[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ma pani gdzie mieszkaæ?– Wynajêliœmy z Larsem, moim mê¿em, dom na wprost koœcio³a.Wprowadziliœmy siêtydzieñ temu.Jest umeblowany, ale chcielibyœmy go urz¹dziæ po swojemu, ¿ebyby³o przytulnie.– A m¹¿? Czym siê zajmuje? Te¿ znalaz³ tu pracê?– Jeszcze nie – Hanna odwróci³a wzrok, niespokojnie przebieraj¹c z³o¿onymi nakolanach rêkami.Mellberg prychn¹³ w myœlach.Takie buty.Fajny m¹¿.Bezrobotny palant, pozwalasiê utrzymywaæ ¿onie.– Lars jest psychologiem – powiedzia³a Hanna, jakby odgaduj¹c jego myœli.–Szuka pracy, ale okazuje siê, ¿e na tutejszym rynku nie ma zbyt wielkiegozapotrzebowania na psychologów.Na razie, dopóki czegoœ nie znajdzie, piszepracê naukow¹.Kilka godzin tygodniowo ma te¿ byæ do dyspozycji uczestnikówprogramu „Fucking Tanum”.– Ach tak? – powiedzia³ Mellberg tonem wskazuj¹cym na to, ¿e zajêcie jej mê¿aju¿ go nie interesuje.– A wiêc, jeszcze raz, serdecznie witamy.– Wsta³ na znak, ¿e wymianauprzejmoœci skoñczona, mo¿e ju¿ iœæ.– Dziêkujê – odpowiedzia³a.– Proszê zamkn¹æ za sob¹ drzwi – powiedzia³ Mellberg.Przez chwilê wydawa³o musiê, ¿e uœmiechnê³a siê z rozbawieniem.E, nie, na pewno mu siê zdawa³o.Wyra¿a³a siê z takim szacunkiem i o nim, i jego pracy.Jakoœ tak ³adnie towyrazi³a.A on zna siê na ludziach i potrafi oceniæ, czy s¹ szczerzy, czy nie.Hanna jest zdecydowanie szczera.– Jak posz³o? – chwilê póŸniej szeptem spyta³a Annika, wchodz¹c do pokojuHanny.– I owszem – odpar³a Hanna, uœmiechaj¹c siê z rozbawieniem, czyli robi¹c to,czego wola³ nie widzieæ Mellberg.– Ale ma… charakterek – doda³a, potrz¹saj¹cg³ow¹.– Charakterek.Mo¿na i tak to nazwaæ – powiedzia³a ze œmiechem Annika.– Chybasobie z nim poradzisz.Tylko nie daj sob¹ pomiataæ, bo zginiesz.– Mia³am ju¿ w ¿yciu do czynienia z niejednym Mellbergiem.Wiem, jak postêpowaæz takimi typami – odrzek³a tonem niepozostawiaj¹cym w¹tpliwoœci.– Trochêpochlebstw, udajemy, ¿e postêpujemy dok³adnie tak, jak p owiedzia³, a p otemdzia³amy zgodnie z w³asnym przekonaniem.Jeœli osi¹gniemy po¿¹dany skutek,bêdzie udawa³, ¿e od pocz¹tku by³ to jego pomys³.Mam racjê?– Trafi³aœ w sedno.W³aœnie tak wygl¹da praca pod kierownictwem BertilaMellberga – zaœmia³a siê Annika i wróci³a do swojego biurka w recepcji.Niemusi siê martwiæ o tê dziewczynê.Twardzielka, nie da sobie w kaszê dmuchaæ.W dodatku sprytna.Przyjemnie bêdzie patrzeæ, jak radzi sobie z Mellbergiem.Dan sprz¹ta³ po dziewczynkach.By³ przygnêbiony.Jak zwykle ich pokojewygl¹da³y, jakby przeszed³ przez nie huragan.Wiedzia³, ¿e powinien pilnowaæ,aby same po sobie sprz¹ta³y, ale czas, który z nimi spêdza³, by³ tak cenny.Przyje¿d¿a³y co drugi weekend.Stara³ siê wykorzystywaæ ich pobyt co do minuty,nie marnowaæ go na zrzêdzenie i awantury.Zdawa³ sobie sprawê, ¿e to b³¹d.Powinien podejœæ do obowi¹zków wychowawczych odpowiedzialnie i nie zrzucaæ ichna Pernillê, ale weekendy by³y takie krótkie, a lata mija³y w zatrwa¿aj¹cymtempie.Belinda skoñczy³a ju¿ szesnaœcie lat, by³a prawie doros³a.DziesiêcioletniaMalin i siedmioletnia Lisen ros³y tak szybko, ¿e chwilami za tym nie nad¹¿a³.Od rozwodu minê³y trzy lata, ale poczucie winy nadal le¿a³o mu kamieniem napiersi.Gdyby nie jego fatalny b³¹d, dom, w którym teraz sprz¹ta po dzieciach,nie musia³by byæ tak pusty.Mo¿e b³êdem by³o równie¿ zachowanie domuw Falkeliden.Pernilla przeprowadzi³a siê z córkami do Munkedal, ¿eby mieszkaæblisko swojej rodziny.Dan nie chcia³, ¿eby dziewczynki odczu³y, ¿e straci³yrodzinny dom.Dlatego tyra³ i oszczêdza³, ¿eby córki mia³y do czego wracaæ, gdyprzyje¿d¿a³y do niego co drugi weekend.W koñcu zrozumia³, ¿e d³u¿ej nie darady.Koszty utrzymania domu zaczê³y go przerastaæ.Najdalej za pó³ roku trzebabêdzie podj¹æ decyzjê.Ciê¿ko usiad³ na ³Ã³¿ku Malin i opar³ g³owê na d³oniach.Rozmyœlania przerwa³ mu dzwonek telefonu.Siêgn¹³ po le¿¹c¹ na ³Ã³¿ku s³uchawkê.– S³ucham……A, czeœæ Erika……No tak, ciê¿ko mi trochê.Dziewczynki wyjecha³y wczoraj wieczorem……Tak, wiem, ¿e za tydzieñ znów przyjad¹, ale wydaje mi siê, ¿e to tak d³ugo…A u ciebie? Co ciê gnêbi?S³ucha³ uwa¿nie. Zmarszczka na jego czole siê pog³êbia³a.– A¿ tak Ÿle? Mogê ci jakoœ pomóc?S³ucha³ jeszcze chwilê, a potem powiedzia³ z wahaniem:– Mo¿e i móg³bym.Oczywiœcie.Jeœli s¹dzisz, ¿e to coœ pomo¿e.…Okej, ju¿ jadê.Roz³¹czy³ siê i siedzia³ jeszcze chwilê, myœl¹c o tym, co us³ysza³.Nie mia³pewnoœci, czy bêdzie umia³, ale skoro Erika prosi o pomoc, to nie ma siê nadczym zastanawiaæ.Kiedyœ, dawno temu, byli par¹, a od wielu lat bliskimiprzyjació³mi [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •