[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Błękitny Plik zawsze był najściślej strzeżoną z wojskowych tajemnic, a chroniący go kod należał do najlepszych w całym Królestwie.W ramach dodatkowego zabezpieczenia jego oznaczenie było generowane losowo, by nawet nazwa nie sugerowała zawartości.Komandor wiedziała jedynie, że ma z bazy danych King’s Own Regiment skopiować plik A110867Q23.I prawdę mówiąc, tylko tyle chciała wiedzieć.– W takim razie będę zmuszony znaleźć sobie klucz – uśmiechnął się mężczyzna.– Nie wiesz przypadkiem, gdzie mógłbym szukać?– Nie wiem.– Szkoda.No cóż, i tak dziękuję ci bardzo za pomoc.Jeśli jeszcze kiedyś potrzebowałbym jakiejś drobnej uprzejmości, odezwę się.I przegonił ją gestem ręki, od którego ponownie wzrosło jej ciśnienie.Posłusznie jednak odwróciła się i odeszła, rozkoszując się świadomością, że teraz wreszcie będzie w stanie zacząć wyrównywać rachunki.Uśmiechnęła się do siebie posępnie – to, co robiła, było ryzykowne i gdyby ktoś to odkrył, nim sama zacznie mówić, oznaczałoby śmierć w niesławie.Ale przez te lata zebrała dość materiałów w związku z żądaniami „patrona” i teraz potrzebowała jeszcze tylko paru tygodni, by dowiedzieć się, do czego był mu potrzebny Błękitny Plik.A wtedy będzie miała dość dowodów, by dogadać się z wymiarem sprawiedliwości.Tym bardziej że była skłonna zgodzić się na kilkuletni wyrok więzienia, byle tylko mości książę zadyndał.Komandor Anna Marąuette, adiutant drugiego Lorda Admiralicji Royal Manticoran Navy, odsalutowała wartownikowi przy Lwiej Bramie pałacu i szła dalej energicznym krokiem.Była tak zatopiona w myślach, że w ogóle nie zwróciła uwagi na ciemnowłosą kobietę, która od wyjścia z pałacu szła za nią.Nie powinna była zwrócić uwagi, gdyż kobieta owa od lat doskonaliła się w sztuce pozostawania niezauważoną i wtapiania się w tłum.Ruch o tej porze trudno było nazwać tłumem, ale i tak poruszała się wśród przechodniów, jakby miała czapkę niewidkę, pozostawiając za sobą bardziej wspomnienie ruchu niż rysopis w pamięci mijanych osób.Komandor Marąuette jak zwykle skręciła do parku Emingera, by skrócić sobie drogę, i zaczęła dochodzić do wniosku, że na dobrą sprawę nie musi wcale czekać.To w końcu był Błękitny Plik; to powinno wystarczyć samo z siebie, do tego, po co były mu potrzebne tak tajne informacje, niech już sobie dochodzą oficerowie śledczy.Kobieta dotknęła przycisku znajdującego się w lewej kieszeni kurtki, uaktywniając wszyte w kołnierz sensory podczerwone i wyświetlacz, jakim była soczewka kontaktowa w prawym oku.Obraz, jaki ujrzała, wywołał głęboką satysfakcję – najbliższe źródło ciepła o wielkości człowieka znajdowało się piętnaście metrów przed celem, a za nią na odcinku osiemdziesięciu metrów nie było nikogo.Uśmiechnęła się zimno: miała aż za dużo czasu, a fakt, iż cel wracał z pałacu do Admiralicji zawsze tą samą drogą, ułatwił jej zaplanowanie wszystkiego.Prawą dłonią wykonała przedziwny, skomplikowany gest, jakiego nie dałoby się zrobić przypadkiem: poczuła w dłoni cieniutki, cieńszy od słomki walec, który wysunął się z rękawa.Zrobiła trzy długie, szybkie kroki, doganiając cel, i otarła się o niego energicznie lewym ramieniem.Marąuette obróciła głowę zaskoczona nagłym kontaktem.– Och, przepraszam bardzo – powiedziała kobieta i uniosła prawą dłoń.Marąuette dostrzegła walec dopiero, gdy miała go pod nosem, ale i wówczas nie zaniepokoiło jej to.Zrobił to dopiero syk sprężonego powietrza wpuszczający prosto w dziurki od nosa ładunek nanotechów opracowanych specjalnie pod parametry jej organizmu.Ale wtedy było już za późno, bo nim zdołała wydobyć z siebie głos, niewidzialni zabójcy przystąpili do działania.Jego skutek każda poza najdokładniejszą autopsja musiała uznać za gwałtowny wylew krwi do mózgu zakończony prawie natychmiastową śmiercią.Kobieta nie zawahała się ani nie zwolniła kroku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •