[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ma długą szyjkę, mniej więcej taką jak ta, co ją sobie często pakujesz do…— Wiesz co, Salvo? Kiedy przychodzi ci ochota popisać się byle idiotyzmem, wspaniale sobie z tym radzisz.Daj pomyśleć.Nie, tam nie było żadnej butelki.— Jesteś pewien?— Jestem pewien.— Ściskam cię.Było za późno, żeby zatelefonować do Jacomuzziego z sądówki.Odjechał wobec tego do Marinelli.* * *Ale następnego dnia z rana to, co usłyszał od Jacomuzziego, potwierdziło jego domysły.Jacomuzzi był przekonany, że uderzenie auta było wyjątkowo silne i Cascio bez wątpienia został rzucony na maskę samochodu, pewnie też rozbił głową przednią szybę.Jeśli Montalbano chce wiedzieć jeszcze coś więcej, to samochód, który przejechał Cascia, był koloru ciemnogranatowego.Wezwał do siebie Mimě Augella.— Trzeba, żebyś sprawdził warsztaty samochodowe w Vigŕcie i wypytał, czy ktoś nie przywiózł do naprawy ciemnogranatowego auta.— Nie wiedziałem, że tamto auto było ciemnogranatowe.Ale warsztaty już sprawdziłem, i to osobiście.Nic z tego.Przyznasz, Salvo, że nie musiał to być ktoś z Vigŕty, auto może tylko przez Vigŕtę przejeżdżało.— Mimě, przejąłeś się, jak widzę, tą historią, wytłumacz mi, dlaczego?— Dlatego, że brzydzę się takimi, co po wypadku pędzą dalej jak gdyby nigdy nic.Ale i ty się przejąłeś, dlaczego?— Ja? Dlatego, że nie wierzę, żeby to był wypadek, myślę, że to było morderstwo.* * *Morderstwo doskonale przygotowane.Zabójca jechał samochodem za Casciem, kiedy ten wyszedł z domu i szedł do swego przyjaciela Monaca.Nie przejeżdża go, bo wszędzie kręcą się ludzie.Czeka cierpliwie, żeby Cascio wyszedł na powrót z bramy: jest już po pierwszej, na ulicy nie ma żywej duszy.Podjeżdża do Cascia i zmusza do wejścia do auta, pewnie grożąc mu bronią.W aucie zmusza go do picia.Cascio wbrew woli pije dużo i zaczyna czuć się źle.Zabójca wysadza go i zostawia na ulicy.Cascio, zataczając się i wymiotując, idzie przed siebie i stara się jakoś dojść do domu.Nie dojdzie.Samochód najeżdża na niego z tyłu, uderza go mocno, jak pocisk z armaty, i na miejscu zabija.Wygląda to naturalnie na wypadek, zwłaszcza że ofiara była całkiem pijana.Dlatego zresztą Cascio, który o pierwszej w nocy pożegnał się z przyjacielem, nie pokonał do drugiej tego odcinka drogi, na którego przejście wystarcza kwadrans.Słowem, najpierw był śledzony, a potem być może porwany.* * *— Twoje domysły nawet mnie przekonują — powiedział Mimě Augello.— Nie wiem tylko, dlaczego tamten nie zastrzelił Cascia od razu, pod bramą Monaca.Po co wymyślił całe to przedstawienie? Musiał mieć przecież broń, jeżeli zmusił Cascia do wejścia do samochodu.— Gdyby się zdecydował na zwykle zabójstwo, to może ktoś, powtarzam: być może ktoś, kto znał całe życie Cascia, mógłby wpaść na nazwisko zabójcy.Musimy tu także wykluczyć inną hipotezę.— Jaką?— Taką, że dwóch czy trzech wyrostków zamroczonych narkotykami przejechało go po prostu dla rozrywki.Ten sport jeszcze u nas nie ma wzięcia.— Zrozumiałem, o co ci chodzi.Spróbuję się dowiedzieć, co się przydarzyło w życiu Cascia w ostatnich latach.— Bierz pod uwagę, Mimě, że musisz szukać czegoś, co przydarzyło mu się dawniej, co najmniej trzy lata temu.— Dlaczego?— Dlatego, że od trzech lat, od operacji, nie mógł już pić, choćby bardzo chciał.Zaraz chorował.— A jednak zabójca tyle w niego wlał.Co ty na to?— Zabójca nic nie wiedział o operacji i jej następstwach.Znał go sprzed trzech lat, kiedy Cascio lubił jeszcze zaprawiać się whisky.To do ciebie dotarło?— Dotarło, dotarło, komisarzu.— A wiesz, dlaczego morderca nic o tym nie wiedział? Dlatego, że od co najmniej trzech lat nie było go tutaj, w Vigŕcie.Nie zdążył poznać lokalnych nowinek.Chciał uzasadnić wypadek wypitą whisky.A my gotowi byliśmy dać się na to nabrać.Ale po tym, co usłyszałem od Monaca, właśnie whisky naprowadza na trop, że nie chodzi tu bynajmniej o nieszczęśliwy wypadek.* * *Montalbano nie chciał, żeby siadanie w gospodzie przy jednym stole z Cicciem Mňnaco weszło w zwyczaj.Dlatego zatelefonował do niego i wezwał go do komisariatu.Postanowił grać w otwarte karty i powiedział mu bez ogródek, czego się domyśla.Skończyło się na tym, że Mňnaco, który miał ponad siedemdziesiąt lat, poczuł się źle i poprosił o kieliszek koniaku.Bo on nie miał takich kłopotów z piciem jak jego zmarły przyjaciel.A potem ujawniło się coś ważniejszego.— O tym, że Girolamo był pijany, nie wiedziałem — zaczął były sekretarz magistracki.— Gdybym sam wpadł na to, że może tu wchodzić w grę nie wypadek, tylko zabójstwo, to już wczoraj powiedziałbym panu o tym, o czym powiem teraz.Kiedy objął pan służbę w Vigŕcie?— Pięć lat temu.— Czyli tamta sprawa wydarzyła się na rok przed pana przyjazdem.Girolamo pracował w zarządzie miasta, był technikiem budowlanym.Miał posadę w wydziale, którym kierował inżynier Riolo.Domyślił się jakichś kombinacji ze zlecaniem budów, zrobił kopie dokumentów świadczących o tym i zaniósł je doktorowi Tumminello z prokuratury w Montelusie.Nie radził się w tej sprawie nikogo, nic nie powiedział nawet mnie, chociaż byłem jego jedynym przyjacielem.Nawet poczułem się dotknięty, bo uznałem, że nie ma do mnie zaufania, i na jakiś czas stosunki między nami dość się oziębiły.Pamiętam, że pewnego razu…— A jak postąpił prokurator Tumminello? — przerwał mu niezbyt grzecznie komisarz.— Aresztował inżyniera Riolo, przedsiębiorcę budowlanego Alagnę i kolegę Girolama, Pina Intorre, który był prawą ręką inżyniera Riolo.To wszystko.Jedynie te trzy osoby na całym świecie mogły mieć z Girolamem porachunki.— Wszyscy trzej mieszkali w Vigŕcie?— Nie, panie komisarzu.Inżynier był z Montelusy, Alagna z Feli.Tylko Intorre mieszkał w Vigŕcie.— Dostali wyroki?— Naturalnie.Ale nie umiem panu powiedzieć, jak wysokie.* * *Z informacji, jakie udało się zebrać Mimě Augellowi, wynikało, że inżynier Riolo i konstruktor Alagna jeszcze siedzą w więzieniu San Vitto w Montelusie, natomiast Pino Intorre został niedawno zwolniony, ściślej mówiąc, cztery dni przed śmiercią Cascia.„Postarajcie się, żeby zrobił jakiś fałszywy krok” — zarządził Montalbano, wezwawszy do siebie Augella i Fazia.I przestał się interesować tym dochodzeniem; uznał, że już zostało rozwiązane, i to nawet wyjątkowo łatwo.Ale w parę godzin później zainteresował się nim na nowo.— Matko Boża Przenajświętsza, mało brakowało, a poślizgnęlibyśmy się na własnym gównie — powiedział Fazio, wchodząc do gabinetu komisarza.— Co masz na myśli?— Mam na myśli to, że Pino Intorre nie ma samochodu.Żona się go pozbyła, kiedy mąż siedział w więzieniu.Mało tego: Intorre ma kataraktę, jest prawie ślepy.Prowadziłby w nocy auto, jak pan myśli? Przecież by się wpakował na pierwsza mijaną latarnię i wcześniej zabiłby siebie niż Cascia.— Ma dzieci?— Wiem, co panu chodzi po głowie, panie komisarzu.Nie, nie ma synów, nie mogli go zastąpić.Ma tylko dwie zamężne córki, jedną w Rzymie, drugą w Viterbo.Nagle doszły do nich podniesione głosy.— Idź, zobacz, co się dzieje.Fazio wyszedł i zaraz wrócił.— Nic takiego, panie komisarzu.Jakiś typ na molo rozłożył się z grą w trzy karty, a kiedy zobaczył Galla, zaczął uciekać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •