[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówi³ jak do poddanych.– Za pó³ godziny – odpar³a Kerstin, wracaj¹c do szykowania posi³ku.– Dobrze, zd¹¿ymy porozmawiaæ.– Bernard kiwn¹³ na Martina, a on niechêtniewyszed³ za nim.Martinowi ten wysoki ciemnow³osy mê¿czyzna wydawa³ siê wyj¹tkowoniesympatyczny.Musia³ jednak przyznaæ, ¿e rzeczywiœcie budzi pos³uch i trudnomu odmówiæ.– O co chodzi? – spyta³ Martin, próbuj¹c odzyskaæ kontrolê nad sytuacj¹.Bernard nie odpowiedzia³.Zerkn¹³ na siedz¹cych w najdalszym k¹cie jadalniHaralda i Britten.Wielkimi krokami ruszy³ do pokoiku, w którym gospodarzemieli biuro.Martinowi przesz³o przez myœl, ¿e zasi¹dzie za biurkiem i zaczniego przes³uchiwaæ.Na szczêœcie usiad³ na krzeœle stoj¹cym przed biurkiemi spojrza³ na niego wyczekuj¹co.Martin wbrew w³asnej woli by³ zaciekawiony.Usiad³ za biurkiem i uniós³ brwi,daj¹c Bernardowi znak, ¿eby mo¿e mówiæ, o co chodzi.– Widzia³eœ, co tu siê przed chwil¹ dzia³o – stwierdzi³ sucho Bernard.– Masz na myœli… awanturê miêdzy tob¹ i Mattem? – spyta³ Martin.By³ ciekaw,dok¹d ich ta rozmowa zaprowadzi.Zaczyna³ siê ju¿ domyœlaæ.– Tak.Widzia³eœ, jak mnie zaatakowa³, w³aœciwie bez powodu.Martin zastanawia³ siê, jak by³o naprawdê z tym brakiem powodu, ale nie odezwa³siê, czekaj¹c na dalszy ci¹g.– Có¿, to nic nowego.Matte zawsze mia³ pewne… problemy… – Zrobi³ krótk¹przerwê.– Harald i Britten robili wszystko, ¿eby go utrzymaæ w ryzach, a nawetukryæ jego zachowanie.Dziadek im w tym pomaga³.Ale prawda jest taka, ¿e Mattejest niezrównowa¿ony i parê razy wyl¹dowa³ u czubków… Tak wiêc… gdybym ja mia³szukaæ mordercy w tym towarzystwie, to… – Roz³o¿y³ rêce.Martin westchn¹³.Mia³ nadziejê, ¿e Bernard podrzuci mu coœ bardziejobiecuj¹cego.Problemy psychiczne Mattego nie by³y dla niego nowin¹, a ju¿ napewno nie spodziewa³ siê, ¿eby to popchnê³o dochodzenie.– Ale nic konkretnego nie masz? – spyta³ ze znu¿eniem.– Jak to nic konkretnego! Zaatakowa³ mnie! Dusi³! Co mo¿e byæ konkretniejsze?Do cholery, to by³o usi³owanie zabójstwa!– To stwierdzenie wydaje siê mocno na wyrost.Nie ma te¿ zwi¹zku miêdzy jegozachowaniem a œmierci¹ waszego dziadka, prawda? W dodatku wszyscy mówiliœcie,¿e Matte by³ z nim najbardziej z¿yty.Jaki mia³by mieæ motyw, ¿eby gozamordowaæ?Zagrzmia³o, obaj prawie podskoczyli.Bernard prychn¹³.– Jaki motyw? Kto mo¿e wiedzieæ, jak dzia³a chory umys³? Fakt, ¿e byli dosiebie przywi¹zani, jeszcze bardziej uprawdopodobnia tê wersjê, nie?– Co chcesz przez to powiedzieæ? – spyta³ Martin bez entuzjazmu.– ¯e mi³oœæ ³atwo mo¿e przejœæ w nienawiœæ.Cz³owiek niezrównowa¿ony, jakMatte, w ³atwoœci¹ sobiewmawia ró¿ne rzeczy.Kto wie, co sobie wymyœli³ natemat dziadka.– Hm… wydaje mi siê to trochê mêtne – powiedzia³ Martin, krêc¹c g³ow¹.–Zakonotowa³em sobie, co powiedzia³eœ, ale ¿eby umieœciæ Mattego na czele listypodejrzanych, musia³bym mieæ dowody.– Musisz wiedzieæ, ¿e tak czy inaczej zamierzam z³o¿yæ na niego doniesienie.Jak tylko siê wydostaniemy z tej cholernej wyspy.Nie bêdzie na mnie bezkarnienapada³.– Bernard pochyli³ siê w przód.Wpatrywa³ siê w Martina.– Masz do tego pe³ne prawo – odpar³ Martin, wstaj¹c na znak, ¿e to koniecrozmowy.Zagrzmia³o kolejny raz, tym razem znacznie bli¿ej.Podczas lunchu przy stole panowa³a cisza.Lisette zesz³a na dó³ z ponur¹ min¹,Matte nie przyszed³.Potrawy przygotowane przez Kerstin i Börjego by³y naprawdêsmaczne, ale jakoœ nikt nie potrafi³ siê nimi delektowaæ.Martin by³ ciekaw, co Harald i Britten powiedzieliby na to, ¿e Bernard uwa¿a zamordercê ich syna.Nie mia³ jednak zamiaru informowaæ ich o tym.Zerkn¹³ nasiedz¹c¹ obok Lisette.Uparcie patrzy³a w talerz.Od chwili kiedy zesz³a na dó³nie odezwa³a siê do niego ani s³owem.Martin po raz kolejny zda³ sobie sprawê,¿e minêli punkt, gdy mo¿na by³o jeszcze coœ naprawiæ.Zreszt¹ i tak nie mia³ nato ochoty.Niech tylko st¹d wyjad¹, a z prawdziw¹ przyjemnoœci¹ wiêcej siêz ni¹ nie spotka.Do tego czasu ich wzajemne stosunki bêd¹ oczywiœcie conajmniej ch³odne.– Czy ktoœ z pañstwa rozmawia³ z Mattem? – spyta³ cicho, zwracaj¹c siê doHaralda i Britten.Siedzieli naprzeciwko niego.Pokrêcili g³owami.– Nie – odpar³a Britten, zerkaj¹c na mê¿a.– Zostawiliœmy go w spokoju.Zazwyczaj siê uspokaja, gdy siê go zostawi samego.– Mo¿e by do niego zajrzeæ? – powiedzia³ Harald st³umionym g³osem.– Nie, dajmy mu spokój – odpowiedzia³a Britten, choæ bez przekonania.Harald nie nalega³ i wszyscy jedli dalej.Panowa³a przyt³aczaj¹ca cisza.Przerywa³ j¹ tylko brzêk sztuæców.Martin ju¿ zaczyna³ panikowaæ.O niczym tak nie marzy³, jak o tym, ¿eby siêwydostaæ z tego domu i z wyspy.Przede wszystkim zaœ pragn¹³, ¿eby mu pomóg³ktoœ bardziej doœwiadczony, ¿eby ktoœ pchn¹³ sprawê do przodu, dostrzeg³œcie¿ki, które jemu umknê³y.Nadal nie mia³ pojêcia, kto móg³ zamordowaæstarego i nie by³ ani trochê m¹drzejszy ni¿ dobê wczeœniej.Zacz¹³ powa¿niew¹tpiæ w swoje mo¿liwoœci.– Chyba siê zdrzemnê – powiedzia³ Harald, klepi¹c siê po wielkim brzuchu.– To chyba dobry pomys³ – powiedzia³ Martin, t³umi¹c ziewniêcie.Czu³ siêbardzo zmêczony.Chyba przez tê ciê¿k¹ atmosferê po³¹czon¹ z obfitoœci¹jedzenia i napojów.A przecie¿ przespa³ godzinkê.– Idê na górê, po³o¿ê siê – powiedzia³ do Lisette.Tylko coœ mruknê³a niespojrzawszy na niego.Chwilê póŸniej, le¿¹c w ³Ã³¿ku, s³ysza³, jak zamykaj¹ siê drzwi kolejnych pokoi.Wiêkszoœæ rodziny posz³a za jego przyk³adem.Ostatnim odg³osem, któryzarejestrowa³, by³ kolejny grzmot za oknem.Britten obudzi³a siê z wra¿eniem, ¿e dzieje siê coœ niedobrego.Próbowa³a siêz tego otrz¹sn¹æ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •