[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wpadła do świątyni profesora, serce waliło jej jak młot.Opasłe tomiszcze w pomarańczowej okładce wręcz prosiło się o wzięcie w rękę.Górna półka była już niemal pusta, wszystkie zdjęte z niej książki leżały teraz na blacie biurka.Helen zatrzymała się i zaczęła nasłuchiwać.Nic, cisza.Zachowując pełną ostrożność, prześlizgnęła się na drugą stronę gabinetu i wyciągnęła rękę.- Co pani tutaj robi?! - Harry Chan stanął w drzwiach.Twarz mu pociemniała jak niebo przed burzą, zmrużone oczy miotały pioruny, bezwiednie zacisnął pięści.- Chciałam posprzątać ten bałagan, doktorze Chan - odparła spokojnie Helen, zastanawiając się w trakcie mówienia, skąd jej przyszło do głowy takie kłamstwo.Zmusiła się do przepraszającego uśmiechu.- Pomyślałam sobie, że nie zechce pan sprawiać wrażenia bałaganiarza przed kolejnymi ważnymi gośćmi.Chan odprężył się nieznacznie.Rozejrzał się chyłkiem i w końcu przytaknął jej słowom.- Ma pani rację, ale zostawmy to na popołudnie, o jedenastej spodziewam się niezwykle ważnego gościa.Helen zauważyła, że nie chichotał już nerwowo ani nie machał bezwolnie rękami.W jego postawie zaszła istotna zmiana.Dla odwrócenia uwagi postanowiła przekazać mu informacje o odebranych telefonach.- W czasie spotkania dzwoniło do pana kilka osób, doktorze Chan.- Jeszcze nigdy nie mówiła do niego tak słodkim głosem.- Trzy telefony z Nowego Jorku i trzy od dziennikarzy, którzy chcieli zrobić z panem wywiad.Dzwonił też doktor Crozer z Sheratona.Chan stanął na baczność, słysząc ostatnie nazwisko.- Natychmiast połącz mnie z doktorem Crozerem.Odbiorę w gabinecie.1 niech mi nikt nie przeszkadza, dopóki nie skończymy rozmawiać.Helen zamknęła cicho drzwi i zaczęła łączyć rozmowę, zrobiłaby wszystko, byle tylko Chan nie wyciągał kolejnych książek.- Już łączę, doktorze Crozer.- Czy możemy przywieźć pacjenta z rozległym zawałem na oddział kardiologiczny?Wpół do dwunastej.Jack dotarł do budki telefonicznej przy centrum Water Tower.Był to masywny blok z cegły, stali i szkła, z setką butików rozlokowanych na siedmiu poziomach, wszystkie piętra połączono ruchomymi schodami i strumieniami leniwie, acz nieprzerwanie płynącej wody.Ludzie przechodzący obok Jacka objuczeni byli naręczami toreb z logo najwykwintniejszych firm.Większość śmiała się i żartowała, wskazując kolejne cele zakupowego amoku.On sam stanowił ich przeciwieństwo, bezdomny, załamany i ścigany przez ludzi, którzy - przynajmniej w jego mniemaniu - odpowiadali za śmierć Carlotty Drunker.Czas uciekał.Jeśli nie zdąży udowodnić własnej niewinności, straci na dokładkę żonę i syna.I rozum.- Przepraszam, proszę spróbować za godzinę, dowiem się, czy lekarze wyrażą zgodę.Helen siedziała za swoim biurkiem, tuż przed nią krążył po sekretariacie podenerwowany Steve Downes.- Kiedy on wreszcie skończy? - Dyrektor warknął na Helen, ledwie odłożyła słuchawkę.- Nie mam pojęcia, zaczął tę konferencję około trzydziestu minut temu.Downes prychnął ze wstrętem.- Proszę mu powiedzieć, żeby do mnie zadzwonił, kiedy będzie wolny - powiedział i wyszedł z biura.Jack przewędrował wielkie centrum handlowe od dołu do samej góry i z powrotem.A potem powtórzył tę wycieczkę jeszcze trzydzieści razy.Po pewnym czasie zaczął rozpoznawać twarze detektywów sklepowych, wpadł też na pomysł, by zabijać czas obserwowaniem szybkobieżnych wind.Spotkanie Harry’ego Chana wyznaczone na godzinę jedenastą skończyło się dopiero dziesięć po dwunastej.Kolejna przedstawicielka Zemdonu opuściła jego gabinet, tym razem niosąc dwie wypchane aktówki.Doktor pojawił się tuż za nią, rozanielony i uśmiechnięty.- Pani Bradley, może podałaby mi pani kawę.- Spojrzał nerwowo na zegarek.- Za moment spodziewam się kolejnego gościa.Helen zdecydowała się na przejęcie inicjatywy.Podobna sytuacja mogła trwać do końca dnia, a na to nie mogła pozwolić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]