[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomimo zmuszania się do czuwania, Holman zaczął znów zapadać w głęboki sen.Z wolna, wszystko przed jego oczami jęło się rozmazywać i ogarnęła go ciemność.Ucieknę ku gwiazdom.O, gwiazdy, czy mnie ukryjecie?Rzekł Pan: O, grzeszny człowieku, gwiazdy będą spadaćTego dnia.Holman spał, a jego statek parł do przodu z przyświetlną prędkością, po przypadkowym, bezsensownym kursie, przemykając się między galaktykami, pozostawiając za sobą całe eony czasu.Dopiero gdy komputerowa kontrola podświadomości Holmana wykazała, że jego desperacki nastrój minął, elektronowy mózg statku nakazał automatom kriogenicznym, aby go obudziły.Zamrugał powiekami, po czym powoli uniósł się na poduszkach fotela.– CZUJNIKI PODŚWIADOMOŚCI WSKAZUJĄ, ŻE FAZA IRRACJONALNOŚCI MINĘŁA – poinformował go komputer.Holman milczał.– DOZNAŁEŚ EMOCJONALNEGO SZOKU.– A teraz doznaję emocjonalnego bólu.Prędzej czy później zabije mnie ta permanentna, nieuleczalna choroba.Ale nie martw się.Sam tego nie zrobię.Już mi przeszło.I nie zrobię też niczego, co mogłoby tobie zaszkodzić.– JAKI MAM OBRAĆ KURS?Holman wzruszył ramionami.– Niech zobaczę, jak tu dookoła wygląda świat.– Zogniskował zewnętrzne monitory.– Co to? Wszystko jakieś inne – powiedział zdziwiony.– Niebo już nie jest czarne.jakby szarzało.Zupełnie jak przed świtem.– JAKI MAM OBRAĆ KURS?Holman nabrał powietrza głęboko w płuca.– Spróbujmy znaleźć jakąś planetę, gdzie mieszkańcy są rasą zbyt młodą, aby słyszeć o Ziemianach, i są tak niewinni, że nie martwią się jeszcze faktem umierania.– ROZUMIEM.PRYMITYWNA CYWILIZACJA.NASZE SKANERY MOGĄ WYKRYWAĆ TAKIE SPOŁECZNOŚCI JEDYNIE Z BARDZO MAŁEJ ODLEGŁOŚCI.– Okay.Czasu mamy aż nadto.Statek zawrócił ku najbliższej galaktyce i rozpoczął poszukiwania, zaś Holman wpatrywał się, zafascynowany, w niebo.Działo się bowiem coś bardzo dziwnego.Elektrooptyczne urządzenia wizyjne korygowały automatycznie przesunięcie fali świetlnej, spowodowane ogromną prędkością statku, ukazując świat zewnętrzny niby na przy spieszonej taśmie; filmowej.Mógł śledzić kosmologiczną ewolucję wszechświata.Galaktyki – gigantyczne wyspy gwiazd – wydawały się wcinać w jego pole widzenia, niekiedy tak bliskie jedna drugiej, że zderzenie było nieuniknione.Holman widział, jak ażurowe ramiona ogromnej, spiralnej galaktyki, splatały się powoli z koronkową strukturą galaktyki owalnej.Z zapartym tchem patrzył, jak spirale przeniknęły jedna drugą, a towarzyszące im obłoki gazu zaczęły się rozgrzewać, jarzyć coraz silniejszym fioletowym światłem, które w końcu przeszło w niewidzialny ultrafiolet.Do niedawna czarne niebo, stawało się z każdą chwilą jaśniejsze.– Znalazłeś już coś? – spytał Holman nie patrząc nawet na komputer, pochłonięty bez reszty niesamowitym spektaklem.– Nic znajdziesz nikogo – wyrwał go nagle z zadumy jakiś obcy głos.Pilot w jednej chwili zesztywniał z przerażenia.Nie mógł się mylić.To byli Inni.– Żadna rasa w całym wszechświecie nie udzieli ci schronienia – mówił jeden głos.– Już my tego dopilnujemy.Jesteś sam i pozostaniesz sani, aż śmierć pozwoli ci się połączyć z twymi rodakami – mówił drugi głos.Ich przepełnione zimną furią głosy dzwoniły głucho w jego głowie.Nieubłagana nienawiść, ślepa i wieczna.– Ale dlaczego ja? – wykrztusił z trudem.– Jestem sam jeden.Jaką krzywdę mógłbym wam teraz wyrządzić?– Jesteś człowiekiem.– Jesteście przeklęci.Rasa morderców.– Waszą karą jest eksterminacja.– Ale ja nie należę do Nieśmiertelnych.Nie widziałem nawet Nieśmiertelnego.Nie wiedziałem o ludziach-kwiatach.Ja tylko wykonywałem rozkazy.– Całkowita eksterminacja.– Dla całej ludzkości.– Dla całej.– Chcesz być zarazem sędzią i ławą przysięgłych.A do tego katem.W porządku.Spróbujcie; więc mnie złapać! Jeśli jest dla was tak ważni, żeby zabić ostatniego człowieka w całym wszechświecie, bierzcie mnie.Spróbujcie, czy wam się uda.– Nie masz prawa się opierać.– Twoja rasa jest zła.Wszyscy musicie zapłacić śmiercią.– Nie ujdziecie przed nami.– Nie obchodzi mnie, co zrobiliśmy.Rozumiesz? Nie obchodzi mnie! Dobrze czy źle, to nie ma znaczenia.Ja nic nie zrobiłem.Nie przyjmuję waszego wyroku za coś, czego nie zrobiłem.– To nie ma znaczenia.– Twoja ucieczka na nic się nie zda, choćbyś umknął na krańce wszechświata.Zmusiłeś nas, abyśmy opuścili nasze kontinuum czasowe.Nigdy już nie powrócimy do tego, co zostawiliśmy.Nie pozostało nam nic innego, jak ścigać ciebie.Prędzej czy później maszyneria twego statku zużyje się.Nie możesz bez końca przed nami uciekać.Ich myśli urwały się, ale Holman nadal je czuł, wiedział, że nie zaniechali pościgu.„Nie możesz uciekać bez końca – powtórzył w zamyśleniu ich słowa.– No cóż, mogę przecież, u licha, spróbować!”Zerknął znów na zewnętrzne monitory i nagle słowa „bez końca” nabrały dlań właściwego znaczenia.Galaktyki skupiały się teraz w jedną gigantyczną kulę światła, jakby ześlizgując się w jakąś czeluść z ogromnego niewidzialnego zbocza.Wszechświat przestał się rozszerzać przed miliardami lat i teraz się kurczył, zapadał.Wszystko się kończyło.Holman zaśmiał się.Koniec świata.Tak dla ludzkości, jak dla Innych.Kompletny i ostateczny koniec wszystkiego.– Ile czasu nam jeszcze pozostało? – spytał kierując wzrok na ekran komputera.Światełka maszyny błysnęły raz, potem drugi i zgasły.Ekran był ciemny.Holman patrzył przez chwilę na komputer, po czym powiódł wzrokiem po kabinie.Z przerażeniem skonstatował, że ekrany monitorów zewnętrznych jeden po drugim zaczęły migotać, potem pokryły się prążkami, zbladły i w końcu zgasły.– Inni przejmują statek – wyszeptał ze zgrozą.Całą siłą woli skoncentrował się teraz na generatorach i silnikach.One były najważniejszą częścią statku.Od nich zależało zwycięstwo i klęska.Statek musiał przeć do przodu!Spojrzał na pulpit kontrolny, lecz łagodna poświata ekranów znikła bez śladu.Zaczął też odczuwać trudności w oddychaniu i odniósł wrażenie, że urządzenia grzewcze przestały działać.Czuł, jak witalne ciepło uchodzi zeń w przestrzeń przez bezwładny metalowy korpus umierającego statku.Jednakże silniki wciąż dudniły.Statek nadal przemieszczał się w przestrzeni i w czasie, zmierzając na spotkanie z nieskończonym.– Poddaj się!!– Za chwilę nie będziesz żył.Zrezygnuj z tej szaleńczej ucieczki i umrzyj w spokoju.Statek Holmana zatrząsł się gwałtownie.„Co oni mi teraz zrobią?” – pomyślał.– Poddaj się! – zabrzmiało znowu w jego mózgu.– Niech was piekło pochłonie! – wykrzyknął.– Będę z wami walczył do ostatniego tchu!– Nie uciekniesz nam!W tej samej chwili Holman poczuł, że do wnętrza statku znów przenika ciepło, ale tym razem już ciepło kurczącego się wszechświata.Na zewnątrz miliardy galaktyk zbiegały się ku jednemu, apokaliptycznemu punktowi w czasoprzestrzeni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •