwierają się szeroko i widzę żonę, którakrząta się wokół stołu, ubrana w spłowiałą niebieską sukienkę z bawełny.Na stole leży nasz codzienny, zielono-czerwony, haftowany obrus.Talerz z pieczywem pełen jest parujących,białych bułeczek, które przed chwilą zostały wyjęte z pieca.W powietrzu unosi się mocny zapach kawy, sera, a takżeT L Raromat gorących kiełbasek, i dopiero teraz czuję, że jestem bardzo głodny.Moja córeczka biegnie, by powitać tatusia.Żona uśmiecha się do mnie.Całuję ją, idąc do swojego krzesła, któreznajduje się u szczytu stołu.Śniadanie to mój ulubiony posiłek.Jem powoli, huśtając na kolanach córeczkę.Jasne loczki przyjemnie łaskocząmnie w brodę, gdy przyglądam się, jak żona karmi naszego synka.Maluch zasypia przy piersi; kiedy żona wkłada go dokołyski, po raz trzeci napełniam kawą nasze filiżanki.Długo siedzimy przy stole, rozmawiając i śmiejąc się, aż nadejdziepora, żeby iść do pracy.Laura śledziła kolejne etapy dnia, który bohater powieści spędzał na ciężkiej pracy w polu.Ten dzień w niczymnie przypominał pracy nowoczesnego rolnika, który jeździ samotnie na traktorze; tamci ludzie harowali w pocie czoła,używając zwykłych, prymitywnych narzędzi, ale za to zbiór plonów odbywał się w gromadzie parobków, zarówno męż-czyzn, jak i kobiet, a gospodarz pracował przy żniwach wraz z żoną, podczas gdy jego dzieci bawiły się i spały na pobli-skiej miedzy, przez cały czas pozostając pod czujnym okiem rodziców.O zachodzie słońca wszyscy robotnicy i ich rodziny podążali w kierunku sali balowej dużego domu, gdzie nażniwiarzy czekał zasłużony posiłek.Potem były muzyka i tańce, ale bohater książki i jego żona nie brali udziału w zaba-wie; razem z dziećmi wrócili do małego domku nad jeziorem.Niosłem na ramionach śpiącą córeczkę, a żona dźwigała koszyk z malutkim synkiem.Kiedy doszliśmy do je-ziora, nasza dziewczynka obudziła się i uparła, że chce zejść na ziemię, zdjąć buciki i skarpetki, i trochę poskakać w płyt-kiej wodzie.To był jej ostatni wybuch energii przed snem.Wreszcie wchodzimy do domu; szybko nalewam wody dowanny, żeby wykąpać dzieciaki.Gdy moja żona przebiera dzieci w piżamki, ja chodzę z pokoju do pokoju, zapalając lampy.Żona niesie synkado kołyski, a potem goni córeczkę, która ucieka przed nią po schodach.Ostatni rytuał każdego dnia naszych dzieci toopowiadanie bajek.Siadam w nogach łóżka córki i opowiadam jej baśnie, które niegdyś słyszałem od swojego ojca; ba-śnie, które w mojej rodzinie przykazywane są z pokolenia na pokolenie.Zostajemy z dziećmi, dopóki nie zasną.Później idę do ogrodu, a żona siada do fortepianu.Słyszę, że gra utwór,który jej kiedyś pokazałem.To muzyczne odbicie naszego sielskiego życia tutaj - jeziora, krajobrazu, pól i lasów.Słońcepowoli zanurza się w wodzie, aż wreszcie znika, zostawiając po sobie migoczący ślad w postaci czerwono-złotej ścieżki.Wreszcie ostatnie błyski złota i czerwieni zamieniają się w purpurę, i w końcu zamyka się nad nimi ciemność.Muzyka urywa się i po chwili moja żona jest przy mnie.Obejmuję ją mocno i po raz pierwszy odkrywam na jejciele nieznaczną krągłość.Nasze trzecie dziecko.Laura odłożyła książkę, żeby nalać sobie następnego drinka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •