[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Substancje te przyswajane są w o wiele większych ilościach.Następuje niesłychanie szybki rozrost tkanek i kości.Jeśli wstrzyknąć psu przeciwny związek, to zwolni on tempo sekrecji przysadki mózgowej i ciało niezmiernie szybko zacznie tracić tkanki poprzez wydychanie powietrza i pocenie się; po całodziennym śnie pies zbudziłby się jako osobnik pięć lub sześć razy mniejszy od normalnego.Niewątpliwie cały proces odbywałby się zupełnie tak samo w przypadku istoty ludzkiej.Russell kręcił głową.— Doprawdy wynalazł pan te związki? Rzeczywiście zostały wypróbowane na zwierzętach?— Naturalnie, i to z wielkim powodzeniem.Ale zanim opublikuję wyniki badań, muszą być kompletne.— To zupełna bajka — zauważył młody człowiek.— Oczywiście nie wątpię w pańskie słowa, ale robienie z małego dużego i odwrotnie, to jedna z rzeczy, które trzeba zobaczyć, żeby w nie uwierzyć.Garland roześmiał się, ponownie zapalając zgasłego papierosa.— Pokażę panu jutro w laboratorium coś, co sprawi, że pan uwierzy — powiedział.— Mógłbym i dziś jeszcze to zrobić, ale boję się, że pańskie sny byłyby koszmarne.— A propos snu: prawie już zasnąłem — rzekł ziewając Russell.— Nie wiem, czemu jestem dziś taki senny.— Normalny wpływ naukowego wykładu — wyjaśnił Garland.— Proszę się nie tłumaczyć, przyzwyczajony jestem do tego.Kiedy zaczynałem się szeroko rozwodzić, Mor-feusz zawsze królował wśród moich słuchaczy.— To raczej wpływ mych dzisiejszych zmagań — odrzekł śmiejąc się Russell.— Czy mam spać w tym samym pokoju, w którym byłem? Rano będę chyba na tyle wyspany, by przyjrzeć się pańskiemu eksperymentowi.— Proszę się nie martwić, wyśpi się pan — odpowiedział doktor z uśmiechem.— Jako pierwsza osoba stanowiąca towarzystwo od tygodnia, nie zdoła pan uniknąć niemiłosiernego zanudzania!1138 — Tchnienie grozyRozbierając się Russell stwierdził, że mimowolnie się przeciąga i potężnie ziewa.Ledwie dotknął głową poduszki — już zasnął.Posłyszał tylko jeszcze jakieś drapanie i chrobot za ścianą czy pod podłogą.Gdy obudził się, pierwszym uczuciem, jakiego doznał, było dziwne odrętwienie całego ciała i mdłości.Poruszył się — czuł się dziwnie niezgrabny; przetarł oczy, usiadł.Otworzył oczy szeroko, zamrugał, rozejrzał się dokoła.Rozzłościł się, że nic nie może z tego zrozumieć.W chwilę potem osłupiał.Serce mu załomotało.Nie był w swoim łóżku, tylko spoczywał zupełnie nagi na grubej warstwie jakiejś poskładanej tkaniny, leżącej na podłodze.Nie był w pokoju, w którym się położył.Podłogę pomieszczenia stanowiła gładka, bardzo gruba tafla szkła.Po bokach wznosiły się błyszczące ściany wielkiego, szklanego pokoju, zalanego słońcem.Niepewnie stanął, wydając nieartykułowany okrzyk.Na bodaj dwadzieścia stóp w górę wznosiły się wokół grube na stopę szklane mury, bez drzwi, okien czy innego otworu.U góry — ściany się urywały.Russell, potykając się, podszedł do ściany swego dziwnego szklanego więzienia i nieprzytomnie popatrzył przez nią.Z ust wydarł mu się nowy chrapliwy okrzyk.Widział coś, co było zarazem znane i niezmiernie dziwne, groteskowe.Wielki szklany pokój zdawał się spoczywać na długiej i szerokiej platformie z oksydowanego metalu, na niej zaś tu i ówdzie stały przedmioty o znanych kształtach — metalowe i szklane zlewki, retorty, wagi i mikroskop, lecz wszystko było olbrzymie.Wielka rura mikroskopu była dwa razy wyższa od niego! W zlewkach mógłby się schować.Potoczył się ku drugiej ścianie czworokątnego pomieszczenia.Widok stąd był odmienny: niedaleko tafli szklanej było okno — też olbrzymie.Widział przez nie rozżarzoną tarczę zachodzącego słońca, a na jej tle chwiały się gałęzie jakichś niespotykanych, gigantycznych drzew!Russell, bełkocząc coś, podszedł do następnej ściany i teraz zrozumiał, że wokół jest olbrzymi pokój o rozmiarach114katedry, czworokątny, z białymi ścianami i sufitem.Stały w nim olbrzymie stoły i krzesła kilka razy wyższe niż sam Russell.Jego kwadratowe szklane więzienie spoczywało właśnie na jednym z takich ogromnych metalowych stołów.Osłabiony mózg Russella pojął wreszcie.Olśniło go: przypomniał sobie, co Garland mówił poprzedniego wieczora, jak spokojnie stwierdzał, że posiada swoistą moc.Russell, ogarnięty przerażeniem, padł na błyszczącą podłogę.W następnej chwili jego otępiałą głowę przeniknął głośny trzask i brzęk, który sprawił, że Russell zerwał się na nogi.Jedne z wielkich drzwi rozległego pokoju otworzyły się nagle i wszedł człowiek olbrzymiego wzrostu.Straszna postać, mająca chyba trzydzieści albo czterdzieści stóp wysokości.Olbrzym ten podszedł do więzienia Russell?.; stąpanie — jak grzmot.Był to Garland.Oczy jego błyszczały zainteresowaniem, gdy pochylił się nad szklanym naczyniem.Kiedy olbrzymia głowa zajrzała przez otwarty wierzch, sparaliżowany strachem Russell zobaczył, że olbrzymie usta poruszają się i dobiegł go potężny huk głosu Garlanda:— Obiecałem, że pokażę coś, co przekona pana o celowości mej pracy.Proszę popatrzeć na to coś, na siebie samego!— Niech cię diabli wezmą, Garland! — Russell łkał po prostu z wściekłości i przerażenia.— Co pan ze mną zrobił? Jakiegoś Pigmeja!Głośny śmiech uczonego zahuczał nad nim:— Nie trzeba sobie brać tego tak do serca, Russell.Nie pan pierwszy stwierdza, że jest wysoki na stopę.Wallace, Lowerman i inni moi szanowni współpracownicy też nie są więksi od pana! Nie jest pan sam.Wallace i inni.— Russell, gdy to usłyszał, prawie zapomniał o swym okropnym położeniu.— Pan z nimi to samo zrobił? — zawołał.— To samo! — zagrzmiał głos.— Czy myśli pan, że ograniczę moją teorię tylko do zwierząt i nigdy nie wypróbuję jej na ludziach? Ludzie to dla mnie tylko obiekt doświadczeń! Same świnki morskie! Wszystko dla prawdy! — Wielkie oczy uczonego gorzały.115— Udoskonaliłem oba związki przed dwoma tygodniami.Tamtych pięciu dostało preparat zmniejszający.Wstrzyknąłem im, kiedy spali pod wpływem narkotyku.Równie łatwo można by wypróbować drugi środek, ale za dobrze wiem, jak mogą zareagować po obudzeniu, gdybym z nich zrobił olbrzymów.Kurczyli się w oczach.Zabrałem ich tutaj, do laboratorium; kiedy przestali się kurczyć, przygotowałem im prowizoryczne pomieszczenie i chciałem zastosować odwrotny środek, gdy się obudzą.Byłoby to bez niebezpieczeństwa dla mnie.Byli oszołomieni i wściekli, zachowywali się tak jak pan, ale chciałem zrobić drugą próbę nawet wbrew ich woli.Świnki morskie! Niestety, uciekli.Niech ich diabli wezmą! Wyrwali się w nocy dziurą zrobioną przez szczura i ciągle gdzieś się czają w pobliżu.Słyszał ich pan wczoraj pod drzwiami? Mam nadzieję, że szczury się do nich wezmą z czasem.Człowiek wysoki na stopę na pewno nie da rady dorosłemu szczurowi czy wężowi.Potrzebowałem jednak dalszego obiektu doświadczalnego i los mi pana zesłał.Byłbym wypłynął na pomoc, gdyby pan sam nie wydobył się na brzeg.Dostał pan narkotyk przy kolacji i stąd ta senność.Zmniejszał się pan z każdą minutą, aż stal się pan wspaniałym dowodem mojego odkrycia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •