[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze nigdy jej nie kąpał, nigdy nawet nie przyszło mu do głowy, że mógłby coś takiego robić.Widok pluskającej się Leijej śmiech grzały serce Jamesa, nawet jeśli zaognione pęcherze na całym ciele dziecka wywoływały w nim silną potrzebę roztoczenia nad nią ochrony.Że Phoebe czuje to samo, było oczywiste: łagodnie omywała ciało maleństwa, zachwycała się radosnym popiskiwaniem, a przede wszystkim była tu, w Farley Park.Kochała jego dzieci, nie tylko Helen, ale Izzy i Leyę też, a to działało na jego korzyść.Przez całą noc rozważał konsekwencje czekającej go wizyty Catherine.Jeśli odnowią zaręczyny, jeśli się pobiorą, uzyska wpływy polityczne, o jakie mu chodziło, i kariera stanie przed nim otworem.Teraz w dodatku ma przy sobie dzieci.Ale to już mu nie wystarczało.Zgromił się za własną przewrotność.Prawda jest taka, że pragnie wpasować jakoś Phoebe w swoje życie, a najlepszym sposobem jest zatrzymanie jej jako guwernantki jego dzieci.Znając jej uczucia wobec niego, wiedział, że nie będzie to łatwe.Jednak mimo szkód, jakie pojawienie się Louise wyrządziło kiełkującemu pomiędzy nim a Phoebe zaufaniu, nie chciał uznać sytuacji za beznadziejną.Z czasem uda mu się powrócić do jej łask, a dzieci są najpotężniejszą bronią w jego arsenale.Przez moment zadumał się nad tym, co właściwie rozważa.Żona i kochanka.Czy potrafi manewrować pomiędzy nimi? Przesunął wzrokiem po Phoebe, po słodkiej, jasnej skórze jej szyi, kiedy przechyliła głowę, po jej piersiach wypełniających stanik zwyk łlej, codziennej sukienki, po linii wąskiej talii przechodzącej w idealnie krągłe biodra.Nie jest tak atrakcyjną kobietą jak Catherine ani jak Louise.Nie, Phoebe jest piękna w inny sposób.Jej piękno jest spokojne i naturalne.Jest ze szlachetniejszego materiału niż płoche kobiety, z którymi zabawiał się w przeszłości.Zarazem jest słodsza niż one wszystkie.James z trudem przełknął ślinę, wspominając, jak była rozkoszna, jakiego doznał spełnienia.Ledwo jej zakosztował, ale to wystarczyło, żeby wiedzieć, że chce więcej.Przez wszystkie te lata rozmieniał się na drobne, nigdy niezaspokojony.Dawno już nie dane mu było w pełni się nasycić.12Phoebe łaskotała Leyę, odwracając jej uwagę od pasty owsianej mającej wysuszyć pęcherze pokrywające całe ciało dziecka.- Myślę, że zjem w pokoju dziecięcym z Leyą - powiedziała do lorda Farleya.Byle tylko sobie poszedł.Przez ostatnią godzinę wpatrywał się w nią, skupiony na jej każdym ruchu, jakby chciał zachować ją w pamięci.To wystarczyło, żeby wytrącić dziewczynę z równowagi.Prawdopodobnie chciał się tylko nauczyć, jak obchodzić się z Leyą, mówiła sobie.Nie miał innego powodu, żeby tak się jej przyglądać.Z pewnością nie było też powodu, żeby jej serce przyspieszało rytm, a żołądek zaciskał się tak jak teraz.Ale racje rozumowe nie przemawiały do jej emocji.- Czy nie powinna się teraz zdrzemnąć? - zapytał.- Przypuszczam, że tak.- Więc zaczekamy z obiadem, aż uśnie, żebyś mogła do nas dołączyć.- To nie jest konieczne.- Dla mnie jest.Wsparł się ramieniem o ścianę i założył ręce, jakby sprawa była załatwiona.I znów zapatrzył się w nią przeciągłym spojrzeniem, bez mrugnięcia.Jak przedtem oblała ją niechciana fala gorąca.Phoebe zacisnęła zęby i nic nie powiedziała.Tymczasem Leya, korzystając z jej nieuwagi, złapała jej włosy w drobną piąstkę.- Mamamama - powtarzała, ciągnąc, bardzo z siebie zadowolona.- Puść, ty małe licho.Oj!- Jest silniejsza, niż na to wygląda - powiedział lord Farley, odrywając się od ściany.- Pozwól, ja to zrobię.Niestety, jego palce w jej włosach wyrządziły więcej szkody niż paluszki Lei, choć całkowicie innego rodzaju.Zanim fryzura Phoebe uległa całkowitemu zburzeniu, Leya puściła włosy i chętnie poszła w ramiona ojca.Ku uldze Phoebe lord Farley odwrócił się od niej i zaczął spacerować z dzieckiem, poklepując je po pleckach i kołysząc w takt łagodnej melodii, którą nucił niskim głosem.Niemniej jednak ręce Phoebe drżały, kiedy poprawiała swoją niewyszukaną, niekłopotliwą fryzurę.Grzebienie z boku, mocno skręcone włosy na karku.Uczesanie łatwe do utrzymania, nawet bez lustra.Czesała się tak od lat.Nieproszone wróciły do niej słowa Louise.„Nie wyglądasz tak źle, wiesz.Gdybyś tylko ułożyła włosy.Parę sztuczek z węglem i karminem.”.Zmarszczyła brwi i poprawiła jeden z grzebieni, wciskając go tak mocno, że aż zabolało.- Zawracanie głowy!- Co takiego?- Nic - mruknęła, nie chcąc spojrzeć mu w oczy.Nic poza tym, że ten niepoprawny drań, którym powinna gardzić, sprawia, że cała mięknie.Nic poza tym, że jest ojcem dziecka jej siostry, a teraz odebrał jej Helen.Nic poza tym, że zawsze będzie z nim związana przez Helen.Zawsze.Phoebe wyjrzała przez okno, podczas gdy on usypiał Leyę, i zadumała się nad swoją sytuacją.To w tym pokoju uległa mu.Na tej kanapie.- Czy możemy? Phoebe wzdrygnęła się, słysząc tuż za sobą ściszony głos.- Nie.- Odwróciła się i cofnęła, aż natrafiła na parapet okienny.- Nie możemy.Zaledwie o kilka centymetrów od niej lord Farley przechylił głowę.- Oczywiście, że możemy.Leya zasnęła, zaraz każę komuś posiedzieć przy niej, a my będziemy mogli zejść na dół na obiad.Och, obiad.Phoebe rzuciła pełne winy spojrzenie na kanapę, po czym uciekła wzrokiem.Nie mogła uwierzyć, w jakim kierunku podążyły jej myśli.Przez chwilę naprawdę zdawało się jej, że znów ją namawia do tego samego.Chwała Bogu, że nie zdradziła się bardziej.Ale James dostrzegł jej szybkie, spłoszone spojrzenie.I dokładnie wiedział, co ono oznacza.Sam unikał tej kanapy, nie patrzył na nią ani na niej nie siadał.Przypomnieć sobie to interludium znaczyło chcieć, by się powtórzyło.Nie mógł jej przynaglać.To nie był dobry mo-ment.W końcu jednak.W końcu dobry moment nadejdzie i znów zrobią użytek z tej twardej, ciasnej kanapy.Teraz on musiał zdusić przekleństwo.Spokój, chłopaku, nie wstawaj.Droga do jadalni w ślad za kołyszącymi się krągłymi biodrami była bolesna.Bolesna była świadomość, jak łatwo można wyjąć grzebienie z jej włosów, odczuć oszałamiającą rozkosz zanurzenia twarzy w ich pachnących falach.i w innych miejscach.- Phoebe.Odwróciła się u dołu schodów, spoglądając na niego ostro i ostrzegawczo.|- Nie możesz zwracać się do mnie tak poufale, lordzie Farley.Dla ciebie zawsze muszę być panną Churchill.Tylko tak jest przyzwoicie.Inaczej służba zacznie gadać.- Zmarszczyła lekko brwi.- Według obyczaju nie powinnam nawet jadać z tobą i twoją rodziną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •