[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale będę zerkać na prawe wzgórze.Aha, jednak nie kłamał.Są ogniki.Niczym małe blade kwiatuszki.Jak drżą! Pewnie proszą niebiosa o deszcz, żeby rosnąć.Oho, rosną! Jeszcze jak rosną!!! Cóż, nos w ziemię…Ale mi błyskawica! Barbridge mówił, że omal nie oślepł i nie ogłuchł, kiedy pierwszy raz się tu znalazł.Potem podobno się nauczył – zaciskał powieki i otwierał usta.Nie wygląda mi na to, żeby trzeba było zamykać oczy i otwierać usta.Chociaż skóra na twarzy kłuje.Jak pod odświeżającą maseczką.Pamiętam, jak poszłam do salonu kosmetycznego na Siódmej Ulicy! Niedługo przed powrotem Reda z więzienia.Nawet próbowałam przepłacić.„Proszę wybaczyć, droga pani, dzisiaj nie robimy maseczek.Nie, ostrzyc też nie możemy.Manikiur? Manikiurzystka zachorowała.Tak, tylko jedna…” Ale potem, jak im Red złożył wizytę, obsługiwali pierwsza klasa.Chociaż pyski odwracali w drugą stronę.Pieniądze zresztą brali, nie brzydzili się…O, jeszcze jedna „błyskawica”.Psyk, a nie błyskawica! Ojejku, a powietrze jakie świeże! Jak po burzy.Wydaje się, że można by je pić.I zmęczenie gdzieś zniknęło…A gdzie trzecia błyskawica? Kwiatuszki na zboczu zupełnie zgasły.Wystraszył mnie jednak, stary grzyb.Albo okłamał… Jest obiecany kamień.Przenajświętsza Dziewico, stary grzyb nie kłamał – czubek kamienia jest cały opalony! Widać niejedna błyskawica huknęła!Tak, nie kłamał, stary grzyb.Ale jeśli nie kłamał, to co to jednak wszystko oznacza? Czyżby Strefa każdego człowieka inaczej witała? Barbridge’a – błyskawicami, i nurkuj w błoto z głową.A mnie – świeżym powietrzem, i oddychaj sobie peŁ piersią… A niby dlaczego nie? Strefa to Strefa! I nie będziemy o tym rozmyślać.Kicham na Barbridge’a i na błoto, w które nurkował! Ja muszę iść do Reda…A oto furgonetka.Właśnie ta, farba z niej oblazła.W jej cieniu Barbridge radził odpocząć, ale nie potrzebuję odpoczynku.Co prawda z lewej, nad stertą starych desek, powinien przebywać jakiś „wesoły upiór”, ale do niego daleko.I chwała Jezusowi, dlatego że nie wiadomo, co to jest… Co to jest „łysica” z prawej, już wiem, ale tam mógłby wleźć tylko ślepy.!I w ogóle wszystkie te „łyse upiory” teraz nie są najważniejsze.Najważniejsze jest to, że na samej trasie nie będzie więcej pułapek.I niezależnie od tego, czy Barbridge we mnie wątpił, doszłam.Pewnie, trzeba staremu podziękować.Gdyby nie jego rady, nie jego mapa, leżałabym gdzieś jako kupka szarych szmat.A potem nanieśliby mnie na mapę jako nowy punkt orientacyjny.Któryś ze stalkerów, przechodząc obok, myślałby: „To pewnie tu leży ta głupia, co polazła do Strefy bez przewodnika”.Oczywiście, gdyby Barbridge opowiedział o mnie innym… Bo inaczej widniałabym jako bezimienny krzyżyk.W sumie to stary chciał mnie nastraszyć.Tyle strachów opisał, tyle pułapek na mapie narysował.W rzeczywistości psyknęło tylko i tyle… Chyba żeby patrol koło cmentarza policzyć za pułapkę! Ale tamci się czegoś wystraszyli, zwiali jak szaleni.Nawet krzaków nie przeszukali, w których schowane są samochody.Tak, teraz nowy punkt – o, ta czerwona plama, skąd droga zaczyna opadać do wyrobiska.Nie, pewnie stary specjalnie powymyślał te swoje pułapki, żeby inni nie pchali się do Złotej Kuli.Odstraszał stalkerów tymi swoimi pułapkami.„Łysice”, wszystkie „wesołe upiory”, i „zielenizny”… Bajki dla durniów… Zresztą ma rację.Gdyby każdy mógł przyjść do Złotej Kuli ze swoim życzeniem, świat szybko poszedłby w diabły.Ludzie bywają różni i życzenia mają różne.Komuś do pełni szczęścia wystarczy bratowa w łóżku, a innemu trzeba cisnąć do stóp kulę ziemską…Dobra, naprzód, koleżanko! Tylko dlaczego tak się trzęsiesz? Znowu to uczucie.Jak w nocy na cmentarzu, kiedy uciekał patrol.Jakby ktoś z nieba mi się przyglądał.Pewnie to oczy Strefy.– Widzisz, Strefo, jestem twoja! Skoro już pozwoliłaś mi dojść aż tutaj, to pozwól przejść i te ostatnie kilkaset jardów, proszę cię! Przecież to tak niedużo…A może mnie okłamał, stary grzyb? Co do czerwonej plamy wszystko jasne, to rzeczywiście kabina koparki.Za nią pasmo w kolorze zupy mlecznej.Widocznie dalszy brzeg wyrobiska… Ale czy jest tam Złota Kula? I czy jest tam Red?Ojejku, znowu pali.Jak przy piecu… Mógł okłamać, stary grzyb! Przecież interesy interesami, ale Red czuje do niego obrzydzenie.Wystarczy sobie przypomnieć, jakim tonem rozmawia ze starym.Jakby nie mógł mu czegoś wybaczyć.To do Barbridge’a podobne – puścić mnie w wyprawę po nic.Wyobraża sobie teraz, jak żona Rudego podchodzi do skraju wyrobiska, patrzy w dół, a tam nie ma żadnej Złotej Kuli.Wyobraża sobie i chichoce.Jak chichotał ostatnio, rozmawiając z Redem… Bydlak beznogi!Ojejku, co tak się wściekam?! Za wcześnie jeszcze na wściekanie się.O, Red to by się wściekł.Tak by się wściekł, że nie daj Panie Boże! Dlatego to niemożliwe, żeby tam nie było Kuli.Wtedy Red, wróciwszy z „ryb”, poprzetrącałby mu kulasy.Chociaż jakie, do diabła, Barbridge ma kulasy! To znaczy: poprzetrącałby łapy.Może i łeb by urwał.Barbridge to dobrze wie.Przenajświętsza Dziewico, doszłam, jest wyrobisko.Koparka, droga idzie w dół.Wszystko, jak mówił stary.A oto i kula.Tylko dlaczego nie jest złota, a czerwona.I…– Red! Odwróć się! Nie słyszysz?! – Red!Co się patrzysz na kulę, tutaj popatrz!– Red! To ja! Znalazłam cię!Nie, nie słyszy… Przenajświętsza Dziewico, nawet się nie poruszył.Zupełnie się nie rusza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]