[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale do rzeczy.Marania zaczęła dźwigać się z ruin jeszcze w ostatnim okresie wojny, która odeszła już daleko.Ponieśliśmy ją wszak w kraje wroga.Naresz był spustoszony, ale tętnił życiem.Do okolicznych gospodarstw powracali ludzie.Wszystkim zdawało się, że można już zacząć nowe życie.Tymczasem stolica była zagrożona.Wróg postanowił ostatkiem sił spróbować zmiażdżyć moją potęgę w samym sercu królestwa, śmiałym wypadem wdarł się do kraju, podszedł pod potężne mury.Wówczas, na wieść o zagrożeniu, wielu możnych panów wysłało rodziny do zachodnich dzielnic, w tym także pod opiekę maranijskiego namiestnika.Jego pałac był zrujnowany, w zgliszczach domów niewiele miejsca, zatem większość uchodźców przyjęli pod dach uczynni ludzie z bliższych i dalszych wsi.Było tam bezpiecznie.bezpieczniej niż gdzie indziej.Do czasu.Pewnego dnia pojawiła się wielka banda zbrojnych.Miasta nie ogarnęli, zresztą nawet chyba tego nie zamierzali uczynić.Część ludzi z okolicy zdołała ujść w czas ostrzeżona, wszakże nie wszędzie wieść dotarła.W jednej osadzie, odległej o dzień drogi od Nareszu, mordercy urządzili prawdziwą rzeź.Wymordowali wszystkich bez wyjątku.Czynili, co tylko podpowiadała im rozszalała wyobraźnia.Wiesz, jak to jest, kiedy wojsko dopadnie amok?– Wiem, królu – odparł cicho Narisaj.– Wiem bardzo dobrze.– W jednym z gospodarstw – ciągnął Conan – zamordowali wszystkie kobiety, uprzednio je splugawiwszy na wszelkie sposoby na oczach bezradnego mężczyzny.Tego wbili wpierw na pal, a potem, pod skrwawionym słupem, brali po kolei nieszczęsne niewiasty, nie wyłączając nawet małych dziewczynek.Nieszczęśników było siedmioro.To wiem z całą pewnością, bo ci, którzy zdołali stamtąd ujść, opowiedzieli wszystko moim ludziom.Po dokonaniu tej straszliwej zbrodni żołdacy wrzucili ofiary do studni.Kiedy przybyli tam nasi żołnierze, zgliszcza chałupy dawno wygasły, a popioły wypłukały deszcze.Tyle że ziemia stoi od tamtej pory ugorem, a sioło opustoszało doszczętnie, bowiem ze studni o każdej pełni miesiąca zaczęły wyłazić upiory pomordowanych.Pierwej pustoszyły najbliższą okolicę, potem zaczęły się zapuszczać dalej.Belijah, grododzierżca Nareszu i zarazem maranijski namiestnik, z początku zlekceważył skargi rolników.Nie miał ochoty wdawać się w awanturę z poczwarami nie z tego świata, jeśli nie zagrażały miastu.Lecz pewnego dnia zaginęła córka jednego z bogatych kupców, następnie syn setnika jazdy.Wtedy po raz pierwszy miejscy pachołkowie urządzili obławę na upiory.Wiesz, jak się skończyła?– Słyszałem.Z czterdziestu ludzi przeżyło ośmiu.– Zgadza się.Z tych ośmiu połowa popadła w szaleństwo, dwóch odebrało sobie życie, a dwaj pozostali porzucili służbę i uciekli nie wiadomo dokąd.Wtedy Belijah wpadł na koncept, by wyznaczyć nagrodę za głowy upiorów.Niegłupi pomysł, muszę przyznać.Potwory zwykły bowiem kontentować się zazwyczaj jedną ofiarą.Więcej ludzi zabijały tylko wtedy, gdy znalazły ich w kupie albo były zmuszone podjąć walkę.Dzięki pomysłowi namiestnika co miesiąc przybywa do Nareszu ktoś, kogo kusi sowita nagroda.Dzięki temu Belijah zapewnił okolicy względny spokój, jako że upiory nie lubią odchodzić od studni.Zaś od kilku miesięcy towarzyszy im zbrojny poczet.Belijah słał do mnie listy z prośbą o pomoc, ale kazałem go zbyć.Uradziliśmy z Warlą, że jeśli grododzierżca poradzi sobie sam, mianuję go rządcą całej prowincji.A jeśli mu się nie uda, pozostanie ze swoim kłopotem.Sam.Państwo od tego nie upadnie.– A ty, panie, sam nie zaciekawiłeś się tą sprawą? Nie chciałeś jej rozwikłać?– Nie, przyjacielu.Miałem ważniejsze rzeczy na głowie.– Dzban wina i ponure rozmyślania?– Zgadłeś – odparł krótko Conan.– I jak, zgadza się moja opowieść z twoją wiedzą?– Zgadza, królu.Oprócz jednego.Wrzuceni do studni ludzie nie byli w całości chłopską rodziną.Ze wsi pochodziło tylko małżeństwo, które dało schronienie podróżnym, zmierzającym do miasta albo odprawionym z Nareszu.– A czy to ma jakieś znaczenie?– Wszystko może mieć znaczenie.– Lepiej powiedz, gdzie mam szukać kości moich bliskich.– Zgodnie z naszym małym układem, wasza wysokość, dowiesz się o wszystkim dopiero wtedy, kiedy uczynimy, co do nas należy, w sprawie studni.– Przestań już mnie tytułować jego wysokością – mruknął Conan.– Nie siedzimy w pałacu.Jesteśmy na szlaku, więc mów mi po imieniu.– To dla mnie ogromny zaszczyt.– Nie przesadzaj.* * *Narisaj z wysokości siodła patrzył na leżące przy drodze zwłoki.– Spójrz – powiedział Conan, pochylony nad najbliższym ciałem – wojna ucichła już dawno, ale wciąż zbiera krwawe żniwo.Ludzie przywykli do okrucieństwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •