[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bezprym ze złością pomyślał, że siedziba Bolkowej matkimusi być znana wszystkim na Ostrowiu, a nikt mu o tymnie doniósł, choć jasne było, że mogła się przydać w odszu-kaniu Bolka.Nie zdołałby się ukrywać tak długo, gdyby munie sprzyjali, a przynajmniej nie czekali, jak się sprawyobrócą.Bez ludzkiej pomocy Bolko nie przebiedowałby zi-my, a że zawsze znaleźć ją mógł u matki, nie było wątpli-wości.Już ta wiadomość była cenna, ale zapytał:— Gdzie go widziałeś pośledni raz?Sokolnik podrapał się po kudłatym łbie:— Prawdę rzec, nie widziałem go.Ale kto by, gdy noceciemne, do Dobrochy zachodził, a psy szczekają jak na swo-jego? Wżdy nie młódka, by miłośnik jakowy.Zimą takożślady widywałem do osady i od niej.Poszedłem za nimijednego razu, alem natknął na ślad gromady, tedy zawróci-łem, a ze wszytkim nieradem mu się pokazać.Niechby po-dejrzenie powziął, że go siaduję, nic to dla niego ubić człe-ka.Was takoż proszę, miłościwy panie, niechaj nikto nie wie,że ode mnie wiadomość.— Pokojny bądź.Jeśli to iście on, niedługo mu.Dostanęgo, po nagrodę się zgłosisz u skarbnika.— Co niebądź na zadatek, miłościwy panie.Nie włada jaksię sprawy obrócą.— Głupiś! — przerwał Bezprym.— Nic mi po tym, iżewiem, ze Bolko do macierzy zachodzi.Całą nagrodę dosta-niesz, gdy doniesiesz, że u niej jest.Trzydzieście grzywienani bez żywot cały nie uścibiesz, opłaci się choćby miesiącw boru warować.Wyznasz się tam choć i o ćmie, wiesz, któ-rędy przychodzi.Jako cię zowią?— Siemian — odparł sokolnik, znowu skrobiąc się po ku-dłach.Widocznie nie miał ochoty podjąć się zadania, alechciwość przemogła, bo rzekł:— Będę strażował, ale przy pojmaniu nie chcę być.Bezbitki się nie obędzie, czujny jest jako zwierz, a może niebyć sam.Ów ślad gromady, którym naszedł, niecałe staja-nie od osady, mogą posłyszeć.— Nie tobie każę go pojmać — pogardliwie przerwałBezprym.— Płochliwy jeś.Zmiarkujesz, że Bolko jestw osądzie, w te pędy łodzią się przeprawisz i dasz mi znać.Będę sypiał w świetlicy na przyziemiu.Zapukasz do oknatrzykroć po dwa razy, sam cię wpuszczę.Reszta nie twojasprawa.— Nie jeśm płochliwy — chmurnie powiedział Sie-mian.— Kazalibyście z rogatyną na miedwiedzia iść, ani-bym się nie zawahał.— Ni tego ci nie przykażę, a o tym, co kazałem, nikomuani słowa.I nie pokazuj się tu raniej aż z wieścią, że Bolkojest u macierzy.Ninie możesz odejść.Gdy Bezprym pozostał sam, zamyślił się głęboko.Skorowreszcie natrafił na ślad Bolka, rozprawienie się z nim pil-niejsze i ważniejsze niż wyprawa.Nie bez przyczyny Bolkonie szukał schronienia u Awdańców.Gdy Bezprym z woj-skiem odejdzie za Obrę, będzie miał tego wroga na tyłach,zuchwały jest i przedsiębiorczy.Gdyby leśne gromady,uciążliwe, ale niegroźne w rozproszeniu, w nim znalazłyprzywódcę, stanowiłyby siłę, której lekceważyć nie można.Bezprym świadomy był, że niewielu ma w kraju rzeczywi-stych stronników, większość, niechętna wojnie domowej,czeka na jej wynik.W razie pierwszego niepowodzenia goto-wa skupić się koło Mieszkowego następcy.Póki żyje Bolko,Bezprym nie tylko władzy, ale własnego życia nie będziepewny.Gdy myśleć zaczął, jak wykorzystać otrzymaną wiado-mość, pojmanie Bolka nie zdało się sprawą prostą ani pew-ną.Nie wie, kiedy przyjdzie i jak długo zabawi u matki.Może tylko po żywność i przyodziewę, a w tym wypadku za-nim sam nadąży ze swymi ludźmi, może Bolka już nie za-stać, a przestrzeżony więcej się tam nie pokaże.Ze złościąpomyślał, że jeśli chybi, uwięzi jego matkę.Zapewne Bolkozechce ją odbić, ale choć lekkomyślny, nie przyjdzie sam.Nie wiadomo kiedy i z jaką siłą, a i wówczas pojmanie gobyło wątpliwe.Sam będzie tylko w osadzie Dobroszki i tamgo pojmać najłatwiej, ale nie może jej zawczasu obstawić,drogę musi Bolko mieć wolną.Ludzi na Ostrowiu Bezprym ma niewielu, zaufania donich nie żywi, zresztą potrzebną siłę trzeba mieć bliżej Do-broszkowej osady, bo zależy na czasie.Postanowił skoczyć doPoznania i wybranych tam wojów umieścić u rybitwów nazachodnim brzegu jeziora, naprzeciw Ostrowia, skąd znacz-nie bliżej do osady leśnej.I tak sporo czasu zajmie, nimSiemian nadąży z wiadomością, a potem razem przeprawiąsię na zachodni brzeg.Do nowiu było jeszcze daleko, noce jasne, ale Bezprymwolał nie zwlekać z przygotowaniami.Chwalona, widząc żezbiera się do wyjazdu, zapytała:— Wracasz do Poznania? Pojadę z tobą, mam swoje do-mostwo, nic tu po mnie.— Nie wracam — odparł — jeno cosi mam załadzići jednym dniem będę z powrotem.Domyślała się, że jest to w związku z pobytem nieznane-go człeka, ale wiedziała, że Bezprym nie lubi, by go wypy-tywać i zamilkła.Wrócił istotnie tego samego dnia wieczo-rem, ale gdy z komory na wyżce, w której sypiał dotychczas,kazał przenieść łoże do świetlicy na przyziemiu, ogarnął jąniepokój.Coś się święci, a nie mogła się niczego domyślić.Przywykła z sąsiedniej komory słyszeć jak wstaje w nocy,nawet jego chrapliwy oddech i sama zasypiała spokojnao niego.Teraz nie będzie mogła usnąć.Minęła jednak jedna i druga noc, a nie działo się nic.Tyleze zmieniła się pogoda, wiatry z zachodu nagnały chmuri Bezprym przestał wyjeżdżać na jezioro.Zapewne to byłoprzyczyną, że stał się bardziej niecierpliwy niż zazwyczaj,a po wieczerzy, w czasie której roztargniony był, wprost wy-ganiał Chwalenę na wyżkę.Siedziała w ciemności nasłu-chując, póki o bladym świcie nie zmorzył jej sen.Przeczu-wała, że coś się musi wydarzyć, co pozwoli jej zrozumiećniezwykłe zachowanie się Bezpryma.Do nowiu brakło jeszcze parę dni, ale bezgwiezdne noceciemne były.Siemian już trzecią od zmroku przesiadywałw lesie przy ścieżce wiodącej do osady, przeklinając swojąchciwość.Własnej ręki nie widział w smolistej ciemności,Bolko nie musi nadejść ścieżką, zna tu każdy pień i krzewi w ciemności przemknąć się może niepostrzeżony.Rozświe-tlały ją tylko odległe błyskawice idącej gdzieś bokiempierwszej burzy wiosennej, po których mrok zdał się jeszczegłębszy, a szum wiatru w koronach drzew zacierał wszelkieodgłosy.Ani marzyć, by w nim wyróżnić można było sze-lest ostrożnych kroków.Siemian zrozumiał, że jeśli jego wysiłek nie ma iść namarne, musi się przysunąć na kraj lasu, tak by mieć naoczach zabudowania.Były dość odległe, wiatr jednak szedłz zachodu i mogą poczuć go psy.Ale ujadają także, gdy po-czują zwierza, niewielkie niebezpieczeństwo, że zdradzą jegoobecność.Niemniej zaklął, gdy podszedłszy ujrzał zarysy bu-dynków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •