[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.te z kolcami, które są takie długie.- Uniosła rękę, by pokazać mu, jak długie były owe kolce.Podszedł bliżej.- Był dosyć zdziwiony - mówiła dalej - Winston Easterty, jego mam na myśli, pani Poppit nie dziwi nic, i wykrzykiwał słowa, których nie powinno się mówić w niedzielę, a już na pewno nie w takim miejscu.Wzięła kolejny oddech.- Chciałam zachować moje usta dla ciebie.Powiedziałam mu to.Już nigdy więcej do mnie nie podszedł.Jego siostra Emmaline mówiła mi, że lekarz spędził dwie godziny na wyciąganiu ostrych.Richard objął ją w pasie i przyciągnął do siebie.-.kolców.O mój.Nakrył jej wargi ustami.Chwila ciszy miała niebiański smak.Znalazł idealny sposób na uciszenie jej i nauczenie, że nie należy prosić mężczyzn o pocałunki.Zesztywniała i natychmiast udowodniła swe niedoświad-zenie, sznurując usta tak ciasno jak gorset.Dotknął dłonią jej podbródka, głaszcząc go delikatnie.Z uległym westchnieniem, nieśmiało i powoli objęła go za szyję.Otworzył oczy i przyjrzał jej się, po czym z szatańskim uśmiechem wepchnął język w jej zaciśnięte usta.Otworzyła szeroko pytające oczy.Przycisnął ją mocniej do siebie, aż poczuł łagodne, kobiece okrągłości jej ciała, kształty, za którymi tak tęsknił.Jej oczy zamgliły się i zamknęły.Wargi stały się miękkie, doświadczał jej ust z poufałością obcą na ogół pierwszym pocałunkom.Jej pierwsza lekcja.Jak zdolna uczennica odwzajemniła pocałunek.Ku jego zdumieniu okazało się, że lekcja poszła na marne, gdyż pocałunek stał się realny.Zbyt realny.Oprzytomniał nagle, i oderwał się od niej, spuszczając wzrok i nerwowym ruchem przeczesując palcami włosy.Jego ręka wciąż obejmowała Letty.Usłyszał, jak mruczy, że to o wiele cudowniejsze niż całowanie drzwi.Obserwując jej reakcję zignorował własną.Jej zamglony wzrok rozjaśnił się i uśmiechnęła się, jakby przed chwilą podarowano jej cały świat.Zanim zdołał jej powiedzieć, co naprawdę otrzymała, delikatnie dotknął jej ust.Promieniała jak gwiazda.Cofnęła się o krok.Trąciła łokciem stojącą bliżej lampę.Lampa spadła na podłogę.Olej z lampy buchnął pięknymi pomarańczowymi i błękitnymi płomieniami.Podobnie jak płaszcz Richarda.Pech chciał, że wciąż miał go na sobie.Do wszystkich diabłów!Richard rzucił się i zerwał z siebie płaszcz, tłumiąc ogień.Schylił się i podniósł go, by błyskawicznymi uderzeniami ugasić olej płonący błękitno-pomaranczowymi płomieniami na podłodze.- Tak mi przykro.- szepnęła, zakrywając rękami usta.Chmura dymu wznosiła się między nimi jak duch.Richard patrzył na nią bez słowa tak długo, jak pozwoliły mu własna cierpliwość i gryzący w oczy dym.Cisza była tak napięta, że powietrze niemal drżało.Richard rzucił okiem na swój wciąż dymiący płaszcz i z wściekłością zadeptał potencjalne zarzewie.Było to zachowanie dość dziecinne jak na dorosłego mężczyznę, ale powstrzymało go to od zamordowania Letty.Popatrzył na szczątki swego okrycia.Był to ostatni zakup na Bond Street.Schylił się i podniósł płaszcz.Wciąż jeszcze dymił.policzywszy do stu, podniósł oczy do sufitu w ślad za noszącym się dymem.Wyłowił wzrokiem małe szpary między belkami.przez które prześwitywało światło z góry.Dym powoli wsączał się w owe szpary.Zastanowił się, czy może tam być jakieś wyjście, nie widział jednak wyraźnie, ponieważ dym zasłaniał widok.Czuł na sobie jej spojrzenie.Po chwili milczenia zapytała:- Bardzo jesteś zły?Mruknięcie było jedynym dźwiękiem, jaki mógł wydać przez zaciśnięte szczęki.- Tak sądziłam.- Zawahała się.- To był wypadek.- Twoje wypadki są mi doskonale znane.Jej twarz wyrażała przygnębienie.Wydawało się, iż rozpaczliwie potrzebuje pociechy.Irytowało go to.Nie miał zwyczaju pocieszać nikogo.Wolał odwrócić wzrok.Odezwała się bardzo cicho:- Zapłacę za ten płaszcz.Chociaż to może trochę potrwać.Jestem pewna, że był bardzo kosztowny.Mam kilka funtów oszczędności, ale to z pewnością nie wystarczy.Sprzedam perły mojej matki.Są bardzo cenne.Może mógłbyś je zatrzymać jako oznakę mojej dobrej woli, a kiedy zbiorę pieniądze, odkupię perły od ciebie i sprawisz sobie nowy płaszcz, a ja nie stracę jednej z niewielu rzeczy, jakie mi zostały po matce.Zamknął oczy, ale nie mógł nie usłyszeć tego najbardziej spontanicznego i szczerego przemówienia, jakie w życiu słyszał.W ciągu dwudziestu dziewięciu lat, które przeżył, nic czuł się taki mały.- To był stary płaszcz - powiedział burkliwie.- Naprawdę? - W jej głosie zabrzmiał cień nadziei.- Bardzo stary, ł tak chciałem kupić nowy.- Wobec tego.Jeśli jesteś pewien.- Zatrzymaj swoje pieniądze.Mogę kupić tysiąc płaszczy, jeśli zechcę.- Och.zapomniałam.Teraz, gdy jesteś lordem, musisz być bardzo bogaty.Nie odpowiedział.Zajęła go myśl, w jaki sposób Półdiablę sprawia, że zachowuje się jak nadęty osioł.- Nie wiem wobec tego, jak ci zapłacić.- Powiedziałem, żebyś o tym zapomniała.Zatrzymaj s w o j e perły i pieniądze.Pomimo dymu zdołała westchnąć głęboko.- Och, nie mogłabym tego zapomnieć.Uratowałeś m n i e przecież.Muszę ci podziękować.Gdybyś nie ugasił płomieni tak szybko i odważnie, spalilibyśmy się do cna.„Zycie nie jest takie piękne”.Spojrzał na nią.- Jedną z rzeczy, których się nauczyłem, to być przygotowanym na szybkie działania, gdy jestem w pobliżu ciebie.- I byłeś bardzo szybki - potwierdziła poważnie.Potrząsnął głową, niemal słysząc szum, z jakim jego sarkazm przeleciał wysoko ponad nią.Kiedy spojrzał, miała znów ten sam wyraz napięcia na twarzy.- Mam wrażenie, że masz coś uroczystego do powiedzenia.- Stajesz się bardzo domyślny.jak na mężczyznę.- Nie jestem pewien, jak mam rozumieć tę uwagę.- To był komplement.Nie sądzisz chyba, że chciałabym cię obrazić po tym, jak ocaliłeś mi życie?- Nie jestem bohaterem, Półdiablę.Dostrzegł błysk w jej oczach.Zbliżały się kłopoty.Znał t e n błysk aż za dobrze.- Czy wiesz, że niektóre ludy wierzą, że jeśli ktoś ocali komuś życie, ocalona osoba musi poświęcić całe życic swemu wybawcy?Stanął jak wryty.- To sprawa honoru.- Uśmiechnęła się do niego.- Słyszałeś o tym? - Przerwała na chwilę, po czym na jej twarzy pojawiło się współczucie.- Och, może po prostu nie pamiętasz.Masz przecież kłopoty z pamięcią.Czy przypuszczałeś, że den upadek na głowę może wywołać takie skutki? Nie patrz tak na mnie.Z największą przyjemnością pomogę ci w przy-inaniu sobie wszystkiego.Przecież ocaliłeś mi życie, Richardzie.- Gus warknął.Wyciągnęła rękę, by podrapać potwora za uchem.- Życie Gusa także.Spojrzał na psa i przemknęła mu przez głowę myśl, że może powinien był pozwolić im spłonąć.Warczenie psa przycichło, bestia przymknęła oczy w ekstazie, przechylając łeb tak, by Letty mogła podrapać również drugie oklapłe ucho.Po chwili przekrwione ślepia otworzyły się i Gus spojrzał na Richarda wzrokiem, w którym bynajmniej nie było oddania.Zdawał się mówić: „To jest cudowne, a ja jestem znacznie mądrzejszy od ciebie”.Richard pomyślał, że może pies ma rację.Nie poruszył się.Nie oddychał.Nie był w stanie.Wpatrywał się w dymiący płaszcz, który wciąż trzymał w ręku.W głowie miał zamęt.Próbował zanalizować sytuację i usiłował powoli, głęboko oddychać.Jeszcze przed chwilą był po prostu uwięziony z nią i tą bestią w pomieszczeniu o powierzchni dwadzieścia na dwadzieścia stóp.Wśród dymu.Na statku przemytników.Kara za grzechy dla zepsutego i aroganckiego lorda Downe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •