[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Znaczy, to niemo¿liwe - pos³yszeliœmy w odpowie­dzi.- Znaczy, wiem, z jak¹szybkoœci¹ robi¹ panowie obserwacje, i jeœli ktoœ robi³by to szybciej, tomusia³by byæ cz³owiekiem z jeszcze wiêksz¹ praktyk¹ ni¿ panowie.Oficerowie ci,bez ¿adnej ujmy dla nich, nie mog¹ mieæ za sob¹ takiej praktyki.- Jednak obliczaj¹ szybciej, panie kapitanie! A prze­cie¿, podobnie jak i my,bior¹ po cztejry wysokoœci.Robi­my, co mo¿emy, ale nie jesteœmy w stanie ichprzeœcign¹æ.Kapitan nic wiêcej nie powiedzia³ na ten temat.Nato­miast pos³yszeliœmy innezdanie:- Znaczy, niech panowie zabezpiecz¹ wszystko dobrze, poniewa¿ w drodze spotkamysiê z id¹cym z po³ud­nia sztormem.Pobici przez rycerzy na polu astronomiczno-nawigacyj-nym postanowiliœmyzab³ysn¹æ przed nimi wszechstronn¹ znajomoœci¹ literatury na temat orkanówzwanych te¿ huraganami.Wiedzieliœmy, ¿e nadchodz¹cy sztorm to dzieckohuraganu, którego ojcem jest bóg Indian z Gwa­temali, groŸny Hunrakan.Pokrewnehuraganom tajfuny to dzieci chiñskiej bogini Keu-Woo, podleg³ej wielkiejbo­gini Tyfoon czczonej w chiñskiej prowincji Hainan.Wreszcie, ¿e s³owo cyklonpochodzi od greckiego s³owa kyklon [45 Kyklon (gr.) - obracaæ siê w ko³o.] is³u¿y dzisiaj do okreœlenia sztormu o niskim w œrodku swego uk³adu ciœnieniu,maj¹cego tendencjê do posuwania siê w oznaczonym kierunku.Sztorm, jakispo­tykamy na swej drodze, bêdzie na pewno huraganem, który straci³ swecharakterystyczne cechy cyklonu.Gdy obaj rycerze zjawili siê na mostku, gotowi byliœmy stawiæ im czo³o iszykowaliœmy siê do rozpoczêcia rozmo­wy o nadchodz¹cym sztormie.Na razie,korzystaj¹c z do­brego horyzontu, rzuciliœmy siê do beznadziejnej dla nas walki- obliczania pozycji obserwowanej.W momencie, gdy uporaliœmy siê ju¿ z pierwsz¹ seri¹ wysokoœci, jeden z rycerzynajniespodziewaniej spyta³:- Kiedy panowie robi¹ te obliczenia?Wyda³o mi siê, ¿e nie zrozumia³em pytania, wiêc po­wtórzy³em je g³oœno:- Kiedy robimy obliczenia?- Tak, kiedy je panowie robi¹? Takie iloœci obliczeñ.Przekonany by³em, ¿e rycerze chc¹ z nas dworowaæ, wola³em wiêc przyznaæ zeskruch¹:- Jak pan widzi, skoñczyliœmy dopiero przed chwil¹.- To niemo¿liwe! - zawo³a³ rycerz.- My siedzimy ca³e wieczory do póŸnej nocy wkabinie i nie zawsze wszystkie obliczenia, wychodz¹ nam dok³adnie.Teraz dopiero poj¹³em, ¿e to co uwa¿aliœmy za zakoñ­czenie przez nich pracy,by³o zaledwie pocz¹tkiem i braniem z mapy pozycji zliczonej jako podstawy doprzysz­³ych obliezeñ, nad którymi pracowali wieczorami w kabi­nie.Tematu z orkanografii ju¿ nie poruszaliœmy.* * *Wobec nadchodz¹cego sztormu ka¿dy nawigator na mostku wraca myœlami do egzaminudyplomowego z dzia³u SZTORMOWANIE, który w istocie swej jest teo­retyczny isuchy, sk³adaj¹cy siê jedynie z formu³ oraz wy­tycznych.Wiedza w tym dzialezawarta nie stanowi ca­³okszta³tu, gdy¿ nie istnieje mo¿liwoœæ objêciawszystkich okolicznoœci, z jakimi mo¿e w przysz³oœci spotkaæ siê ab­solwent ijakie wymagaæ od niego bêd¹ wykorzystania opanowanej dziedziny.Zdany z tegoprzedmiotu egzamin chyba najbardziej uzasadnia nadawany w niektórych pañ­stwachwraz z dyplomem tytu³ szturmana, którego wi­docznym znakiem s¹ naszyte narêkawach kotwiczki, jak gdyby symbol œredniowiecznego obrzêdu pasowania narycerza.Z biegiem lat przybywaj¹ pod z³otymi kotwiczka­mi z³ote pasyrycerskie, k³adzione na czarnym tle.Szykujemy siê do spotkania nadchodz¹cego sztormu.Znamy taktykê przeciwnika,nie znana nam jest nato­miast dok³adnie si³a, z jak¹ na nas uderzy.Nie znanajest nam te¿ na razie odpornoœæ naszej „fortecy”.Wiemy, ¿e zobaczymy z mostku przeciwnika w postaci d³ugiej, oceanicznej,uskrzydlonej bia³¹ pian¹ fali, która przypominaæ bêdzie pêdz¹c¹ do ataku nabia³ych koniach husarie, opancerzon¹ w zbrojê twardsz¹ od stali.Staro¿ytni ¿eglarze widzieli w grzywaczu fali skrzydla­tego rumaka Neptuna.Ruch wierzcho³ka fali ma kieru­nek poziomy i od stuleci wykorzystywany jestprzez wspania³ych p³ywaków Wysp Hawajskich, którzy siod³a­j¹c desk¹ boskiegorumaka potrafi¹' przelecieæ olbrzymi¹ przestrzeñ, trzymaj¹c siê mocno jegobia³ych skrzyde³.Pêdz¹ca „husaria” z furi¹ uderzy w ka¿d¹ przeszkodê, jeœli uda siê jej dostaæna statek.Kwadratowa mila tego „rycerstwa” o gruboœci jednej tylko stopy wa¿ymilion ton, a szybkoœæ pêdu wynosi dwadzieœcia trzy wêz³y dla fali o d³ugoœcistu metrów.Statek broni¹cy siê przed „uskrzydlonym rycerstwem” musi pamiêtaæ, ¿e nie mniejstraszny jest atak „szarych szeregów” tej samej fali, ukrytych w dolinie ipêdz¹cych z t¹ sam¹ szybkoœci¹ w kierunku biegunowo przeciwnym.Jeœli siêzdarzy, ¿e dziób statku zmagaæ siê bêdzie z nacie­raj¹c¹ „husari¹”, a ster iœruba znajd¹ siê wœród pêdz¹­cych w odwrotnym kierunku „szeregów”, to ster -poz­bawiony oporu wody poruszaj¹cej siê teraz w tym samym kierunku co statek -stanie siê bezu¿ytecznym narzê­dziem w rêkach najbardziej nawet doœwiadczonegosterni­ka.Z przera¿eniem czekaj¹c na moment utraty przez sta­tek sterownoœci,sternik stara siê ustawiæ uprzednio statek w takiej pozycji, by nie podaæ jegoboku furii uderzenia fali.Ustawienie siê statku w poprzek nacieraj¹cejkolu­mny fal mo¿e zakoñczyæ walkê, po jakiej nie zostanie na­wet œwiadekklêski.Jedyn¹ w takich wypadkach obronê stanowi wyostrzona do najwy¿szychgranic czujnoœæ, któ­ra ma za zadanie nie dopuœciæ do wtargniêcia na pok³addruzgoc¹cej fali i jednoczeœnie mieæ ju¿ statek odpowied­nio ustawiony wkrytycznej chwili jego niesterownoœci.Œruba okrêtow¹, pozbawiona z tego samego powodu oporu wody - jeœli nie maautomatycznego hamulca - zacznie siê obracaæ z szalon¹ szybkoœci¹ i mo¿e siêur­waæ.Tak¿e d³ugi wa³ œrubowy mo¿e ulec pêkniêciu, wy­skoczyæ z ³o¿yska iprzebiæ burtê.Mechanikom, czuwaj¹­cym w maszynie, wydaje siê w takichchwilach, ¿e œruba wysz³a z wody, podczas gdy statek jest w³aœnie g³êbokozanurzony ruf¹.W ten sposób zginê³o w sztormach wiele statków.Szykujemy siê do pierwszej w ¿yciu naszego transatlan­tyku walki.BosmanFranciszek Borrasz wraz z maryna­rzami zak³ada olbrzymie stalowe pokrywy naokna we­randy wychodz¹ce na dziób statku.Sprz¹tniête zostaj¹ wentylatory orazwszystko to, co mo¿e byæ zerwane przez falê.Patrzê z mostku na przygotowania do spotkania sztor­mu, czynione pod kierunkiemBorrasza.Przypomina mi siê ostatnia jego przygoda, która nasuwa porównaniesta­rego marynarza z albatrosem - obaj na l¹dzie s¹ bezrad­ni.Borrasz oddziecka przyzwyczajony do desek pok³adu, gdy o dwa tygodnie wczeœniej od ca³ejnaszej grupy wyru­szy³ z Konstancy na nowo buduj¹cy siê statek do Mon­falcone -zgin¹³ w drodze miêdzy Rumuni¹ a W³ochami.Na depeszê z Monfalcone: „ Co siêsta³o z Borraszem?” nikt z nas nie umia³ odpowiedzieæ.Stary bosman zagin¹³ wEuropie wœród narodów nie posiadaj¹cych dostêpu do morza.Sprawa siê wyjaœni³adopiero po nadejœciu do Konstancy listu adresowanego do Jana Dominika,sterni­ka manewrowego.Borrasz pisa³: „Janku, jak bêdziesz je­cha³ doMonfalcone, to nie jedŸ sam.Ja zajecha³em a¿ do Wiednia.£adne miasto, aleby³em tam zupe³nie niepo­trzebnie i drogo za to musia³em zap³aciæ.” List tenwpra­wi³ naszego sternika manewrowego w panikê na sam¹ myœl o podró¿y l¹dem.Odchwili rozpoczêcia podró¿y z Konstancy przedsiêwzi¹³ on wszystkie mo¿liweœrodki o-stro¿noœci, by siê ustrzec przed zobaczeniem Wiednia.Teraz Borrasz pieczo³owicie sprawdza ka¿de umocnie­nie i ka¿d¹ nakrêtkê przyzas³onach.Cieœla wraz z lajtkami [46 Lajtek - m³odszy marynarz (zniemieckiego) [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •