[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Skunks.Albo Pani Skunks, bo przecież będzie matką.- Wzięła kota ze stołu i powiedziała: - Biorę ją do siebie na górę, żeby mogła odpocząć.- Opuściła kuchnię, a bliźniacy zaraz za nią, kłócąc się o imię dla kota.Maddie pokręciła głową.- I co ja najlepszego zrobiłam?- Prawdopodobnie oszczędziła pani Liv i nam wielu kłopotów na najbliższe tygodnie.Pani Skunks tak ją zajmie, że Liv nie będzie miała czasu na brewerie.- Hallie uśmiechnęła się do Duncana.- Już u nas zamieszkałeś?- Tak, proszę pani.- Może czegoś ci trzeba? Napijesz się kawy?- Nie, dziękuję pani.Sprawdzę zamki, a potem położę się spać.- Duncan podszedł do kuchennych drzwi i zasunął rygiel, potem sprawdził okno i już go nie było.Maddie zerknęła na drzwi, za którymi znikł.- Jaki spokojny człowiek.- I jaki wielki.Za pierwszym razem śmiertelnie mnie wystraszył.Ale tak naprawdę jest bardzo życzliwy i miły.- Pytał mnie wcześniej, czy mógłby odwiedzić Dagny.Wygląda tak, jakby się o nią szczerze martwił.Co o tym sądzisz? - spytała Maddie.- Uratował mnie podczas pożaru, a Dagny wyrwał z rąk Abnera Browna.Na pewno nie zrobi jej krzywdy.Zresztą już przedtem wydawało mi się, że oni poczuli do siebie coś wyjątkowego.Może Duncanowi uda się nawiązać z nią kontakt.Pamiętam, że gdy się poznali, niedługo po śmierci taty, Duncan był pierwszą osobą, z którą Dagny chciała rozmawiać.Tak się wtedy o nią martwiłam, a teraz.Och, Maddie.Nie sądziłam, że może być jeszcze gorzej, ale jednak może, i to wszystko przeze mnie.Maddie chwyciła Hallie za rękę.- No, no, tylko nie rozpaczaj.Wszystko będzie dobrze.To nie twoja wina, że na Dagny napadnięto.Obwinianiem się niczego nie zmienisz i na pewno nie przywrócisz zdrowia siostrze.Przeciwnie, możesz w ten sposób jeszcze pogorszyć sprawę.Dagny potrzebuje twojej siły.A ty, moja panno, jesteś jedną z najsilniejszych młodych kobiet, jakie kiedykolwiek spotkałam.Dlatego weź się w garść!Hallie uśmiechnęła się.Maddie była dla niej bardzo życzliwa.- Będziemy się dobrze opiekować Dagny - dodała Maddie.- Tutaj jest bezpieczniejsza.Wszyscy jesteście bezpieczniejsi.- Ale czy nie sądzi pani, że trochę nas tu za dużo?- Nawet o tym nie myśl.Gdyby nie było tu ciebie ani dzieci, chodziłabym po tym domu i nie miała komu zrzędzić, jeśli nie liczyć mojego nieszczęsnego siostrzeńca.A, właśnie.Pokłóciliście się?- Nie.- To była prawda.Nie kłócili się.Znowu sama rzuciła mu się w ramiona, a potem z tego powodu uciekła z pokoju.Nie chciała go widzieć ani z nim rozmawiać.- Aha.- Maddie wydawała się zaintrygowana.- Wobec tego musiało go wyprowadzić z równowagi coś innego.Ostatnio, gdy go tu widziałam, wypadł za drzwi jak huragan, a minę miał posępną.Hallie nie chciała myśleć o Kicie, a rym bardziej rozmawiać o nim z Maddie.Wstała.- Jestem zmęczona.Pójdę się położyć.- Naturalnie, moja panno.Do zobaczenia rano.- Maddie starała się ukryć uśmiech doświadczonej osoby, ale jej się nie udało.Hallie postanowiła go jednak zignorować, tak samo jak ignorowała Kita.Życzyła Maddie dobrej nocy, opuściła przytulną kuchnię i szybko poszła na górę, gdzie zachowało się jeszcze trochę ciepła po pogodnym dniu.W sypialni zaraz zdjęła nocną koszulę z haczyka na drzwiach.Rozebrała się, włożyła koszulę przez głowę i podeszła do toaletki.Sięgnąwszy do szuflady po puzderko na szpilki do włosów, znieruchomiała.W powietrzu rozszedł się zapach tytoniu Kita.Przypomniało jej to, do kogo należy ta sypialnia.Nie chciała takich przypomnień.Wyszarpnęła sobie szpilki z włosów, wrzuciła je do puzderka i zatrzasnęła szufladę.Potem chwyciła za szczotkę, przerzuciła sobie długie, jasne włosy przez ramię i nerwowymi ruchami zaczęła rozczesywać splątane miejsca.Wciąż czuła zapach przypominający jej Kita.Odłożywszy szczotkę, podeszła do toaletki i wzięła fiolkę z wonnym olejkiem, którą tata przywiózł jej z Hawajów.Wyciągnęła koreczek i pokropiła olejkiem chusteczkę do nosa.Parę kropel zostało jej na palcach, więc wtarła je sobie w skórę za uszami.Potem podeszła jeszcze raz do toaletki, otworzyła szufladę i włożywszy tam chusteczkę, mruknęła:- No, nareszcie!Wróciła do wielkiego łoża, zdmuchnęła płomień lampy i wsunęła się pod górę pościeli.Naprawdę była zmęczona i obolała.Miała tylko nadzieję, że zmęczenie pozwoli jej zapomnieć o upajającym zapachu, który został w tym pokoju po jego właścicielu.– Jeszcze rundkę? - spytał Lee, podnosząc pustą butelkę po rumie.Milczenie.- Kit, napijemy się jeszcze? – Milczenie.Lee zerknął na przyjaciela.- Hej, wiesz, że idzie w naszą stronę siedem pięknych, nagich dziewczyn z rudymi włosami?- To dobrze - odparł Kit.Lee dalej snuł swą rozpasaną fantazję:- Jedna z nich ma tabliczkę.- Mhm.- A tam jest napisane: „Za jednego lek dla oczu, za piątaka lek dla rąsi, za dychę karolek".- Jaki Karolek?- Fredriksen - odparł Lee.Kit zamrugał i odwrócił się do przyjaciela.Lee patrzył na niego i uśmiechnął się kwaśno.- O czym ty mówisz?- Ach, o niczym szczególnym.Powinienem był ci opowiedzieć o wysokich blondynkach - odmruknął Lee i wskazał szklaneczkę Kita.- Napijemy się jeszcze?Kit zerknął na pustą butelkę- Ech, do diabła! Czemu nie?Lee głośno postawił butelkę na stole.- Hej, więcej rumu tutaj!W godzinę później Kit uniósł głowę ze stołu i spojrzał w swoją na wpół opróżnioną szklankę.- Jestem osioł.- Ja też - przyznał Lee.- Powinienem trzymać łapy z dala od Hallie, a nie potrafię - oznajmił Kit.- No, to jesteś osioł.- Wiem.- Kit podniósł do ust szklaneczkę i opróżnił ją z zawartości.- To wszystko jest moja wina.- Mhm.- Lee dolał Kitowi rumu.Połowa znalazła się na stole.- Powinienem był wcześniej sprzedać ładunek Jana.Zżarła mnie chciwość.- Mhm.- Lee przymknął jedno oko, żeby lepiej wycelować, i ponownie spróbował napełnić szklankę Kita.Trafił jednak strumieniem na żarzącą się fajkę.- Puściłem z dymem majątek zabezpieczający przyszłość jego dzieci.Muszę się teraz nimi zająć.Nie mają na świecie nikogo oprócz mnie.- Kit westchnął.- Lubisz tytoń rumowy? - zapytał Lee.- Bardzo.To mój ulubiony gatunek.- Cieszę się.- Dlaczego?- Tak pytam - odrzekł Lee uważnie wpatrując się w otwór w szyjce butelki.- Hallie naprawdę się zmieniła - stwierdził Kit.- Jasna sprawa.- Chyba nigdy nie widziałem włosów w takim odcieniu.A ty?- Nigdy.- Lee zrezygnował z napełniania szklanek i przytknął butelkę do ust.- Jest urocza.- Wspaniała - przyznał Lee, ocierając rękawem usta.Podał butelkę Kitowi.- Ale młodziutka.Czuję się jak stary rozpustnik.- Ja tam jestem rozpustnikiem.- Lee potoczył wzrokiem po sali.- Właśnie mi się zdawało, że chcesz wypuścić ptaszka z klatki.Potrzebujemy jakichś pań!Kit dokończył zawartości butelki.Lee pewnie miał rację.Potrzeba mu było kobiety.Może wtedy przy Hallie nie swędziałyby go ręce.Bądź co bądź, był jej opiekunem, powinien więc jej pilnować także przed sobą.Na stole z hukiem stanęła nowa butelka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •