[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po prostu nie mógł wyjechać do Ameryki, zanim się nie dowie, co z Sarą.Tego popołudnia Marsh i Adrian wracali do Kelso, jadąc obok siebie, Duff na koźle powozu.Chłopiec nie ukrywał niechęci wobec służącego Marsha.– Ale ja mam uczciwe zamiary – zaprotestował Duff, gdy Marsh na osobności wyjaśnił mu problem.– Uczciwe?Wobec sceptycznego tonu Marsha, Duff skrzywił się z niezadowoleniem.– Estelle może nie prowadziła zakonnego życia, ale ma dobre serce.– Błysnął swym szerokim uśmiechem.– Dobre serce pod parą sporych piersi.– Ona jest matką tego chłopaka.– Wiem.Wiem.– Więc uważaj przy nim na swój język.– Dobra.Ale wie pan, wielmożny panie – powiedział Duff, zerkając na Marsha – zdaje mi się, że ja lepiej sobie radzę z moją panią niż pan ze swoją.Marsh zesztywniał.– Jeśli będę potrzebował rady, poproszę o nią.Duff pokręcił głową.– Gdybym był słynnym bokserem, powiedziałbym jej to.Damy lubią takie rzeczy – nawet wytworne damy.Marsh miał ochotę warknąć na służącego i powiedzieć mu, by pilnował swego nosa.Zamiast tego potarł sobie kark.– Chciałbym, żeby to było takie proste – mruknął.Duff uśmiechnął się szeroko.– Wiedziałem.Wiedziałem, że pan jest tym MacDougalem – ucieszył się.– To już przeszłość – powiedział Marsh, przerywając Duffy'emu.– Bez znaczenia, szczególnie dla Sary.– O, nigdy nic nie wiadomo.Może jeśli pan oczyści atmosferę między wami, wie pan, wyjawi wszystkie swoje tajemnice, to może okaże się, że wszystko jest o wiele prostsze, niż pan myśli.Lecz Marsh wiedział lepiej.Między nimi było zbyt dużo bolesnych tajemnic.Odbyli kłopotliwą drogę powrotną.Marsh nie wziął pokoju w Kelso.Zamiast tego zatrzymał się w odległym o półtorej godziny Rutherford, w gospodzie, gdzie tamtej pamiętnej burzliwej nocy wpadł na Sarę.Adrian obiecał poinformować Marsha, gdyby usłyszał coś o Sarze.Jednak z upływem dni Marsh czuł narastającą frustrację.Sto razy przeprowadzał obliczenia.Dwa tygodnie, zanim wypadnie jej miesięczna dolegliwość.Dziesięć dni.Tydzień.Pogoda stawała się gorętsza.Farmerzy modlili się o deszcz.Marsh codziennie jeździł po wzgórzach.Lecz nigdy nie pojechał w stronę Kelso i Byrde Manor.Duff jednakże jeździł.Co noc znikał, by się zobaczyć z Estelle, a Marsha dręczyła myśl o ich szczęśliwym związku, Co noc przypominał sobie wszystko o Sarze.Jej energię i determinację, ogień w jej oczach.Pamiętał również miękkość skóry i jędrność młodego kobiecego ciała.Namiętność.Przypominanie sobie jej niewiarygodnej pasji doprowadzało go do szaleństwa.Były to niebezpieczne myśli.By je przegnać, zmuszał się do wyobrażania sobie swego życia jako dziedzica Byrde Manor.Uczenia się jazdy konnej i polowania u boku ojca.Jedzenia posiłków przy tym samym stole z obojgiem rodziców.Patrzenia, jak jego matka uśmiecha się do mężczyzny, którego kocha.Myśli te były niemal tak niebezpieczne jak tamte.Przeszłości nie można zmienić.Lecz noce były takie długie.Gdyby rodzice zostali małżeństwem, nie byłoby drugiej żony Camerona Byrde'a, przypominał sobie.Nie byłoby Olivii i szansy, że spotka Sarę Palmer.Nie byłby Amerykaninem, lecz brytyjskim poddanym.Jakoś nie wydawało mu się to kuszące.Może jego matka byłaby szczęśliwsza, lecz co do niego.Pewnej nocy nie mógł znieść wszystkich tych przykrych myśli.Upłynęło dość czasu.Co dzień oczekiwał jakichś wiadomości od Adriana.Wzburzony potarł kark.Dlaczego nie miałby sam stanąć przed Sarą? Po prostu wjechać na podjazd, zażądać rozmowy z nią, po czym zadać jej pytanie.Czy spodziewamy się dziecka?I jaką odpowiedź chciałby usłyszeć?Nie wiedział.Chciał się dowiedzieć, że ona nie jest przy nadziei i tym samym pozbyć się poczucia winy.A jeśli istotnie nie było problemu, to nie ma sensu zostawać tu dłużej.To go przerażało.Lecz jeśli ona jest przy nadziei.To także go przerażało.Nie wiedział, jaką odpowiedź chce od niej usłyszeć.Doprowadzało go to do szaleństwa.Wyskoczył więc z pościeli, włożył bryczesy, koszulę, wciągnął buty.Pomaszerował do stajni, osiodłał konia i mszył do Kelso.Musiał się z nią zobaczyć, stawić jej czoło i zapytać ją wprost.Ona może jeszcze nie wiedzieć.Lecz to go nie obchodziło.Musiał się ruszyć, zobaczyć Byrde Manor.Zobaczyć Sarę.Było to szaleństwo.Powinien poczekać przynajmniej jeszcze tydzień.Lecz nie mógł.Musiał pojechać teraz.Sam siebie już nie poznawał.Sara leżała w swym zaciemnionym alkierzu.Za dnia mogła ignorować dowody, które z każdym świtem stawały się coraz bardziej dobitne.Jednak nocą, kiedy nic nie rozpraszało jej uwagi, jej demony ją torturowały.Upłynęło sześć tygodni od jej ostatniej miesięcznej przypadłości.Pamiętała to, ponieważ zdarzyła się ona tuż przed jej ucieczką z lordem Penleyem.Odepchnęła go wówczas, aż skończy się jej kobieca przypadłość.Zdawało jej się, że od tamtej pory upłynął rok, a nie zaledwie półtora miesiąca.Tyle się zdarzyło w tym czasie.Tyle się zmieniło.Szczególnie ona.Jednak to, czego się obawiała, było o wiele większym problemem.Jej ręka zsunęła się i spoczęła lekko na brzuchu.Czy to możliwe, że spodziewa się dziecka? Jego dziecka?Jeszcze raz przeliczyła tygodnie do tyłu; po czym przeliczyła miesiące do przodu.Marzec.Bardzo prawdopodobne, że do następnego marca zostanie matką.Przerażało jato.A mimo to, oprócz okropnego strachu czuła też radość.Dziecko Marshalla MacDougala.Cała samotność tych ostatnich tygodni, wszystkie żale, całe nieszczęsne pragnienie, by znów go ujrzeć – wszystko to wydawało się łatwiejsze do zniesienia, jeśli istotnie nosiła w sobie dziecko.– O, Boże.Wariujesz – mruknęła, wtulając twarz w poduszkę.– Całkiem tracisz rozum.Pomyśl o rzeczywistości.Zajście w ciążę bez męża to ostateczna zguba.Na potwierdzenie tego wdarł się jej w myśli obraz Estelle Kendrick i Sara zadrżała.Czy to brak męża przy narodzinach dziecka zmieniły Estelle w taką nieszczęśliwą kobietę, która rozpaczliwie starała się o względy każdego mężczyzny?Nawet przy swej nieszczęsnej matce i niefortunnych okolicznościach swych narodzin Adrian był wspaniałym chłopcem.Przy pomocy Liwie i Neville'a Adrian na pewno wyrośnie na uczciwego człowieka.Znów przewróciła się na łóżku i obróciła twarzą do ciemnego sufitu.Jeśli jest w ciąży, będzie musiała wyjechać.Nie mogłaby tutaj zostać ani wrócić do Londynu.Gdy Neville i Olivia wrócą z Glasgow, będzie musiała wyjechać i wychowywać dziecko sama.Nie mogła zrujnować reputacji własnej rodziny.Lecz jej problemy w przyszłości były mniej ważne od sytuacji tu i teraz.Czy powinna powiedzieć o dziecku Marshowi?Usiadła.Miała wrażenie, że zaraz wyskoczy ze skóry [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •