[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dobrze będzie znowu zobaczyć łopoczącego na wietrze Złotego Żurawia.Lan skinął głową.Położyć rękę na sztandarze i poniechać tego, co sobie obiecał przed tyloma laty, albo powstrzymać ją, jeśli zdoła.Tak czy inaczej będzie musiał się zmierzyć z Edeyn.Walka z Ugorem z pewnością byłaby znacznie łatwiejsza.Pogoń za widmem proroctwa, stwierdziła Moiraine pod koniec pierwszego miesiąca, niewiele miała w sobie ze smaku przygody, była za to bolesna z powodu obtarć od siodła i frustrująca.Nieodwołalna konieczność stosowania się do Trzech Przysiąg wywoływała wrażenie, że pierzchnie jej skóra.Okiennice zaszczekały na wietrze, przesunęła ciężkie drewniane krzesło, przeganiając zniecierpliwienie łykiem herbaty bez miodu.W kandoryjskim domu żałoby wygody przykrawano do minimum.Nie byłaby całkiem zdziwiona, gdyby zobaczyła szron na rzeźbionych w liście meblach albo na metalowym zegarze ustawionym nad zimnym paleniskiem.– To wszystko było takie dziwne, moja lady – westchnęła pani Najima i po raz dziesiąty przytuliła swoje córki.Trzynasto-, może czternastoletnie Colar i Eselle, stojące przy krześle matki, miały jej długie czarne włosy i wielkie niebieskie oczy pełne żalu.Oczy matki, w twarzy skurczonej od tragedii, też wydawały się duże, a jej prosta szara suknia wyglądała jak uszyta na roślejszą kobietę.– Josef zawsze uważał na latarnie w stajni i nigdy nie pozwalał wnosić otwartego ognia, pod żadną postacią.Chłopcy pewnie zabrali małego Jerida, żeby sobie popatrzył na ich ojca przy pracy, i.– Kolejne głuche westchnienie.– Wszyscy znaleźli się w potrzasku.Jakim sposobem cała stajnia tak szybko stanęła w płomieniach? To zupełnie nie ma sensu.– Niewiele z tego, co się dzieje, nie ma sensu – pocieszyła ją Moiraine, odstawiając filiżankę na mały stolik, tuż obok łokcia.Współczuła jej, ale kobieta zaczynała się już powtarzać.– Nie zawsze możemy dostrzec powód, ale możemy pocieszać się wiedzą, że jakiś istnieje.Koło Czasu wplata nas do Wzoru tak jak chce, ale sam Wzór to dzieło Światłości.Musiała stłumić grymas, gdy dotarła do niej treść własnych słów.Tę rotę należało wypowiadać z namaszczeniem i powagą, na które z racji młodego wieku nie było jej stać.Gdyby tylko czas potrafił biec szybciej.Za pięć lat powinna osiągnąć pełnię sił i nabyć niezbędnego dostojeństwa i powagi.Ale z kolei wyraźny brak piętna wieku na obliczu, który przychodził wraz z dostatecznie długim paraniem się Jedyną Mocą, jedynie by jej utrudnił obecne zadanie.W żadnym razie nie mogła sobie pozwolić na to, aby ktoś powiązał jej wizyty ze sprawami Aes Sedai.– Jako rzeczesz, moja pani – mruknęła uprzejmie druga kobieta, ale niebaczny ruch jasnych oczu zdradził jej myśli: Ta cudzoziemka jest głupim dzieckiem.Mały niebieski kamyk kesiery zwisający z cienkiego złotego łańcuszka na czole Moiraine oraz ciemnozielona suknia z biegnącymi przez pierś sześcioma podbitymi innym kolorem rozcięciami – mimo że miała prawo do znacznie liczniejszych – sprawiały, że pani Najima uważała ją za poślednią cairhieńską szlachciankę, jedną z wielu wędrujących po świecie od czasu, gdy Aielowie zrujnowali Cairhien.Szlachcianka z pomniejszego domu, o imieniu Alys, a nie Moiraine, która składała wizyty kondolencyjne, sama w żałobie po swym królu zabitym przez Aielów.Tę fikcję utrzymywała bez trudu, mimo że w najmniejszej mierze nie opłakiwała śmierci swego wuja.Być może wyczuwając, że jej myśli są aż nadto widoczne, pani Najima powiedziała szybko:– Tu idzie o to, że Josef miał zawsze wiele szczęścia, moja lady.Wszyscy tak mówili.Powiadali, że kiedy Josef Najima wpadnie do jakiej dziury, to na dnie znajdzie opale.Kiedy odpowiedział na wezwanie lady Kareil, by walczyć z Aielami, zamartwiałam się, a on tymczasem wyszedł z tego bez jednego zadrapania.Kiedy wybuchł dur, nie tknął ani nas, ani dzieci.Josef wkradł się do łask lady, nawet się nie starając.Wydawało się wonczas, że Światłość zaiste nam sprzyja.Jerid urodził się cały i zdrów, wojna zaś dobiegła końca, wszystko w ciągu paru dni, a kiedyśmy przybyli do domu, do Canluum, lady dała nam te stajnie w zamian za służbę Josefa i.i.– Przełknęła łzy, których nie chciała uronić.Colar zaczęła łkać i matka przytuliła ją mocniej, szepcząc słowa otuchy.Moiraine wstała.Kolejny raz to samo.Nic tu po niej.Jurine też wstała – niewysoka kobieta, a mimo to prawie o dłoń wyższa od niej.Obie dziewczynki mogły jej spojrzeć prosto w oczy.Od wyjazdu z Cairhien zdążyła się do tego przyzwyczaić.Z wysiłkiem się pohamowała, wymamrotała kolejne kondolencje i kiedy dziewczynki poszły po jej podbity futrem płaszcz oraz rękawiczki, spróbowała wcisnąć w dłoń kobiety irchową sakiewkę.Małą sakiewkę.Zdobywanie funduszy wiązało się z wizytami u bankierów i zostawianiem wyraźnych śladów.Co wcale nie znaczyło, by Aielowie zostawili jej majątki w takim stanie, żeby mogły jeszcze przez wiele lat dostarczać jakichś pieniędzy.I żeby ktoś mógł jej szukać.A mimo to byłoby zdecydowanie nieprzyjemnie, gdyby ją jednak zdemaskowano.Kobieta hardo odmówiła przyjęcia sakiewki.Moiraine zirytowała się.Nie dlatego, że odrzucono jej pomoc.Rozumiała, czym jest duma, poza tym lady Kareil już zadbała o tę kobietę.Powodem irytacji było pragnienie, by nareszcie sobie stąd pójść.Jurine Najima straciła męża i trzech synów podczas jednego ognistego poranka, ale jej Jerid urodził się w niewłaściwym miejscu, o jakieś dwadzieścia mil za daleko.Poszukiwania trwały.Moiraine nie podobało się, że czuje ulgę na wieść o śmierci niemowlęcia.A mimo to ją czuła.Na zewnątrz, pod szarym niebem, otuliła się szczelnie płaszczem.Ignorowanie zimna było prostą sztuczką, ale każdy, kto by się przeszedł ulicami Canluum w rozpiętym płaszczu, przyciągnąłby spojrzenia.A w każdym razie każdy cudzoziemiec, chyba że była to ewidentnie Aes Sedai.Poza tym niedopuszczanie do siebie zimna bynajmniej nie sprawiało, że człowiek go nie zauważał.Nie pojmowała, jak ci ludzie mogą to nazywać „nową wiosną” bez choćby odrobiny ironii.Mimo lodowatego wiatru, który wiał ponad dachami, kręte ulice były zatłoczone i musiała się przeciskać przez skłębioną masę ludzi, fur i wozów.Do Canluum z całą pewnością zawitali przybysze z całego świata.Obok niej przepchnął się Tarabonianin z sumiastymi wąsami, mrucząc pospieszne przeprosiny, i oliwkowej karnacji kobieta z Altary, która spojrzała wzgardliwie na Moiraine, potem zaś Illianin z brodą, ale wygolony pod nosem, bardzo urodziwy i bynajmniej nie za wysoki.Innego dnia, w innym mieście ucieszyłby ją jego widok.Teraz ledwie go zauważyła.To kobiety obserwowała, zwłaszcza te dobrze odziane, w jedwabiach albo cienkich wełnach.Gdyby jeszcze nie było wśród nich aż tylu w woalach.Dwukrotnie spostrzegła Aes Sedai kroczące przez tłumy, żadnej jednakże nie znała.Żadna nie spojrzała w jej stronę – spuszczały głowę i trzymały się drugiej strony ulicy.Być może i ona powinna była przywdziać woal
[ Pobierz całość w formacie PDF ]