[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzał w drugą stronę, by zobaczyć, co dzieje się w porcie.Pokłady jarzyły się wieloma światłami; widział grupki przeklinających, walczących ze sobą ludzi.Nawet z tej odległości mógł dostrzec twarz Yarillo, którego usta były otwarte we wrzasku, zaś jedyne zdrowe oko połyskiwało dzikim blaskiem, gdy wysoki bosman parował czyjś cios i wbijał swój kord w ciało jednego z ludzi Cesarza Vezdabolga.Potem zza jego pleców rozległ się przeraźliwy krzyk i Khev odwrócił się, by ujrzeć.to, co niemożliwe! Długi kadłub jego flagowego statku „Niszczyciel”, wyruszającego pod pełnymi żaglami na otwartą równinę.- Na dziewięć szkarłatnych piekieł Yakovaru, co się dzieje?! - ryknął Khev.Pozostawił statek niemal kompletnie opustoszały - nie licząc dosłownie minimalnej warty i dwojga bezużytecznych więźniów: starszego człowieka z zielonkawą brodą i wysokiej dziewczyny o płowych włosach - zatem, na wszystkie demony wichru potężnego Władu, jak pozbawiony załogi statek jest w stanie odpływać na równinę?!- Wracać! Wracać natychmiast! - ryczał, gwałtownie gestykulując.On i jego oddział pognali z powrotem wzdłuż nabrzeża z twardych kamieni, po to tylko, by ujrzeć jak „Niszczyciel” przesuwa się obok nich, kończąc zwrot ku równinom.W jaskrawym świetle płonącego za ich plecami okrętu Khev obejrzał dokładnie dobrze oświetlone pokłady swego uciekającego statku flagowego - zobaczył naprężające się i krzyżujące ze sobą liny boczne, gdy żagle sterujące złapały już wiatr od brzegu i przeniosły wielką galerę w główny nurt Wielkiego Prądu Borogova; zobaczył też dokładnie koło sterowe, gdzie, do przypominającego harfę jarzma, umocowane były liny kierujące statkiem.Zobaczył, jak liny sterujące unoszą się i opadają, uruchamiając bloczki linowe w takielunku, które regulowały największe żagle statku.Na pokładzie nie widział jednak ani jednego człowieka.Jego oddalający się statek kontrolowały jakieś niewidzialne ręce!Stał na końcu nabrzeża, bezsilnie obserwując, jak jego statek zmniejsza się, znikając gdzieś na zachodzie, obsadzony przez upiorną załogę, niewidzialną jak samo powietrze!Po chwili jego uwagę przyciągnął jakiś jęk.Dochodził od strony grupy ludzkich postaci, leżących kupą wśród sięgających po kolana traw.Jedna z nich stanęła niepewnie na nogach i uniosła swą zapijaczoną, oszołomioną twarz w górę, w krąg blasku ognia.Wtedy Khev rozpoznał starego Hvę, cieślę z „Niszczyciela” - jednego z ludzi, których pozostawił na straży opuszczonego statku.Za nim, chwiejąc się na nogach, stanęli inni, których twarze były mu znane: Karov, Yako i Boldogar.Obejrzał się wokół, sondując pełne napięcia, zbielałe twarze swych ludzi.Gdzie znajdował się potężny człowiek o srebrzystych włosach? Khev zaliczył milkliwego olbrzyma o ciemnej twarzy do swojej grupy desantowej, by mieć na niego oko - ale teraz nie było go wśród innych.Zniknął!Slavgar, krzycząc, schwycił go za ramię:- Widziałem to, Kapitanie! Ten wielki człowiek o srebrnych włosach - był przy mnie przez cały czas, był, naprawdę! a potem po prostu zniknął - rozpłynął się w powietrzu na moich oczach! Upiór - oto, czym on był!Khev zamierzał właśnie odbić na bok rękę Slavgara i chciał krzyknąć do niego coś na temat „nonsensu ”; jednak nie starczyło mu na to czasu, bowiem strażnicy Svaborgi właśnie dopadli grupę piratów i ich przywódca był zbyt zajęty odparowywaniem za pomocą swego kordu ciosów potężnego pałasza, by móc przekląć zabobonną gadaninę swoich ludzi, żałować tego, iż jakieś widmowe ręce skradły jego statek flagowy, a nawet opłakiwać klęskę swojego planu porwania Róży Svaborgi.Mówiąc krótko, był zbyt zajęty walką o własne życie.Pozostawmy Kheva Pirata w tej właśnie sytuaqi: uwikłanego w walkę, gdy świt rozciąga już swe panowanie nad rozległym horyzontem Gondwany, zalewając cały kontynent glorią swego blasku, oznajmiając w ten sposób nadejście nowego dnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]