[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiadomo, że po wybuchu tym zamilkło kilka sztucznych satelitów naszej planety, wśród nich także Ariel, pierwszy wspólny satelita amerykańsko-brytyjski.Bomba jądrowa o sile ponad jednej megatony trotylu, eksplodując na wysokości 400 km nad Pacyfikiem, wytworzyła w jonosferze tak silne chmury materii zjonizowanej, że wystąpiło uszkodzenie baterii słonecznych, zasilających nadajniki satelitów.Jednakże tego wytłumaczenia nie da się zastosować do Wayfarer 2, który w drodze na Wenus znalazł się już w odległości 8 milionów km od Ziemi”.Autor tego artykułu nie przypuszczał, że jego argumenty wyjaśniające są w zasadzie słuszne, a tylko pochodzenie ładunków elektrycznych, pochłaniających sygnały sondy kosmicznej, jest inne niż w przypadku Ariela i reszty satelitów, które zamilkły po amerykańskim próbnym wybuchu jądrowym nad wyspą Johnstona.Na Wenus tymczasem rozwiązano szyfr sygnałowy Wayfarera 2 i odczytano dokładnie wszelkie wysyłane przez sondę na Ziemię informacje.Można już było teraz za pośrednictwem sondy przekazywać na Ziemię dowolne, zestawione według wyboru dane.W związku z tym Far otrzymał z Rady rozkaz, by umożliwił nawiązanie powtórnie łączności radiowej przez sondę z Ziemią.„Sonda kosmiczna na Wenus, Wayfarer 2, znowu przekazuje informacje naukowe na Ziemię - komunikowały ze zdumieniem wszystkie dzienniki na kuli ziemskiej.- Spadek napięcia w bateriach słonecznych, jaki miał miejsce przed paru dniami, z nieznanych bliżej powodów wyrównał się na tyle, że sonda produkuje dostateczną ilość energii dla kontynuowania badań naukowych”.6.Lotnisko Idlewild zamknięte dla lotówNiezrozumiałe przerwanie i powtórne podjęcie czynności przez nadajniki sondy wysłanej na Wenus nie były jedynym objawem, który w tych czasach zapoczątkował namiętne dyskusje wśród najsławniejszych geofizyków świata.„Co spowodowało przejściowe wyłączenie baterii słonecznych na Wayfarer 2?” Za tym pytaniem posypały się także inne, na które odpowiedź nie była wcale łatwa.Wysoko w jonosferze działy się jakieś dziwne rzeczy.Krążące już od lat dokoła Ziemi sztuczne satelity, których orbity były doskonale znane wraz z wszystkimi ich nieprawidłowościami, wywołanymi przez wzmożoną czynność Słońca, zaczęły nagle zmieniać swe orbity.Odległość ich od Ziemi ulegała zmianom tak nieregularnie, że wobec tych zjawisk geofizycy bezradnie rozkładali ręce.- Niepodobna przecież przypuszczać, że gęstość atmosfery na tych wysokościach, na jakich krążą sztuczne satelity Ziemi, może podlegać tak szybkim i tak radykalnym zmianom - oświadczył w swoim i swych kolegów imieniu pewien wybitny geofizyk amerykański.- Nie znamy na razie innego sposobu wytłumaczenia zmian orbit sztucznych satelitów.Wiemy, że nagła wzmożona aktywność Słońca może zmienić gęstość atmosfery, lecz zmiany te są kilka rzędów niższe od takich, które mogłyby tłumaczyć niezwykłą deformację orbit satelitów.Należy przy tym wziąć pod uwagę, ze obecnie aktywność Słońca jest stosunkowo niska, ponieważ Słońce wchodzi w okres największego spokoju, jaki osiągnie w ciągu najbliższych dwóch lat.I ten naukowiec także bardzo bliski był prawdy.Gęstość jonosfery ziemskiej na wysokości kilkuset kilometrów istotnie zmieniała się nieregularnie i bardzo znacznie - mimo iż Far starał się zakłócenia te zmniejszyć do minimum.Całkowicie jednak uniknąć ich się nie udało, ponieważ napęd jego samolotu stanowiły sztuczne pola grawitacyjne, a zmiany grawitacyjne przejawiały się w jonosferze wahaniami w jej gęstości, co oczywiście miało wpływ na orbity satelitów.Ku wielkiej irytacji Amerykanów fałszywe okazały się nie tylko dane satelitów nawigacyjnych typu Tiros, ale i namiary wykonywane przez satelity wywiadowcze.Wśród fachowców wojskowych powstał niepokój, afera statku „Waikiri” znów stała się przedmiotem dyskusji.W obozie zachodnich sprzymierzeńców sytuacja była bardzo naprężona: był to właśnie moment, gdy Francja starała się wyzwolić spod kurateli Stanów Zjednoczonych, stworzyć swoje własne bronie atomowe i wysunąć się na czoło potęg wojskowych Europy.Samolot Marsjan często schodził poniżej warstwy zjonizowanych chmur jonosfery i wyłapywał sumiennie wszelkie wiadomości radiowe, załoga zdawała więc sobie sprawę, jak wielkie obudziła zaniepokojenie.Cóż, kiedy nie miała innego sposobu.Musiała rozwiązać problem niezmiernie ważnej części swego zadania: lądowania.Normalne lądowanie na jakimkolwiek lotnisku nie wchodziło w rachubę, ponieważ nie posiadali potrzebnych dokumentów.Prócz tego niezwykły rodzaj napędu ich samolotu natychmiast zwróciłby ogólną uwagę, a jeśli już raz obudziliby jakieś zainteresowanie, to konsekwencją byłoby niepowodzenie całej ekspedycji.- Możemy zabawić się w rozbitków - zaproponował Kirt.- Będziemy wodowali w łódce gumowej gdzieś na oceanie, rzecz prosta na trasie statków transoceanicznych.A dalej wszystko już pójdzie łatwo.- Przeciwnie: bardzo trudno - odparł Arin.Niechętnie nawiązywał rozmowę z Kirtem, nie chciał bowiem jakiegoś nowego z nim starcia, lecz tym razem w grę wchodziło powodzenie całej wyprawy, więc względy osobiste nie powinny wchodzić w rachubę.- Każdy kapitan statku, jaki nas wyratuje, zasypie nas wprost pytaniami: gdzie i jaki wypadek miał miejsce, statek czy samolot, jak się ten statek czy samolot nazywał i tym podobne.Przy pierwszych odpowiedziach zapłaczemy się bez ratunku.- Masz może lepszą propozycję? - spytał Kirt z ironicznym uśmiechem.- Nie zastanawiałem się jeszcze nad tą sprawą - odparł spokojnie Arin.- A już czas najwyższy - wtrącił się do rozmowy Far.- Niedobrze, że przebywamy tak nisko nad Ziemią, z naszej przyczyny powstało zaniepokojenie wśród naukowców i polityków, co stwierdzamy w nasłuchach wiadomości radiowych.Kirt w odpowiedzi wybuchnął śmiechem.- Ja bym się tym nie przejmował - rzekł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]