[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lepiej już chodźmy.Szybko.Odwróciły się, gdy z zasnutego mgłą nieba spadł porcelanowy talerzyk, roztrzaskując się na kawałki dokładnie w tym miejscu, w którym przed chwilą stały.Amy aż wstrzymała oddech z przerażenia.– Widziałaś? – szepnęła.– Nie przejmuj się tym.Teraz najważniejsza jest lampa.Chodź!Ruszyły biegiem naprzód, znikając natychmiast w gęstej mgle.W uszach pobrzmiewał im tylko chrzęst żwiru, ich własny oddech oraz szum morza rozbijającego się o skały, toteż nie usłyszały pisku zamykanego na górze okna.14Zawsze szczerze przyznawaj się do winy.Uśpisz w ten sposób czujnośćswoich zwierzchnikówi w przyszłości będziesz mógł zrobićwięcej głupstw.Mark TwainCalum szarpnął dłońmi ku górze, a więzy ze sznura natychmiast pękły.Wtedy uwolnił nogi i zaczął szukać okularów.Leżały obok roztrzaskanej szklanki po whisky.Włożywszy je starannie na nos, wyskoczył na korytarz.Przyciskając chusteczkę do maleńkiej ranki na czole, pobiegł w stronę wschodniego skrzydła.Kątem oka dostrzegł jakiś gwałtowny ruch i zatrzymał się, by spojrzeć w górę schodów.Maleńka kędzierzawa główka wychylała się zza grubego słupa balustrady.– Dlaczego nie śpisz?– Ktoś ukradł chusty MacLachlanów.Widziałam.Czy to byli złodzieje? – spytała podnieconym szeptem.– Wracaj do łóżka, dziecinko.– Dlaczego nie śpimy w swoich pokojach?– Bo nie są jeszcze przygotowane.No, jazda do łóżka.– Gdzie tata?– Jest zajęty.Idź spać.– Czym zajęty?– To nie twoje zmartwienie.Oparła ręce na biodrach, uniosła podbródek i spojrzała na niego z góry.Ja też nazywam się MacLachlan.Fakt – pomyślał.Uparta Szkotka.– I zapominasz, kto jest twoim wodzem, maleńka? Chyba nie byłabyś na tyle głupia, żeby nie słuchać wodza?Przeżuwała w myślach te słowa, wpatrując się w niego przez chwilę, jakby kładła na szali konsekwencje swojej decyzji.Odwróciwszy się wolno, ruszyła po schodach na górę jak ktoś, kto wlecze za sobą kamień.W połowie drogi przystanęła i spojrzała na wuja zbyt poważnie jak na dziewczynkę w jej wieku.– Masz rację.Powinnam wracać do łóżka.– Z teatralnym westchnieniem, które o mało nie rozsadziło jej piersi, poszła wolno w górę, a już po chwili zniknęła za zakrętem.Gdy tylko usłyszał, że zamykają się za nią drzwi, pobiegł do sypialni brata i wpadł jak burza do środka.Eachann siedział na ogromnym krześle wśród nie sprzątanych; od miesiąca śmieci.Ręce miał przywiązane do stóp, a w ustach jabłko.Calum nie wypowiedział na głos myśli, która przyszła mu do głowy, gdy tylko zobaczył brata z jabłkiem w zębach, uwięzionego w pokoju na pierwszy rzut oka przypominającym chlew.Nie mógł jednak nie przyznać w duchu, że Pan Bóg wykazał się wspaniałym poczuciem humoru.Gdy wyjął mu jabłko z ust, Eachann mruknął coś i poruszył zdrętwiałą szczęką, a on tymczasem rozwiązywał mu ręce i stopy.– Jesteś ranny? – spytał wyswobadzając go ze sznura zawiązanego na co najmniej trzydzieści supłów.– Nie.– Eachann popatrzył na czoło brata.– A ty?– To nic.– Calum rozwiązał jeden z supłów i spojrzał ni pozostałe.– Chciała być pewna, że się nie wymkniesz, prawda?– A jak ty sobie poradziłeś? – Blondynka zawiązała tylko jeden supeł.I kokardkę.– Zerknąwszy na Eachanna, pokręcił tylko głową.Eachann wstał, rozcierając zdrętwiałe przeguby, po czyni łypnął w stronę drzwi.– Słyszałeś to?Calum odwrócił się gwałtownie.– Co? – Wydawało mi się, że coś stuknęło.– Nic nie słyszę – odparł Calum nasłuchując uważnie.Eachann uniósł ostrzegawczo dłoń – Cicho.Obaj stali nieruchomo przy drzwiach.Dźwięk jednak się nie powtórzył.– Pewnie mi się wydawało.Miałem wrażenie, że przed chwilą trzasnęły frontowe drzwi.Chyba nie byłyby na tyle głupie, żeby wrócić.Eachann podszedł do przeciwległej ściany, zdjął z niej strzelbę rzucił ją bratu.– Trzymaj to, a ja przyniosę lampy.– Strzelba? – Calum przenosił wzrok z broni na Eachanna.– Oszalałeś? Przecież nie będę strzelał do przerażonych kobiet, nawet jeśli jedna z nich walnęła mnie w głowę szklanką.Eachann przestał na chwilę gmerać w szafie.– Nie możemy wyjść bez broni.Twoja narzeczona zabrała ze sobą pistolet.– Ona nie będzie do nas strzelać.A poza tym nie jest moją narzeczoną.Nie zamierzam się w ogóle z nikim żenić, co zresztą omówimy sobie później.– Nie ma tu niczego do ustalania.Twoja narzeczona.– Ona nie jest moją narzeczoną.Ta kobieta, która związała cię wstążeczką, ma przy sobie naładowany pistolet, co powinno być dla nas wystarczającym powodem do tego, by również się uzbroić.Ale chciałbym przy tym zauważyć, że ona jest przerażona i błądzi gdzieś we mgle – płatał się Eachann.Calum pomyślał, że chyba wie, o co chodzi bratu.– Łap! – Eachann rzucił mu lampę.– Weź to i chodźmy.Szedł do drzwi zdecydowanym krokiem.– Musimy je znaleźć, nim spadną ze skał, bo nie będziemy mieli żon.– Ja nie zamierzam się z nikim żenić! Eachann? Eachannie!Calum mówił już tylko do ściany.Trzasnęły frontowe drzwi.Potrząsnął głową i w chwilę później również wyszedł na zewnątrz, przeczuwając nadchodzącą klęskę.15Na płocie siadły dwa stare kruki,Czas poświęcając dla nauki.O powodach oraz skutkachToczyła się ich dysputka.O chwastach, kwiatach i roślinach.Prawach natury i przyczynach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •