[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usłyszałam dźwięk klaksonu.Wstałam z łóżka, włożyłam szlafrok i zeszłam na dół.Klakson nie umilkł.Zobaczyłam swój samochód, silnik pracował, paliły się światła.Wyszłam na zewnątrz… i zobaczyłam ją.Zemdlała i opadła na kierownicę.Wszędzie była krew.Wzięła głęboki oddech i sięgnęła do torebki.Wyciągnęła paczkę francuskich papierosów.Podałem jej ogień.–Proszę mówić.–Nie ma właściwie o czym.Posadziłam ją na drugim fotelu i zawiozłam do szpitala.– Paliła, nerwowym ruchem wkładając papierosa do ust i głęboko się zaciągając.– Po drodze próbowałam się dowiedzieć, co się stało.Widziałam, skąd płynie krew, bo jej spódnica była mokra, a bluzka nie.A ona powiedziała: „To Lee mi to zrobił".Powtórzyła to trzy razy.Nigdy tego nie zapomnę.Tego słabego piskliwego głosu…–Była przytomna? Mogła rozmawiać?–Tak.Zemdlała, kiedy dojechałyśmy do szpitala.–Skąd pani wiedziała, że to aborcja, a nie poronienie?–Powiem panu – odparła pani Randall.– Ponieważ kiedy zajrzałam do jej torebki, znalazłam książeczkę czekową.W sobotę podjęła trzysta dolarów gotówką.Stąd wiedziałam, że to aborcja.–Dowiadywała się pani, czy czek został zrealizowany?–Oczywiście, że został zrealizowany – oburzyła się.– Facet, który dostał pieniądze, siedzi teraz w areszcie.– Rozumiem.–To dobrze.A teraz muszę już iść.Wysiadła z wozu i pobiegła z powrotem do domu.–Myślałem, że jedzie pani na spotkanie – zawołałem.Zatrzymała się i odwróciła głowę.–Idź pan do diabła!Wróciłem do samochodu, zastanawiając się nad przedstawieniem, jakie przede mną odegrała.Było bardzo przekonujące.Doszukałem się tylko dwóch błędów.Po pierwsze, nieprawdopodobna ilość krwi w żółtym porsche.Zauważyłem, że na siedzeniu pasażera było jej więcej niż na siedzeniu kierowcy.Poza tym pani Randall nie zdawała sobie najwyraźniej sprawy, że Art brał za aborcję dwadzieścia pięć dolarów – tylko tyle, żeby zwróciły mu się koszty.Nigdy nie życzył sobie więcej.Uważał, że w ten sposób pozostaje uczciwy.Pod starym neonem STUDIO CURZINA wisiał szyld z żółtym napisem: FOTOGRAFIE NA WSZYSTKIE OKAZJE.ZDJĘCIA DO PASZPORTÓW i REKLAM, DLAPRZYJACIÓŁ I RODZINY.ODBITKI W GODZINĘ.Atelier mieściło się w narożnym budynku na północnym końcu ulicyWashington, z dala od krzykliwych świateł kin i supermarketów.Wszedłem do środka i ujrzałem parę drobnych staruszków stojących zakontuarem.–Tak? – zapytał mężczyzna uprzejmym, wręcz uniżonym tonem.–Mam szczególny problem… – zacząłem.–Paszport? Żaden problem.Za godzinę może mieć pan gotowe odbitki.Nawet wcześniej, jeśli się panu śpieszy.Robiliśmy to tysiące razy.–Tak – potwierdziła kobieta, kiwając energicznie głową.– Tysiące razy.–Chodzi mi o coś innego.Widzicie państwo, urządzam córce przyjęcie na szesnaste urodziny i…–Nie pracujemy w terenie – oznajmił mężczyzna.– Przykro nam.–Naprawdę nie – dodała staruszka.–Absolutnie wykluczone – podkreślił staruszek.–Kiedyś obsługiwaliśmy imprezy – wyjaśniła kobieta.– Ale byliśmy młodsi.Tyle z tym zawsze roboty.Wziąłem głęboki oddech.–Potrzebuję informacji – powiedziałem.– Córka szaleje za zespołem rockowym, który robił sobie u państwa zdjęcia.To ma być niespodzianka, więc pomyślałem…–Pana córka ma szesnaście lat? – zapytał podejrzliwie fotograf.–Tak.W przyszłym tygodniu ma urodziny.– I my fotografowaliśmy ten zespół?–Tak.– Podałem mu zdjęcie.Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę.–To nie jest zespół, tylko jeden muzyk – powiedział w końcu.–Wiem, ale należy do zespołu.–Ale jest sam.–Fotografię zrobiono w tym zakładzie, więc pomyślałem, że może… Staruszek odwrócił odbitkę.–To my zrobiliśmy to zdjęcie – oświadczył.– Proszę zobaczyć, na odwrocie jest nasza pieczątka.„Studio fotograficzne Curzina".To my
[ Pobierz całość w formacie PDF ]