[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero później Cyrene, leżąc wtulona w ciało Rene, który obejmował ją w pasie, zdołała sobie uzmysłowić, że to, co się właśnie stało, nie było jej jedynym celem.Przełknęła gwałtownie, szybko oddychając i wyprostowała się, jakby nasłuchując.- Martha idzie po tacę! - szepnęła.Zerwała się z łóżka i sięgnęła po stertę ubrań zrzuconych wokół krzesła.Zebrawszy wszystko - halki, żakiet, stanik, spodnie, koszulę i bluzkę - w kłąb, popędziła do sypialni.Rene okazał się czujniejszy i szybszy, niż przypuszczała.Przybiegł tuż za nią z naręczem butów i skarpet.Nie było czasu na wyjęcie klucza z kieszeni, choć czuła jego kształt przez materiał.Zakląwszy w myślach, cisnęła ubrania na krzesło, zrobiła figlarną minę, odwróciła się, chwyciła Rene w pasie, po czym zamarła w bezruchu.Udawała, że nasłuchuje, ale oczywiście nic nie usłyszeli.Wzruszyła ramionami, śmiejąc się beztrosko.- Musiałam się pomylić.Ale skoro już tu jesteśmy, łóżko jest tam.Oczy Rene zamigotały wesoło.Poczuła chwilowy niepokój, mając wrażenie, że przejrzał ją na wylot.Nie mógł jednak nic wiedzieć.Przyglądała mu się z uniesioną twarzą, aż schylił się, pocałował ją w usta, a potem skierowali się do czekającego łóżka.Tyra razem z większą łatwością zatraciła się w wirze pożądania, łatwiej reagowała na pieszczoty Rene.Mimo to nie osiągnęła tego samego co za pierwszym razem stopnia nicości, tego samego beztroskiego uniesienia.Obraz żakietu i klucza tkwił w zakamarkach umysłu jak wyrzut i groźba.Odczuła ulgę, kiedy Rene dotarł wreszcie do celu, kiedy jego kojące pieszczoty nasycenia i wdzięczności ustały, aż usłyszała głęboki, miarowy oddech.Myśląc o własnym postępowaniu w ciągu ostatnich kilku godzin poczuła się niezręcznie, odpędziła jednak wątpliwości.Bez pewnych rzeczy nie sposób się obejść; czasami bycie zbyt milą to słabość.Czekała jednak, wpatrzona w ciemność, odliczając upływające sekundy.Kiedy minęło dobre pół godziny, odsunęła się od Rene o kilka centymetrów.Nie poruszył się.Czekała dalej.Słyszała własny puls, jak cichutkie, lekkie bębnienie.Gwałtowne łomotanie serca wstrząsało jej lewą piersią.Zmusiła się do równego oddychania, wdech, wydech, jeszcze raz, i jeszcze raz.Poruszyła się, odsuwając się od niego o dalsze kilka centymetrów.Mech wypełniający materac zachrzęścił jak pękająca gałązka.Sznury łóżka zaskrzypiały cicho.Cyrene znowu znieruchomiała.Nienawidziła tego skradania się, tej potrzeby uciekania się do podstępów.Kłóciło się to z jej naturą, ze wszystkim, czego ją kiedykolwiek uczono.Gardziła okolicznościami, które ją do tego przywiodły, mężczyzną, który je spowodował, wreszcie sobą, za to, że dała początek całej lawinie zdarzeń.W tym, co miała zrobić, dostrzegała tylko jedną dobrą rzecz: nareszcie położy kres całemu hańbiącemu epizodowi.Musi go zakończyć, ponieważ stał się nie do zniesienia.Zdawało jej się, że minęły całe wieki, nim podniosła się z materaca, ześlizgując się powoli na podłogę.Już wcześniej przygotowała się na chłód desek, więc nie syknęła.Prostując się, z nieskończoną ostrożnością zaczęła obchodzić łóżko dzielące ją od krzesła, na którym leżały ubrania.Dotknęła go lekko opuszkami palców, by nie potknąć się o nie w mroku.- Dokąd idziesz?Zamarła.Do diabła z człowiekiem, który ma taki lekki sen! Dopiero po pewnym czasie odzyskała głos.- Donikąd.Śpij.- Szukałaś czegoś?- Nie.- zaczęła, ale zanim jeszcze sylaba wyrwała się z jej ust, zrozumiała, że musi podać jakieś wytłumaczenie.Myślała intensywnie, szukając najbardziej wiarygodnej wymówki, możliwie najdalszej od prawdy.- Nie, właściwie nie, ale Martha zabrała chyba nocnik.- Jest tu, po mojej stronie.Nie mogła już nic zrobić.Znalazła nocnik.Po chwili wstała jeszcze raz.- Co znowu?- Koszula nocna - mruknęła.- Nieważne, ja cię ogrzeję.Od krzesła dzieiiły ją zaledwie dwa kroki.- Naprawdę, ja.Silne ramiona złapały ją z tyłu i uniosły w górę.Sznury łóżka ugięły się, kiedy Cyrene wylądowała na materacu; Rene znalazł się tuż obok, zamykając ją w więzieniu swoich ramion.Ciepło jego ciała i męski zapach spowiły ją znowu.Przepełniła ją wściekłość porażki.Chciała rzucić się na Rene, kopać i krzyczeć.To jednak w niczym by jej nie pomogło.Leżała nieruchomo, ale wysiłek, z jakim to osiągnęła, przyprawił ją o dreszcze.- Ty naprawdę zmarzłaś - powiedział Rene, przyciągając ją do siebie i okrywając Cyrene kołdrą.Co chciał przez to powiedzieć? Czyżby coś podejrzewał? Czy rzeczy, które wcześniej mówił i robił, były równie udawane jak jej postępowanie?Podobna ewentualność ochłodziła gniew Cyrene.Leżała wpatrując się w ciemność z lękiem i przygnębieniem.Następnego dnia Rene nie opuścił domu.Pracował przy stole w salonie, zapełniając pochyłym pismem arkusz za arkuszem, a lakierowane pudełko stało otwarte u jego stóp.Jego widok drażnił Cyrene niepomiernie; pudełko stanowiło jaskrawe przypomnienie wydarzeń minionej nocy oraz upływającego czasu.Powód, dla którego Rene pisał tak pracowicie, nie miał nic wspólnego z deszczową pogodą, ale wiązał się, jak domyśliła się bez trudu, z planowanym na przyszły dzień odpłynięciem „Le Parham”.Umysł Cyrene zaprzątały coraz bardziej szalone sposoby rzucenia okiem na rozłożone na stole dokumenty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •