[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Podobnie jak Xavier?Dziewczyna z uśmiechem pogłaskała niegdyś tak blady, a od niedawna ogorzały policzek.Właśnie, zupełnie jak on!Pomyślała, że jej mały kuzyn nigdy jeszcze nie wyglądał tak zdrowo.Miał rumianą buzię i z dnia na dzień stawał się silniejszy, pomimo wszelkich niedogodności bytu.Kiedy już wrócą do Anglii, zadziwi rodziców wyglądem i kondycją.Pukanie w drzwi oderwało ją od wspomnień o domu w samą porę, by zapobiec napadowi bolesnej tęsknoty.Otrząsnęła się i zawołała:- Już idziemy!Jak gdyby jej słowa były zaproszeniem, drzwi otworzyły się i pojawił się w nich Oliver:- Witaj, druhu.Ach, i panienka tu jest.Radosnego ranka życzę najśliczniejszej buzi, jaką ogląda słońce! - Skłonił się niemal tak zgrabnie jak londyńscy dandysi.Eliza niecierpliwie przewI:.Q.ciła oczami.- Twoje szarmanckie mani’ery są zaiste godne podziwu, Oli-verze, ale nie marnuj ich na mnie, gdyż nic nie zyskasz.Oczekiwała zalotnej odpowiedzi lub przynajmniej zuchwałego spojrzenia i zadziornego uśmieszku, lecz zaskoczona stwierdziła, iż młodzieniec wpatruje się w nią poważnym wzrokiem.- Obawiam się, że panienka jest przyzwyczajona do towarzys-twa takich galantów, z którymi ja nigdy nie mógłbym się równać.Przyjrzała mu się bacznie.Czy to możliwe, że za zalotami, które uważała u niego za niemal odruchowe w stosunku do każdej istoty w spódnicy, kryły się poważniejsze zamiary? Na litość Boga, tylko nie to! Czy Aubrey miał rację, mówiąc, że „podoba się Oliverowi bardziej od innych”? Zmieszana, przeniosła wzrok na kuzyna.- Oliverze, czy mógłbyś zanieść’]\ubreya do kapitana? Mamy zjeść z nim śniadanie - wyjaśniła, próbując zmienić temat roz-mowy.Ale nie spodziewała się, że kuzyn ma inne plany.Gdy Oliver podszedł bliżej, chłopak szeroko uśmiechnął się do przyjaciela.- Widzisz, Eliza rzeczywiście jest przyzwyczajona do towarzys-twa rozmaitych arystokratów, hrabiów i milordów.Nawet za jednego ma wyjść za mąż, ale tak naprawdę wcale go nie lubi, ani żadnego innego.Nawet na własnym przyjęciu urodzinowym nie chciała się z nim zadawać.- Aubrey!-.to dlatego wpadła na pomysł, żebyśmy wyjechali na Maderę.Chciała od niego uciec.I chyba też dlatego udaje chorą; chociaż przy mnie nigdy nie miała żadnego ataku.- Aubreyu; powściągnij język! Nie wiesz, co pleciesz.Olivera zresztą nic to wszystko nie obchodzi.- Ależ, panno Elizo, bardzo mnie obchodzi.- Oliver podszedł do niej i ujął obie jej dłonie.- Pragnę wiedzieć o tobie wszystko, ja.sądzę, że jesteś najpiękniejszą, najbardziej uroczą kobietą, jaką kiedykolwiek ujrzałem, i, jesteś taka czysta, taka niewinna, taka.- Szczere brązowe oczy wpatrywały się w nią błagalnym wzrokiem.Nie spodziewała się, że stać go na tak uczciwe spoj-rzenie.- Dla mnie, oczywiście, jesteś o wiele za dobra, pewnie nie byłbym ciebie godny - zakończył niepewnie.Ku niezmierzonej uldze dziewczyny, odgłos kroków w korytarzu położył kres jego nieoczekiwanym oświadczynom.Wnet jednak powróciło zaniepokojenie, gdyż kapitan ogarnął okiem splecione dłonie Olivera i Elizy i zwrócił ku nim zasępioną twarz.- Owszem, jest za dobra dla kogoś takiego jak ty, OIiverze-przytaknął lodowatym głosem.Eliza pośpiesznie wyszarpnęła dłoń z ciepłego uścisku Olivera, lecz za późno było na naprawienie szkody, gdyż zjeżeni wrogością mężczyźni nadal patrzyli na siebie spode łba.Byli zazdrośni o nią! Myśl ta wydała się dziewczynie absurdalna, zwłaszcza że chodziło nie o panów z jej sfery, lecz o szmuglerów.zajmujących się kontrabandą, a możę nawet piratów!.Cóż, nawet jeśli to absurd, nie należało przedłużać napiętej sytuacji.- Jestem w stanie podejmować własne decyzje o tym, kto jest mnie „dostatecznie godny”, i nie potrzebuję pomocy ani rady żadnego z was, moi panowie.Dlatego właśnie zamierzam poślubić lorda Michaela Johnstone’a, znakomitego dżentelmena.Ludzi jego pokroju ze świecą by szukać w całym Imperium Brytyjskim - zamknęła sprawę z całą wyniosłością,’ na jaką było ją stać.- A skoro zakończyliśmy już dyskusję na ‘temat moich gustów co do mężczyzn, oczekuję, iż dane mi będzie w spokoju spożyć śniadanie.Ja jestem głodna, a panowie nie?Nie była do końca pewna, czy uda jej się zażegnać burzę, gdyż Oliver wciąż wlepiał wzburzone oczy w kapitana, a ten spoglądał na niego wzrokiem, w którym zimny gniew szedł o lepsze z lekceważącą nonszalancją - jak gdyby zainteresowanie, jakie chłopiec okazał Elizie, stanowiło dobrą pożywkę do śmiechu.Arogancja Cypriana wyprowadziła dziewczynę z równowagi bardziej niż cokolwiek przedtem.Jak śmiał przybierać tony wyższości? Skąd brała się jego nieznośna pewność siebie?Oliver odwrócił się do niej sztywno.- Czy mam zanieść Aubreya do.- Sam to zrobię - wtrącił się Cyprian.- Nie! - sprzeciwiła się Eliza, niemal krzycząc.- Nie - powtórzyła spokojniejszym głosem, nakazując sercu, by przestało walić jak oszalałe.Proszę, niech tylko się nie pobiją - powtarzała monotonnie w myślach błagalną litanię*- Oliver pomoże Aubreyowi.- Ujęła kapitana pod ramię i z siłą zrodzoną z desperacji pociągnęła go do drzwi.- Chodźmy już, bo umrę z głodu!Prawie krzyknęła z ulgi, gdy Cyprian okręcił się na pięcie i podążył za nią.Czuła co prawda, że mięśnie przedramienia, na którym spoczywała jej dłoń, sąnapięte aż do granic wytrzymałości, lecz zewnętrznie kapitan okazywał spokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •