[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyjdziesz”.Ale teraz byli już małżeństwem, mężem i żoną oraz diukiem i duchessa, lordem i lady.Otworzyła oczy, bo nagle uświadomiła sobie, że małżonkowie nie tylko się całują, zgodnie z tym, co powiedziała jej, jako dwunastoletniej panience, ciotka.Joy zapłonęły policzki.A więc Alec będzie się z nią kochał.Cóż to za osobliwe określenie: „kochać się z kimś”.Czy uprawianie miłości w przypadku Aleca może mieć coś wspólnego z uczuciami? - zastanawiała się, nie tracąc w to wiary.Wierzyła, że uczucia się rozwiną, jeśli ona będzie je pobudzała i pielęgnowała.Chciała, by Alec kochał ją tak, jak ona kochała jego.Chciała, by tak samo jak ona pragnął ich pocałunków, by okazywał jej, że jest dla niego ważna, nie kryjąc oczarowania i miłości oraz nie powstrzymując uśmiechu.- Przygotowałam kąpiel, psze pani.- Wspaniale.- Teraz odniosę ubrania do pralni i wrócę z suknią.Czy ma pani jakieś życzenie?- Nie, niczego nie potrzebuję.Joy już miała zdjąć szlafrok, gdy mimowolnie spojrzała na odbite w lustrze drzwi do toalety.Co to jest Bramah? - zastanawiała się nad słowem użytym przez klucznicę.Weszła do tego miejsca odosobnienia zauważając, że i tu, nawet na klamkach, widnieje herb Belmore’ów.Spojrzała na porcelanową muszlę, która na pierwszy rzut oka niczym nie różniła się od tej w zamku Duart, tyle że była pięknie pomalowana w purpurowe irysy, różowe róże i rozmaite ptaki.Gdy jednak Joy zajrzała do środka, ze zdumieniem stwierdziła, że jest tam trochę wody, a nie czarna czeluść.Ponad jej głową znajdował się porcelanowy pojemnik, pomalowany tak samo jak muszla.Miał mosiężną, zwróconą w dół rączkę, na której, o dziwo, nie było herbu, za to wręcz zachęcała, żeby za nią pociągnąć.Joy zrobiła to, a wówczas przez mosiężną rurkę, łączącą pojemnik z muszlą, gwałtownie popłynęła woda, z szumem napełniając sedes i znikając w otworze na dnie niczym płaczliwa zjawa.- O mój Boże!Joy w pierwszej chwili trochę się wystraszyła, ale zaraz roześmiała się i jeszcze raz pociągnęła za spłuczkę, podziwiając wynalazek pana Bramaha.W końcu nasyciła ciekawość.Rzuciła szlafrok na marmurową posadzkę i weszła do wanny.W gorącej ożywczej kąpieli poczuła się jak w siódmym niebie.Do ściany, naprzeciwko której siedziała, były przymocowane dwa duże mosiężne krany w kształcie delfinów.Gdy odkręciła kurek z lewej, z paszczy delfina popłynęła zimna woda, a gdy ten z prawej, poczuła na dłoni ciepło.Wyjęła z włosów szpilki i odchylając głowę do tyłu, zamoczyła bujne kędziory.Nawet w najśmielszych marzeniach nigdy dotąd nie była w tak błogim nastroju.Przez jakiś czas pluskała się niczym dziecko, a potem zastygła w bezruchu, opierając plecy o brzeg baseniku i zamykając oczy.Krople wody spływały po jej skroniach i podbródku, a ona wyobrażała sobie, że to pocałunki Aleca.Ten leniwy odpoczynek nie trwał długo, bo do Joy dotarło, że ma przed sobą bardzo trudne chwile.Natychmiast otworzyła oczy i usiadła.Dzisiejsza noc miała zdecydować o jej być albo nie być z Belmore’em.Duchessa musiała go przekonać, że naprawdę jest czarownicą, a zarazem nie dopuścić do ich rozstania.Obawiała się tego bardziej niż przekleństwa, choć uważała, że noc poślubną należy zacząć od wyjawienia tajemnicy, której Alec nie chciał wcześniej przyjąć do wiadomości.Nie mogła dopuścić do tego, by zaczęli się kochać, zanim on pozna prawdę, choć przecież dla większości kobiet pierwszy intymny kontakt z mężem był najważniejszym i najwspanialszym przeżyciem nocy poślubnej.Sądziła, że powinna dać Alecowi możliwość wyboru, ale zarazem mocno wierzyła, że jej nie odprawi.Wyszła za niego, ponieważ naprawdę chciała zostać jego ukochaną żoną.Pragnęła wypełnić rujnującą pustkę uczuciową w życiu diuka Belmore’a i była przekonana, że on rozpaczliwie potrzebuje właśnie jej, Joy, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy.Była mu winna uczciwość.Naprawdę nie mogła rozpoczynać tego małżeństwa od zatajenia prawdy.Zamoczyła dłoń i sięgnęła po delikatne, pachnące mydło, na którym również widniał herb Belmore’ów.Namydliła się i pocierała ciało z takim zapałem, jakby chciała pozbyć się w ten sposób dotychczasowej siebie, by już nigdy nie musiała niczego wyznawać i narażać się na ryzyko porażki.SpustoszenieBłąd twój pociąga z prawa śmierć za sobą.W.Szekspir Romeo i Julia tłum.J.PaszkowskiJoy się spóźniała.Gdy przemierzała w pośpiechu kolejny nie kończący się korytarz, usłyszała bicie zegara.Było piętnaście po dziewiątej.Gdziekolwiek skręciła, wszędzie napotykała złocone drzwi i wytwornie udekorowane korytarze.Polly powiedziała jej, że jadalnia jest na parterze.Duchessa wyszła z apartamentu w przekonaniu, że ma wystarczająco dużo czasu, by zjawić się tam punktualnie.Pokojówka objaśniła drogę mówiąc, że aby dojść do klatki schodowej, należy skręcić trzy razy w prawo, potem w lewo, i jeszcze raz w prawo.Joy najwyraźniej źle skręciła, ponieważ bez przerwy natykała się na nowe korytarze i galerie.Usiłowała nawet zawrócić, żeby zacząć od początku, lecz nie mogła trafić do swojego apartamentu.- Zatrudnia się tu niemal stu służących, a nie mogę się natknąć na żadnego - powiedziała do wielkiego portretu jakiegoś zgorzkniałego Castlemaine’a.- Gdzie oni się podziewają?Był tak samo rozmowny jak jej mąż, więc szybko stamtąd odeszła i zatrzymała się na końcu korytarza, spoglądając w następny.Znowu usłyszała okrutne bicie zegara.Jej spóźnienie wzrosło do pół godziny.Wpadła w panikę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •